Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Czy warto zmieniać karierę z pracy na uczelni na IT?

Obecnie, nie tak długo po doktoracie, mam 6k na rękę. Jestem na stanowisku wyłącznie dydaktycznym, więc to moja stawka za 360 godzin zajęć w roku (10 godzin tygodniowo licząc okres poza wakacjami). Na uczelni nie muszę siedzieć poza czasem zajęć. Ale godzin póki co mam sporo więcej, więc za 20h tygodniowo wychodzi mi ok. 9k na rękę (nadpensum ma inne stawki niż kwota bazowa). Mam 36 dni roboczych urlopu, w praktyce całe 3 miesiące, bo nie prowadzę egzaminów w sesji ani nie mam obowiązku publikowania.

Uczę od 6 lat (jeszcze przed doktoratem) przedmiotów które stanowią podstawę dyscypliny, z treścią na ogół ponadczasową, więc muszę tylko uczyć w kółko rzeczy które już mam w małym palcu. Czasami może być to monotonne, ale wypracowałem już tyle autorskich metod dydaktycznych i materiałów pomocniczych, tyle scenariuszy, tyle zanotowanych pytań, że nawet najciężsi zawodnicy są w stanie coś z tego wynieść i jest to satysfakcjonujące i dla mnie, i dla nich. Ogólnie mam dobry kontakt ze studentami i studentkami i dobrze się bawię prowadząc zajęcia, jestem też dobrze oceniany.

Ze względu na wcześniejsze doświadczenia zawodowe mam trochę kompetencji praktycznych, które pozwalają mi na dorabianie w grantach jako wykonawca projektów. O dziwo wielu naukowców, nawet tych prominentnych, ma duże braki w zdolnościach stricte praktycznych, są w stanie planować, analizować, ale wykonywać czy wdrażać rzeczy to już niekoniecznie. W ciągu ostatnich 2 lat dorobiłem w taki sposób ok. 100 tysięcy na czysto, pracując w praktyce przez parę dodatkowych dni w miesiącu. Na horyzoncie mam kolejne projekty w których mam szansę na większą kasę. Generalnie znalazłem sobie niszę, gdyż jestem w stanie samodzielnie realizować pewne zadania, które w przyjętej praktyce zleca się jako outsourcing za pieniądze dużo większe niż to, co ja biorę. Ludzie się sami do mnie zgłaszają z zapytaniami o udział w projekcie. Najlepsze jest to, że jako pracownik nie-naukowy wchodzę na gotowo do grantu i po prostu zarabiam pieniądze, nie przejmując się punktami, pisaniem wniosków itd. Wada - habilitacji z tego nie będzie, zaleta - i co z tego, kasa jest lepsza.

Jeśli chodzi o administrację, infrastrukturę i ogólny klimat pracy, to wszystko jest na najwyższym poziomie (to prywatna uczelnia z bardzo wysokim czesnym). Znam osoby decyzyjne, przy decyzjach inwestycyjnych często mam głos doradczy albo i decydujący. Jeśli stwierdzę że czegoś na uczelni brakuje i trzeba to załatwić, to nikt mojego zdania nie kwestionuje. Mam sprzęt, komfortowe warunki, nikt też mi nie patrzy na ręce, w sumie nie jestem zależny tutaj od nikogo, sam ustalam treść zajęć, oczywiście w zgodzie z programem. Ludzie też wiedzą, że jeśli mam na jakieś dodatkowe zadanie poświęcić nieprzyzwoite ilości czasu, to trzeba mi to dodatkowo policzyć i bynajmniej nie po stawkach godzinowych, tylko premium. Generalnie panoszę się tu jak po swoim domu, a wszystko czym się zajmuję to moje własne poletko na zasadzie greenfield project.

Podsumowując i zbierając wszystko do kupy, jestem w stanie na tej uczelni wyciągać kilkanaście tysięcy miesięcznie, jeśli mam szczęście to w porywach do kilkudziesięciu. I to wszystko bez żadnych koneksji, bez naukowców w rodzinie, wyszło tak samo od zera. Na stypendium doktoranckim zarobiłem wcześniej jeszcze koło 150k, pobierając przy tym cały czas pensję, więc zarobiłem już tyle kasy że nadpłacam regularnie kredyt na dość duże mieszkanie w centrum i za 2-3 lata powinienem już mieć go z głowy.

Niby wygląda to wszystko spoko, ale martwi mnie jednak to, że podstawa to marne 6k na rękę, z jakimiś tam podwyżkami inflacyjnymi. Reszta to tylko niepewny bonus, mimo że rokrocznie te zarobki rosną. To nic w porównaniu do #programista15k, #programista30k itd. Żeby zarobić więcej, muszę się więcej starać, także dobicie do tych kilkunastu tys. na rękę wymaga faktycznie roboty nawet z 30-parę godzin w tygodniu. Gdybym poszedł do pracy w IT, to miałbym wyższą stawkę od razu gwarantowaną na piśmie. Oczywiście wymagałoby to wysiłku i przekwalifikowania się (jakieś podstawy mam, ale raczej nierynkowe).

Pytanie, czy jako #programista30k taki work-life balance jak na uczelni jest osiągalny? Czy da się zarabiać te 30k pracując kilkanaście godzin w tygodniu, czy jednak to jest normalna orka po 40 godzin, bycie cały czas na callach, ewidencjonowanie pracy itd.? Bo nie chciałbym iść z deszczu pod rynnę. Teraz mam naprawdę spokojną, bezstresową pracę i jest to dużą wartością. I nawet za te 6k po spłaceniu mieszkania mógłbym się spokojnie utrzymać.

Jednak z tyłu głowy ciągle mam jakieś wyobrażenie, że może jestem frajerem pracując za takie stawki. Uprzedzając pytania - po większą podwyżkę nie ma co iść, już dostałem tyle ile mogłem, to moje 6k netto to więcej niż zarabia profesor belwederski na państwowej uczelni. Nie ma opcji więcej bazowo wyciągnąć w sektorze szkolnictwa wyższego. I gdy sobie tak pomyślę o tych wszystkich asystentach, adiunktach, zwłaszcza na stanowiskach badawczych, co pracują za stawki sporo mniejsze niż moje, to myślę sobie czy nie pracuję w jakiejś frajerni. Czy praca w takim niedofinansowanym sektorze to po prostu nie jest wstyd. Co z tego, że ja akurat wychodzę na tym dobrze, jeśli ta branża już nie jest prestiżowa. Co jeśli w pewnym momencie uczelnia jednak się posypie? Na razie nic na to nie wskazuje bo jesteśmy w trendzie wzrostowym, mam też dostęp do wielu dokumentów i planów rozwojowych których nie znają wszyscy szeregowi pracownicy. Także mniej więcej na dwa lata do przodu wiem czego się spodziewać. Póki co ani covid, ani wojna też nam nie zaszkodziła, w zasadzie to wręcz przeciwnie. Stabilność etatów też jest na bardzo wysokim poziomie, generalnie nie zwalnia się tu ludzi, najwyżej ktoś sam może sobie pójść.

Mimo wszystko gdyby kandydatów na studia zaczęło brakować, to nie chciałbym wylądować z ręką w nocniku jako nierynkowy pseudo-intelektualista, którego nikt nie będzie chciał zatrudnić, bo zmarnował połowę życia na polskiej uczelni. No i tak myślę, czy być tutaj dalej, czy się przebranżawiać. Mógłbym niby połączyć uczelnię z czymś innym na pół etatu, ale z tego co widzę w IT mniej niż full time to chyba nie bardzo idzie. A może jednak warto siedzieć na tej uczelni, bo prędzej czy później pojawi się jakiś naprawdę duży grant, w którym jedną wypłatą można spłacić mieszkanie? A może udział w jakimś komercyjnym projekcie wdrożeniowym który odniesie sukces? Sieć kontaktów mam bardzo rozwiniętą, więc wszystko jest możliwe. W środowisku akademickim potrafię się obracać lepiej niż sporo innych osób, natomiast w IT byłbym totalnym juniorem. Jednak może w IT ścieżka rozwoju idzie dużo dalej niż tu, gdzie teraz jestem.

Pytanie też jaka jest presja czasu przy pracy w IT. Na uczelni pracę się planuje w wymiarze semestru lub roku. Nikt nie goni że trzeba coś zrobić z dnia na dzień, chyba że ktoś nie potrafi planować swojej pracy i zawala temat. W biznesie pewnie wygląda to inaczej.

No i pytanie o sens pracy w biznesie vs pracy na uczelni. Teoretycznie polskie uczelnie w rankingach światowych nic nie znaczą, ale mogę przynajmniej mieć satysfakcję z tego, że ten jeden student nagle zakumał jakiś temat i coś mu to w życiu da. Po paru latach się jeszcze okaże, że pomogło mu to w rozwoju kariery (takie głosy były na serio). W biznesie / IT / fintechach pewnie większość rzeczy w ogóle nie ma głębszego sensu, jest tylko nastawione na robienie kasy, okradanie własnych klientów i generalnie dochodzenie po trupach do celu. Z drugiej zaś strony nawet tutaj, na uczelni, ktoś zarabia potężne pieniądze na czesnym, a dzieli się tylko niewielką częścią zysku. Trudne rozważania.

Napisane z nudów, bo koledzy i koleżanki piszą publikacje, zbierają punkty i będą mieli orkę przez całe wakacje żeby nadrobić to co zawalili w trakcie semestru, a ja nie mam nic lepszego do roboty.

PS żeby nie było że pomysł pracy w IT jest jakiś z czapy, mam smykałkę do programowania, technologii, komputerów, sieci, prywatne projekty na githubie, rozumiem wszystko co jest nauczane w CS50, po prostu lubię to robić w czasie wolnym. Doświadczenia w wielkoskalowych kompleksowych projektach niestety nie mam.

#pracbaza #kariera #pracait #programista15k



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: razzor91
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 21
@mirko_anonim: Ja bym na twoim miejscu nie przechodził na etat.

Na etacie będziesz miał 8h i będziesz z tego rozliczany. Dużo z tego czasu to będą dupogodziny, bo szybko się nauczysz że nie wolno robić więcej niż średnia ( ͡º ͜ʖ͡º) - więc to będzie frustrujące, oczywiście będzie nieco lżej jeżeli robo będzie w pełni zdalna, ale to też nei będzie tak że możesz sobie gdzieś
@mirko_anonim:
Chat GPT wypluł to:

Rozwijaj swoje umiejętności w IT: Zanim zdecydujesz się na całkowitą zmianę kariery, warto zainwestować czas w rozwijanie umiejętności programistycznych. Możesz zacząć od kursów online, które są często tańsze (lub nawet darmowe) i mogą być robione w twoim własnym tempie. To pomoże ci zrozumieć, czy naprawdę cieszysz się pracą w IT i czy masz do niej zdolności.

Zbuduj portfolio projektów: Pracodawcy często patrzą na doświadczenie i umiejętności,
@mirko_anonim: Jak masz czas w wakacje to zatrudnij się jako junior. Zobaczysz jak bardzo będzie lub nie będzie kolidować z twoimi zajęciami. Nie masz ich bardzo dużo, a pół wykopu pracuje na dwa lub więcej etatów.
@mirko_anonim: Jak masz dużo wolnego czasu i luz w robocie to bym poszedł w kursy i próbował znaleźć jakieś małe roboty, żeby zobaczyć czy cię to w ogóle kręci.

Studentów będzie coraz mniej. Tu nie ma wątpliwości. Pytania czy twoja uczelnia to miejsce dla bogatych odrzutów czy jakaś szanowna jednostka, że zawsze będzie miała chętnych mimo odpłatności? Jeżeli to drugie to bym się trzymał niszy i dorabiał.
@mirko_anonim: jakbym siebie czytal ( ͡° ͜ʖ ͡°) ja aktualnie lacze uczelnie z praca w budownictwie i tez wyciagam z tego dobre pieniadze 12k srednio netto ale okupione jest to wlasnie mega kombinowaniem i jest to meczace

od roku mnie nosi to it, bo mam znajomych co takie sumy wlasnie na luziku wyciagaja

nie chcesz na priv pogadac o pomyslach? ja mam teraz plan przez wakacje kurs
@KwasowyProktolog10kJava: pewnie jak kazdy - chcialem frontend, a jakbym dal rade to fullstack. na razie zrobilem kurs js, potem reacta (chwile probowalem vue ale jakos mi sie nie podobalo), a teraz robie nextjs

na razie plan jest taki zeby sprobowac w ramach nauki postawic aplikacje dla mojej branzy - jak juz zrobie nextjs

poza tym w swojej pracy na codzien skryptuje rozne drobne rzeczy w pythonie

slyszalem kilka razy ze to
@gharman: Skup się na jednej technologii np. js + type script ogarnij reacta lub nextjs trochę bardziej (nie wiem co jest bardziej przyszłościowe i dochodowe), zostaw sobie pythona do scryptów i tyle. Potem zobaczysz po pierwszej drugiej robocie gdzie idzie branża i tego się będziesz uczył. Po za technologią skup się na wzorcach + solid + clean code + git