Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi wykopowicze może pamiętają moje wpisy postowane przez @Mleko_O pod tagiem #iiwojnaswiatowawkolorze Wpisy, jeśli się przyjmą, będą ukazywać się pod tagiem #wojnawkolorze

81 lat temu...

STALINGRAD - PUNKT ZWROTNY?

W zeszłym roku uraczyłem Was wpisem o ostatnich dniach stalingradzkiego kotła - operacji ''Kołco'', która dobiła oblężoną niemiecką 6. Armię ''marszałka'' Paulusa. O 10:30 2 lutego 1943 roku ostatnie oddziały niemieckiego XI. Korpusu generała Karla Streckera poddały się w ruinach słynnej fabryki traktorów im. Feliksa Dzierżyńskiego. Batalia po stu sześćdziesięciu trzech dniach dobiegła końca.

A wówczas...

A wówczas, gdy umilkły działa, narodziła się legenda.

Pisano o punkcie zwrotnym wojny, o początku końca, o bitwie, która ocaliła cywilizację i o której będą się uczyć kolejne pokolenia. Co najciekawsze, opinie takie wysuwali głównie Alianci - Brytyjczycy i Amerykanie. Grozą powiało też w Niemczech. Nie jest przypadkiem, że 18 lutego 1943 roku Joseph Goebbels w swoim słynnym przemówieniu w berlińskim Pałacu Sportu ogłosił ''wojnę totalną''. Niemcom w oczy zajrzało widmo klęski. Odległej jeszcze, dalekiej - ale klęski. Zaczęli szukać sposobów na jej uniknięcie: wykorzystali propagandowo sowieckie zbrodnie, takie jak Katyń i Winnicę, zaczęli przyjmować do SS ''niearyjskich'' ochotników. Przestawili też wreszcie gospodarkę na tory wojenne. Ta dotąd funkcjonowała, jakby żadnej wojny nie było. Adenoid Hynkel panicznie bał się powtórki z I WŚ i wzrostów nastrojów rewolucyjnych, spowodowanych głodem i niedoborami.

Jednak w samym Związku Radzieckim mit Stalingradu rodził się bardzo, bardzo powoli. Do końca wojny nikt nie odważył się nazwać Stalingradu ''punktem zwrotnym''. Jeszcze w styczniu 1943 roku wielu czerwonoarmistów, którzy oblegali miasto, nie wierzyło w niemiecką klęskę. ''Otoczyliśmy Niemców, ale ich nigdy nie pokonamy'', mówili. Podobne było zdanie cywilów. Sprawa była tak paląca, że raport o tym trafił na biurko samego Ławrientija Berii. Stalin również miał opory by tak określać tę bitwę i wymieniał ją bez wyróżniania, pomiędzy innymi.

Dlaczego więc najmniejszą wiarę żywili najwięksi zwycięzcy Koalicji Antyhynkelowskiej w tym okresie?

* * *

Korzeniem stalingradzkiej legendy stało się wiele czynników. Po pierwsze długość. Bitwa o Stalingrad była najdłuższą lądową bitwą II Wojny Światowej w Europie. Przebijała kampanię polską, norweską, francuską, bałkańską. A była to tak naprawdę bitwa tylko o jedno miasto. Ustępowała tylko kampanii na wyspach Salomona, toczonej w tym samym okresie.

Była to pierwsza bitwa II Wojny Światowej, w której Niemcy ponieśli takie straty. Nigdy wcześniej nie utracili nawet jednej całkowicie zniszczonej dywizji, o korpusie nie wspominając. Tutaj zginęła cała armia. I to jaka! 6. Armia - największa, najodważniejsza, najbardziej przebojowa z niemieckich armii! Jej żołnierze mieli najwięcej odznaczeń za męstwo w boju. Sam Hynkel mówił, że ''z 6. Armią może szturmować Niebo!''. Unicestwionych zostało 20 dywizji, w tym trzy pancerne. Do niewoli poszedł ''marszałek'', 22 generałów, 2500 oficerów i 107 000 innych żołnierzy. A do tego doliczyć trzeba wojska sojusznicze. Ponadto, kampania stalingradzka była pierwszą ''nowoczesną'' bitwą - bitwą miejską, której przebieg był relacjonowany w mediach niczym mecz. Zdjęcia i nagrania zniszczonych niemieckich armat, samolotów, czołgów, kopce gruzów z wystającymi kikutami kominów, zrujnowane budynki bez dachów i długie kolumny wynędzniałych jeńców obiegały świat. Wszystko to okraszone pordzewiałymi hełmami, zwojami drutu kolczastego, szkieletami rozdziobywanymi przez głodne ptaki - oszałamiało niczym antyczna tragedia.

Do tego nazwa miasta: Stalingrad. Zbiegiem okoliczności, splotem wydarzeń, o których już mało kto pamiętał, miasto nosiło imię sowieckiego wodza. Czyż nie mogło być większe dopełnienie tej historii?

Alianci, po miesiącach i latach klęsk, byli złaknieni sukcesu na taką skalę. Potrzebowali go jak chleba, jak powietrza. Armia Czerwona im go dała.

* * *

W rzeczywistości Stalingrad nie był żadnym punktem zwrotnym. Ani II Wojny Światowej w ogóle, ani w Europie.

Jak bowiem wiemy, II Wojna toczyła się na całym świecie i wyróżniamy kilka teatrów działań wojennych. Poza Europą - także Afrykę (dzieloną na Północną i Wschodnią) i Azję (którą to zwyczajowo dzieli się na Pacyfik oraz Chiny i Birmę), a także Bliski Wschód, Atlantyk i Ocean Indyjski.

Jak się wszyscy domyślacie, kampania w Stalingradzie nie miała najmniejszego wpływu na przebieg walk w Azji, bowiem tam ZSRR był neutralny aż do 1945 r. Toczona niemal równolegle z walką o nadwołżańskie miasto bitwa o Guadalcanal - oznaczająca ''stop'' japońskiej ekspansji na Pacyfiku - rozegrała się między Amerykanami i Japończykami bez żadnego udziału Związku Radzieckiego. Ba, znaczna część historyków upatruje początków klęski Imperium Japonii w bitwie pod Midway 4 czerwca 1942 roku, gdzie japońska flota straciła cztery bezcenne lotniskowce. A więc na miesiące przed w ogóle rozpoczęciem batalii o Stalingrad.

Także afrykański teatr działań wojennych toczył się bez jakiegokolwiek udziału Sowietów. A właśnie tam, także w trakcie bitwy o Stalingrad, doszło do dwóch wielkich ''punktów zwrotnych'': najpierw zatrzymania, a potem pokonania niemiecko-włoskiej Armii Pancernej ''Afryka'' w bitwie pod El-Alamein (23 października-4 listopada 1942 r.), oraz lądowania Amerykanów w Algierii i Maroko (8 listopada 1942 r.), co wyeliminowało neutralną (acz zależną od Niemiec) Francję Vichy. Zepchnęło to Niemców i Włochów do Tunezji, gdzie - osaczeni z każdej strony - zostali ostatecznie pokonani 13 maja 1943 roku. W tak zwanym ''Tunisgradzie'' zniszczeniu uległa cała Grupa Armii ''Afryka'', a do niewoli poszło 250 000 jeńców, z czego 130 000 Niemców. Było to więcej, niż w Stalingradzie.

(napomknę tylko, że w Tunezji ''tchórzliwi Włosi'' poddali się ostatni i to na osobisty rozkaz łysego dziennikarza)

Tu trzeba pokrótce jeszcze wspomnieć o innych ''teatrach''. Niektórzy historycy punktu zwrotnego doszukują się - wcale słusznie w mojej ocenie - w dwóch bardzo zapomnianych i krótkich kampaniach II WŚ: walkach na Bliskim Wschodzie wiosną 1941 r. i lądowaniu Aliantów na Madagaskarze wiosną 1942 r.

Jak niektórzy kojarzą z moich wpisów, w maju 1941 roku wybuchło antybrytyjskie powstanie w kontrolowanym przez Brytyjczyków Iraku. Irakijczycy, dowodzeni przez Raszida Ali al-Kilaniego zamierzali wyrzucić brytyjskich kolonizatorów i słali apele do Niemców o udzielenie pomocy. Ponieważ Niemcy byli wtedy zajęci przygotowaniem do lądowania na Krecie i walkami w Afryce, a nader wszystko - przygotowaniami do Unternehmen ''Barbarossa'' - zbyli prośby Irakijczyków i wysłali raptem 29 samolotów do wsparcia powstańców. Losy i znaczenie ''Fliegerführer Irak'' mogę opisać niebawem, jeśli będzie zainteresowanie. Powstanie zostało szybko zdławione, a niedługo później Brytyjczycy i tzw. ''wolni Francuzi'' wkroczyli do kontrolowanej przez Francję Vichy Syrii i Libanu. W połączeniu z anglo-sowiecką agresją na Iran w sierpniu 1941 r., oraz upartą neutralnością Afganistanu oznaczało to zablokowanie obecności Niemców na Bliskim Wschodzie - pełnego życiodajnej ropy i pozwalającego być bliżej Japonii. Być może nawet z nią współdziałać.

Drugi przykład - Madagaskar - to operacja kompletnie zapomniana, a istotna, bowiem i on był kolonią Francji Vichy. Jednak to właśnie tam Niemcy i Japończycy snuli plany założenia wspólnej bazy przeciwko brytyjskiej żegludze na Oceanie Indyjskim. Brytyjczycy uprzedzili ich zamiary i wylądowali na wyspie w maju 1942 r., rozbijając francuski garnizon i mikroflotę Japończyków, złożoną z dwóch miniaturowych okrętów podwodnych. Kilkumiesięczna, niemal bezkrwawa kampania (po obu stronach zginęło i zostało rannych razem ok. 1 tys. osób) przekreśliła jakiekolwiek plany rzeczywistego współdziałania III Rzeszy i Imperium Japonii. Doprowadziła, że Niemcy i Japończycy - będąc po tej samej stronie - musieli walczyć całkowicie osobno. A tak było znacznie łatwiej ich niszczyć.

Na sam koniec tej wyliczanki dodam jeszcze dwa inne ''teatry'' - Atlantyk i wojnę powietrzną. Tam również ''punkty zwrotne'' dokonały się bez jakiegokolwiek wpływu Stalingradu. Wiosną 1943 roku U-Bootwaffe - po serii zaskakujących sukcesów w bitwach konwojowych - zaczęła ponosić bardzo dotkliwe straty wskutek połączonych działań flot USA, Wlk. Brytanii i Kanady. Ze 118 U-Bootów na Atlantyku, Alianci zniszczyli 43, a 37 uszkodzili. Choć stracono na nich ''tylko'' 1832 ludzi - prawie dwieście razy mniej niż w Stalingradzie - to stracono wysoko wyspecjalizowanych żołnierzy. I okręty, których równowartość odpowiadała jedenastu dywizjom pancernym! Wartość jednego U-Boota to ok. 52 czołgi Panzer IV Ausf. F2. Było to 25 % całości operacyjnych sił U-Bootwaffe w tym okresie. Maj 1943 roku uważa się za przełom w bitwie o Atlantyk i klęskę niemieckiej ofensywy podwodnej.

Z kolei wojna powietrzna nad Europą zaczynała wchodzić w swoją ostateczną fazę. Wiosną 1943 roku - po sukcesach nalotów dywanowych na Lubekę i Kolonię rok wcześniej - brytyjski Bomber Command przystąpił do tzw. ''bitwy o Ruhrę'' - nalotów na niemieckie zagłębie przemysłowe. Zniszczenie stalowego serca imperium Kruppa - miasta Essen 3/4 kwietnia i 25/26 lipca 1943 r. - wywołało taki szok, że sam magnat - Gustav von Krupp - doznał wylewu, a Joseph Goebbels był przerażony skutkami, czemu wyraz dał w swoich dziennikach. ''Zniszczenia... są kolosalne, upiorne... Eksperci szacują, że odbudowa miasta potrwa dwadzieścia lat'', pisał. Podobnie szokujące były naloty na Hamburg 24/25 lipca i na Düsseldorf 11/12 czerwca. Mark Sołonin słusznie stwierdza, że ówczesne dzieło zniszczenia marszałka Arthura ''Bomber'' Harrisa w tym czasie wywołało w Niemczech większy szok, niż klęska na Łuku Kurskim. Niemiecka produkcja stali spadła o 200 000 ton, a Rzesza przystąpiła do walki, której wygrać nie mogła: batalii o własne niebo.

* * *

Skoro zatem Stalingrad nie był decydującą bitwą, albo punktem zwrotnym w II Wojnie Światowej, to może był chociaż decydującym punktem Ostfrontu?

Przykro mi, ale znowu nie macie racji. 😉

Wbrew powojennej mitologii, bitwa o Stalingrad nie toczyła się z powodu nazwy (Niemcy zajęli dwa inne miasta nazwane imieniem Stalina - Stalino/Donieck i Stalinogorsk/Nowomoskowsk), a samo miasto nie było najważniejszym punktem na mapie niemieckich podbojów. Celem operacji Fall Blau było przejęcie roponośnych złóż na Kaukazie ORAZ odcięcie Sowietu od Iranu i Morza Kaspijskiego. A tym samym odcięcie przemysłu ZSRR od dostaw Lend-Lease (do Persji trafiło w sumie 24 % wszystkich dostaw do ZSRR) i ropy. I to właśnie tam był Schwerpunkt niemieckiej ofensywy. Ofensywy, która załamała się jesienią 1942 roku, na miesiące przed kapitulacją 6. Armii.

Dla Sowietów Stalingrad był tak naprawdę jedynie nagrodą pocieszenia. Mało kto zdaje sobie sprawę, ale bitwa stalingradzka to tak naprawdę seria ofensyw Armii Czerwonej. Operacja ''Uran'', czyli otoczenie Stalingradu w listopadzie 1942 r., było tylko jedną z czterech strategicznych operacji sowieckich. Wiemy o niej, bo jako jedyna się całkowicie powiodła.

Pozostałe miały tak samo ''planetarne'' nazwy: ''Saturn'' (marsz na Rostów), ''Mars'' (likwidacja tzw. ''występu rżewskiego'' przeciw GA ''Środek'') i ''Jupiter'' (odbicie Wiaźmy, kontynuacja ''Marsa''). Doszło do tylko jednej z wymienionych i była to operacja ''Mars'' - autorska ofensywa Gieorgija Żukowa, rozpoczęta 25 listopada 1942 r., tydzień po operacji ''Uran''. Zakończyła się spektakularną klęską miesiąc później, nie przełamawszy niemieckiej obrony. Sowieci nie tylko nie zlikwidowali ''występu rżewskiego'', ale stracili pół miliona ludzi - zabitych, rannych i zaginionych (w tym ok. 100 000 zabitych) plus 1850 czołgów. Niemieckie straty wyniosły ok. 38 tys. ludzi, z czego 7300 zabitych. Katastrofa ''Marsa'' była przez wiele lat utajniana przez Sowietów, na czele z samym Żukowem i do dziś jest ona mało znana. Ponieważ operacja ''Mars'' się nie powiodła, nie nastąpiła też operacja ''Jupiter''. Z kolei operacja ''Saturn'' musiała zostać znacznie zmniejszona i przemianowano ją na ''Mały Saturn''. Operację tę opisałem w zeszłym roku.

Potem było jeszcze gorzej. STAWKA zaplanowała kolejne operacje, znane jako ''Skaczok'' (''Galop'') i ''Zwiezda'' (''Gwiazda''). Ich celem miało być odbicie Charkowa i Donbasu przez Sowietów. Obie operacje były przygotowywane na kolanie, brakowało paliwa, części zamiennych, nawet żywności, żołnierze byli przemęczeni. STAWKA liczyła, że uda się siłą inercji wedrzeć na Ukrainę i dotrzeć do Dniepru, a także odciąć siły niemieckie wycofujące się z Kaukazu. Tymczasem marszałek Erich von Manstein dał pokaz swoich najwyższych umiejętności: nie tylko ściągnął siły z Kaukazu, (które uniknęły losu 6. Armii) i zorganizował obronę, ale i przygotował kontruderzenie. Skończyło się to kolejną spektakularną klęską Armii Czerwonej w III bitwie o Charków w lutym i marcu 1943 r. W obu operacjach, nie licząc Charkowa, Sowieci stracili ponad 150 000 ludzi.

Warto tu jeszcze wspomnieć o zapomnianej operacji ''Polarna Gwiazda'' - także autorstwa Żukowa - pod Leningradem, mającej na celu okrążenie i zniszczenie Grupy Armii ''Północ'' po sukcesie styczniowej operacji ''Iskra'' - częściowej deblokady Leningradu. Opisywałem ją w zeszłym roku wpisem o hiszpańskiej ''Błękitnej Dywizji''. I tam Sowieci ponieśli ciężką klęskę od lutego do kwietnia 1943 r., tracąc 280 000 ludzi, choć Niemcy nie mieli tam w ogóle jednostek pancernych. Marszałek Żukow skwapliwie ''zapomniał'' i o tej operacji po wojnie.

Dla Armii Czerwonej początku roku 1943 pokonanie okrążonej, odciętej od zaopatrzenia 6. Armii było szczytem możliwości - na więcej nie starczyło jej pary.

* * *

Wskutek tych wszystkich bitew, Niemcy nie tylko ustabilizowali front i zadali potężne straty Armii Czerwonej - nie tylko większe od ich własnych, ale i większe od niemieckich w Stalingradzie. Odzyskali nawet częściowo inicjatywę i uspokoili sytuację. Latem 1943 roku, tuż przed operacją ''Cytadela'' na Łuku Kurskim, Niemcy mieli wyśmienite nastawienie. Morale landserów znowu szybowało. Nawet jeńcy ze Stalingradu, będąc w sowieckich obozach, wierzyli, że lada dzień ich koledzy ich wyzwolą z niewoli...

Stalingrad miał więc znaczenie głównie polityczne i propagandowe, a nie stricte militarne. Dla Niemiec była to klęska bardzo dotkliwa, ale jednak mimo wszystko akceptowalna i możliwa do odbudowania. Dużo większe znaczenie miał on dla Włoch (włoska 8. Armia straciła 114 000 żołnierzy w ZSRR), szczególnie w połączeniu z katastrofą w Tunezji, gdzie włoska armia straciła 120 000 żołnierzy, serią alianckich nalotów na włoskie miasta (w tym Rzym), a potem lądowaniem na Sycylii i obaleniem łysego dziennikarza. Włochy zaczęły szukać wyjścia z wojny, ale Stalingrad był tylko jednym z czynników. Podobne nastroje zaczęły kiełkować na Węgrzech i Rumunii, które zaczęły szukać potajemnie porozumienia z Aliantami.

Adenoid Hynkel zaś pozostał sobą i nie próbował zmienić swojej imperialnej, rasistowskiej polityki. Nie zamierzał iść na układy z Moskwą - choć wiemy, że takie próby czyniono - ani oprzeć się na szerokim sojuszu antybolszewickim z wykorzystaniem narodów ujarzmionych przez ZSRR. Dla mieszkańców Niemiec Stalingrad spowodował duży szok - o tym, że 6. Armia jest w oblężeniu dowiedzieli się na tydzień przed jej kapitulacją - ale krótkotrwały. Nie doprowadził do upadku morale Niemców, ani tym bardziej rozruchów, czy oporu.

Stalingrad nie był więc punktem zwrotnym ani dla Niemców, ani dla Sowietów. Ci ostatni bowiem plasowali go gdzieś między listopadem 1942 roku, a grudniem 1943 roku, gdy Armia Czerwona wygrała pod Kurskiem, zajęła Kijów i Charków, oraz zlikwidowała ''występ rżewski'' i odbiła Smoleńsk.

Dopiero później, w 1956 r., gdy do władzy doszedł Nikita Chruszczow - narracja się zmieniła. Chruszczow miał w tym ponadto osobisty interes: w trakcie kampanii stalingradzkiej był komisarzem Frontu Stalingradzkiego. Wyolbrzymianie znaczenia bitwy, w której uczestniczył, miało pomóc jemu samemu gdy dochrapał się władzy. Postawić go obok Stalina, którego mit zwalczył.

Nie było nigdy jednego punktu zwrotnego. Nie było jednej „walnej bitwy”, po której Alianci szli już tylko od zwycięstwa do zwycięstwa. Był cały „okres zwrotny”. Historycy lokują go najczęściej go między jesienią 1942, a jesienią 1943 roku. I ja się z nimi zgadzam.

Jeśli podobał Ci się ten wpis, zachęcam do wspierania mnie na Patronite lub BuyCoffee pod adresem ''wojnawkolorze''. Daje mi to motywację do dalszej pracy i pisania nowych wpisów. Z góry dziękuję. Zachęcam do lektury ostatnich wpisów, zwłaszcza o Tali-Ihantala 1944.

Na zdjęciu: Sowieci cieszący się na gruzach Stalingradu, 2 lutego 1943 r.

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/klimbim.art

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi w...

źródło: 424965725_814606374013579_3735783041554839389_n

Pobierz
  • 16
  • Odpowiedz
@IIWSwKolorze1939-45 wspaniale się czytało. Dla mnie to całkiem nowa perspektywa. Nie jestem historykiem. Za moich czasów w latach osiemdziesiątych nauczało się o wielkiej bitwie o Stalingrad jako bitwie od której rozpoczął się zwycięski pochód AC na zachód, zakończony w Berlinie. Dziękuję za sprostowanie. ( )
  • Odpowiedz
@IIWSwKolorze1939-45:
Ogólnie trochę mitów obaliłeś, jak ten o rzekomo fatalnej postawie Włochów w Afryce, którzy zrobili więcej niż tego od nich wymagano, ale przy okazji powtórzyłeś inne.

Przede wszystkim przesadne podniecanie się ''sukcesami'' Niemców po Stalingradzie tj. odwlekaniem klęski i popełniany przez wielu historyków błąd nonszalanckiego podejścia do kwestii ekonomii, demografii oraz geografii, których to Niemcy od początku wojny nie były w stanie rozwiązać, co oznacza, że nie miały one żadnego
  • Odpowiedz
Nie był, bo to, że Niemcy nie wygrają z Sowietami z powodu niewystarczającej ilości zasobów i ludzi było wiadome od 1941 r., po spektakularnej klęsce najpierw ''Barbarossy'', a potem ''Tajfuna''. A OBIE te operacje były klęskami, ponieważ nie zrealizowano zakładanych celów. Późniejsze zrywy, w których coraz mocniej należało polegać na sojusznikach, mogły sprawiać co najwyżej dobre wrażenie. Już w 1942 r. ''sukcesy'' Niemców były nader skromne w porównaniu z wynikami jakie mieli
  • Odpowiedz