Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Mam trochę problem z relacjami. Zawsze byłem #introwertyk i uważałem za meczące relacje z przypadkowymi osobami, które niewiele wnoszą do życia. Wiecie, jakieś spotkania integracyjne w pracy z randomowymi osobami, small talki w stołówce pracowniczej. To też nie tak, że byłem jakimś totalnym odludkiem, czy gburem, co ignorował osoby, które inicjowały kontakt, ale każdy introwertyk wie, że to nie są najfajniejsze rzeczy. Na maksa jednak angażowałem się w przyjaźnie (dosłownie 2/3), które właściwie prawie zawsze był wieloletnie. Sam jestem ogólnie osobą troskliwą, wyrozumiałą, lojalną, która generalnie unika konfliktów, tak więc przez te lata relacje przyjacielskie funkcjonowały bez szczególnych ekscesów. Mała adnotacje, że relacje z przyjaciółmi, to były 90% moich wszystkich relacji towarzyskich, właściwie zaspokajały moje zapotrzebowanie w zupełności.

Potem przeprowadziłem się do większego miasta (oni też), przyszła dorosłość. No i wiadomo, wszyscy nadal byliśmy przyjaciółmi, ale siłą rzeczy te relacje były już nieco mniej intensywne. Trochę rzadziej się spotykaliśmy, inaczej spędzaliśmy czas, no ale nadal wszystko przebiegało w dobrej atmosferze. Do tego momentu relacje były równe, tzn. obie strony angażowały się tak samo.

W pewnym momencie jednak zauważyłem, że moje zaangażowanie w relacje wydaje się być chyba za duże w stosunku do drugiej strony. Ja jestem osobą, która bardzo rzadko rzadko gdzieś wychodzi, albo kogoś wyciąga, ale zobaczyłem, że mimo tego, to ja głównie coś inicjuję. No wiecie, nadal fajnie się gada jak już się spotkamy, ale gdyby nie ja, to pewnie relacja ograniczałaby się tylko do komunikatorów.

Bardziej jednak mnie zastanawia to, że coraz częściej czuję się przez nich olewany. Co mam na myśli? Np. jak proponuję spotkania, to takie typowe wymówki "sorry, mam dużo pracy", "już ustawiony jestem". I żeby nie było nie jestem jakimś zazdrośnikiem w stylu "masz wybrać spotkanie ze mną, a nie ze swoim innym kolegą", no ale też są jakieś granice tolerancji, bo przecież wiadomo, że jak ktoś praktycznie codziennie z kimś się spotyka (co innego jak to jest osoba, która na ogół nie wychodzi), a nie ma 30 minut raz na dwa miesiącu dla mnie, nie proponuje innego alternatywnego terminu, to po prostu nie chce się spotkać, a nie "nie ma czasu". Z kolei inna osoba umawia się, ale już w momencie umawiania wiem, że nic z tego nie będzie. I zawsze na ostatnią chwilę "sorry, coś mi wyskoczyło i muszę gdzieś podrzucić mamę", "sorry, w pracy kazali mi zostac dłużej . Zawsze jakieś sytuacje losowe akurat magicznie w godzinie naszego spotkaniai :D Że my np. od kilkunastu tygodni przesuwamy spotkania, ale inne osoby nie mają problem z umówieniem się z tą osobą.

O coraz częstszym olewaniu wiadomości w social media nie wspomnę. Nie mam 15 lat, by się na takie rzeczy obrażać, albo wymagać, że ktoś odpisze po 5 minut, no ale jednak jeśli mam jakąś ja ważną sprawę, a czekam kilka dni na odpowiedź (sprawa dawno się dezaktualizuje), a potem wymówka "sorrki, nie miałem czasu, dopiero odczytałem", to jest to mało fajne (i tak przecież wiadomo, że od razu odczytali w dymku/na pasku, więc nie wiem po co te pozorowanie, że jest inaczej). Tak jak wspomniałem mam około 2 zaufane osoby, więc jak mam jakąś sprawę, to też nie jest tak, że jak oni nie pomogą, to pomoże ktoś inny, więc coraz częściej czuję się sam. A ja właściwie jestem zawsze dla nich dostępny (nie jest to żaden akt desperacji, tylko dla mnie normalna sprawa, że przyjacielowi trzeba pomóc).

Ja totalnie nie jestem osobą, która robiłaby komuś jakieś wyrzuty, wręcz cieszę się jak ktoś napisze prosto z mostu jak sprawa wygląa, ale bardziej niż brak spotkania mnie irytują te fejkowe wymówki, bo kojarzą mi się z brakiem szacunku. Ja zazwyczaj nie drążę, no ale jest to przykre w głębi. Rezygnuję z czegoś, rezerwuję czas z szacunku do drugiej osoby, a potem spędzam ten czas samemu. Tylko, że ja 95% czasu spędzam sam jako introwertyk, więc jak już gdzieś wychodzę raz na 100 lat, to jest to prawdziwe święto.

Coś się złego dzieje, ale w sumie nie wiem co. Nigdy nie mieliśmy żadnych spin, więc podejrzewam, że być może problem nie jest we mnie, a po prostu w tym, że siłą rzeczy moi przyjaciele priorytetowo traktują "nowe towarzystwo" np. ze studiów (wiadomo, często jak się kogoś pozna, to od razu best friends, codzienne wyjście). Mnie w końcu znają od podszewki, a tam zupełnie nowe osobowości. Uprzedzając pytania nie jestem też żadnym natrętem, co co dwa dni spamuje "dawaj na piwo". No i właśnie tutaj może mój problem, że ja "nowej ekipy" nie skołowałem sobie jak większość osób po zmianie środowiska.

Efekt jest taki, że czuję #samotnosc. Nie bez powodu napisałem o tym, że przeprowadziłem się do dużego miasta, bo teraz otacza mnie setki tysięcy osób, ale są to osoby dla mnie niedostępne... A ja, osoba, która i tak rzadko lubi gdzieś wychodzić, nawet nie mam z kim iść na spacer, ani podyskutować. Ehh... Przecież przyjaciela nie da się kupić w sklepie. A większość relacji na całe życie i tak buduje się przecież we wczesnych latach. Teraz już po czasach szkoły nawet nie wiem gdzie kogoś zapoznać. Mało sensu ma życie samemu, jest możliwe, ale po prostu trudniejsze. Podkreślę, że ja mówię o normalnej przyjaźni, a nie o związku (choć ew. związek też oczywiście na poczet przyjaźni).

Jakieś rady z kim można pogadać i jak znaleźć bratnią duszę? Na pewno są takie osoby jak ja. Fajnie jakby był sposób się znaleźć.

#zalesie #przegryw #relacje #przyjazn #gownowpis #przyjaciele #pytaniedoeksperta #znajomi #uczucia #depresja



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Wyślij anonimową PW do autora (niebawem) · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: digitallord
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 6
@mirko_anonim: Wygląda na to, że czujesz się niedoceniony i oszukany w związku z relacjami z przyjaciółmi. Możliwe, że Twoi przyjaciele po prostu mają mniej czasu na spędzanie z Tobą niż kiedyś, lub może po prostu mają różne priorytety. Nie możesz jednak wymagać od innych, aby angażowali się w relację tak samo jak Ty, ponieważ każdy ma swoje własne życie i problemy.

Możliwe, że Twoi przyjaciele nie zdają sobie sprawy, jak ważna
@mirko_anonim: prosta sprawa skoro znajomi mają w Ciebie #!$%@? to ty też miej, zaproponowałeś raz odmówili/wymówka no i więcej już nie proponujesz i tyle.. jak oni zaproponują to się spotkasz, jak nie to nie.

Słusznie kojarzy Ci się z brakiem szacunku, ludzi ocenia się też po tym jak sprawiają że się czujesz, jeżeli ktoś sprawia że czujesz się źle/gorzej i nie ma to żadnych konsekwencji no to zapraszasz takich ludzi do
@mirko_anonim co byś nie robił to po czasie każdy żyje swoim życiem i drogie często się rozchodzą. Jakoś nie wierzę i nie widuję tych relacji na całe życie, kręgi towarzyskie też zmieniają się ciągle w życiu.
Anonim (nie OP): Przyznam, że idealnie opisałeś to co w pewnym sensie sam doświadczam. Szukając przyczyny zastanawiałem się czy to ja coś robię nie tak czy może oni już nie chcą kontaktu i dać sobie spokój i przestać być inicjatorem tych znajomości. Jeśli jeszcze śledzisz ten wątek lub ktoś ma podobne odczucia polubcie ten komentarz a chętnie możemy podyskutować sobie na ten i inne tematy :P