Wpis z mikrobloga

Opowiem Wam teraz taką bajkę (creepypastę) straszną "paranormalną" historie ale 100 procent na faktach. Usiądźcie wygodnie w fotelu.

To było dość mocne przeżycie dla mnie, gdy babcia odchodziła. Nic się nie zapowiadało na to. Nie będę wdawał się w pomniejsze nieistotne szczegóły ale w ten dzień jeszcze wieczorem brzydko się do babci odezwałem, babcia na to: "Ty, jak ja Ci się zamknę to Cię szlag jasny trafi". Potem jak po 1,5 godziny wyszedłem z kibla widziałem, że coś się z kobieciną dzieje. Zwymiotowała, w ten dzień dużo zjadła, jak nigdy wcześniej, bo już krucha była, nie chodziła o własnych siłach. W ten dzień nawet nie chciała, żeby jej kroić skórki, a nigdy wcześniej ich nie jadła już od dłuższego czasu. Trzeba było wręcz memlać. Całe kawały brała i jadła, jeśli dacie wiarę. Jak nigdy. Mama zmierzyła jej cukier, wysoki 370 czy ileś tam. Ciśnienie - nie pykło. Drugi raz - nie wskazało. Mama mówi: ,,Nie poszło coś". Babcia: ,,Już poszło". Pierwszy raz widziałem jak człowiek umiera, w dodatku tak bliski mi itd. W ten dzień byłem jeszcze w kościele z tatą, nie żeby coś mi to pomogło bo po prostu sobie poszedłem. Teraz szybko mnie tam nie zobaczą z powrotem. Góra na pasterce ale bardziej z tradycji albo może nawet nie pójdę i tak. Nieważne dla mnie to jest. Potem leży, położyła się, widział człowiek, że coś się dzieje, oczy miała takie nieobecne, tak jakby patrzyła gdzieś indziej niż na tutaj i teraz, ciężko opisać takie spojrzenie jeśli ktoś tego nie widział, tak jakby była niespokojna, coś na co żaden lek już nie może pomóc ja to tak widziałem, gdy patrzyłem, że tu po prostu choćby i cud techniki to i tak by nie pomogło bo to jest ten czas i koniec. Zaczęła sztuczną szczękę wypychać, jakby nie mogła jej utrzymać już. Może mylę kolejności zdarzeń, ale wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie czas zatrzymał się w miejscu dla mnie nie tak ważne to aż jest. Mama zapaliła świece, zgasiła duże światło, zapaliła małą lampkę, krzyża nie stawiała (może jej sprzedałem bakcyla niewiary), modlitw, lamentów, płaczu też nie było, mama mówi, ,,Mamo, czy Ty od nas odchodzisz?". ,,Bo jeśli tak to my Cię za wszystko przepraszamy, słyszysz, przepraszamy?" ,,Mamo, słyszysz mnie?" Babcia: ,,Słyszę". Pokazuje rękoma babcia na świece na stole i mówi: ,,Uważaj, żeby nie oprószyć ogniem tych kwiatów". Mama: ,,Nic im nie będzie mamo, to są sztuczne". Babcia: ,,Złapcie mnie za ręce". Tata, mama łapią. Ja puszczam wtedy dość religijne piosenki, zresztą bez różnicy czy religijne czy nie. ,,Barka". Potem ,,Prowadź mnie wciąż wyżej i wyżej" i na koniec ,,Panie proszę spraw, aby życie mi nie było obojętne". Na tych trzech się skończyło. Wziąłem sobie do serca słowa ostatniej pieśni i odniosłem je bardziej do siebie niż do babci: ,,Abym zawsze kochał to co piękne, pozostawił ciepły ślad na czyjejś ręce". Bo kim był był jak nie kanalią, gdybym nie pozostawił przez całe swoje życie nikomu ciepłego śladu na jego ręce. Potem babcia odeszła, wujek nie zdążył dojść, złapał za rękę, kiedy odeszła. Ja zostałem sam na sam z babcią licząc, że słuch wciąż jeszcze działa, zresztą było to z dwie minuty po odejściu, to zapewne tak było, wszyscy wyszli: mówiłem jej, że jej dziękuję za wszystko i za wszystko złe przepraszam. Powiedziałem jej też, że już nie musi się niczego bać i, że zawsze będę przy niej, a ona ze mną. I, że zobaczymy się kiedyś, być może. Dodałem znak zwątpienia. Ucałowałem w czółko. Jeszcze kilka razy podziękowałem. Lekarz dyżurujący z pogotowia stwierdził mamie, że i tak wcześniej nie mogli by się zjawić niż o 4 rano. A nalegali na rodzinnego. W końcu babcia zmarła w niedzielę o 23:30, miesiąc po swoich urodzinach. Dokładnie zabrakło jej pół godziny do miesiąc po. Bo urodziła się 25 czerwca, a zmarła 24 lipca. Nie mogłem jeszcze długo położyć się spać. Mama obdzwaniała rodzeństwo, wujek siedział jak zbity, łzy w oczach. Siostry, a moje ciotki już czuły, że coś z babcią, gdy zobaczyły o tej porze telefon od mamy. Noc zrujnowana. Rodzice nie spali w ogóle. Siedzieli w prawie całkowitym milczeniu całą noc, udawali, że oglądają telewizję. Położyłem się około chyba 4 rano albo coś koło tego. To był najdziwniejszy sen w moim życiu. Choćbym chciał nie mógłbym płakać, nawet nie umiał bym się zmusić. To była taka pustka. Ani mój pluszowy miś ani nikt nie był w stanie mnie pocieszyć. Spałem chyba dwie godziny ale to był bez sen. Ciągle te głosy w głowie: "To nie wydarzyło się naprawdę", ,,To nie może być prawda", ,,Zaraz się z tego obudzę". Kilka razy nawet byłem podnieść gałki oczne, żeby spojrzeć babci w oczy i wyobraźcie sobie, że choć wielu mogłoby to na przykład przerazić, mnie ani trochę. Od zwykła pustka emocjonalna. Oczywiście kilkanaście godzin później płakałem. Pierwszą noc bez babci na następny dzień, spałem od razu w jej pokoju. Parę razy jeszcze musiałem. Nie mogłem usnąć u siebie. Potem już mogłem. A na którąś noc znowu nie mogłem. I znowu u babci usnąłem. Obecnie rodzice śpią tam cały czas, bo lepiej im się śpi na jej łóżku, zresztą bardzo starym ale jarym. Gdy się obudziłem, rodziców nie było, załatwiali formalności pogrzebowe, wuja przyszedł do domu, potem jeszcze kuzyn przyjechał itd, pomagał nam i to bardzo. Bardziej niż można sobie wyobrazić. To była jego babcia, też miał z nią niesamowite historie i wspomnienia. Siedzieliśmy, trochę ciastko, trochę kawa. Wuja chyba z 5 piw wypił, zresztą on zawsze był piwosz i jest. Kilka razy jeszcze zaglądałem do babci, poprzedniej nocy ubierałem ją razem z rodzicami. Zresztą pani z pogotowia również wyraziła zgodę na to. Kazała tylko szeroko okno otworzyć. Lekarz był dopiero o 11 przed południem, wcześniej nie mógł, miał pacjentów i tak rzucił kilku, żeby przyjechać szybciej, pieszo przyszedł, nie miał samochodu i prawa jazdy też chyba, tata go odwiózł, choć twierdził, że spacer dobrze mu zrobi ale dał się namówić, młody lekarz, fajny. Popatrzał trochę w oczy plus lampka i wiele nie trzeba było cudów, żeby stwierdzić zgon, sam mówił "myślę, że nie ma sensu co za dużo tutaj robić", karta zgonu, historia choroby i bla bla. Potem odjazd. O 12-13 bo jeszcze mieli kilku innych klientów chłopaki byli na miejscu, fura podjechała, fajny wytatuowany pan, mama przekazała drobne uwagi, poza tym babcia miała otwarte usta, zapadnięty podbródek, obwiązana chustą przy podbródku, mama myślała, że już chyba nic nie da się z tym zrobić i tak zostanie, ja zrobiłem kilka zdjęć wcześniej babci jako zmarłej, jak nikogo nie było akurat, trochę blada, spokojnie tylko 7 zdjęć. Jako żywą mam jej zdjęć z 500. Pan mówił mamie: "spokojnie my przekażemy panią, które się tym zajmują, zrobią tak, że będzie ładnie". Mama: "tak?". ,,Tak, spokojnie, proszę się o to nie martwić". Niebieski wór - chociaż babcia zawsze chciała być prosto do trumny, tak jak jej świętej pamięci mąż, mój dziadek, którego nigdy nie poznałem, 32 lata nie żyje już, od 1990 roku, miał raka płuc z przerzutami do opłucnej itd. No ale nie te czasy. Trudno. Dobra. ,,Raz, dwa, trzy" - bęc. Zamek zasunięty. Pomyślałem sobie: ,,Tyle wspólnych lat, a tyle znaczy człowiek, zabrali ją jak jakiegoś świnioka". I nie, żeby coś źle robili, taka myśl, pewnie właściwa. Potem ciach, ciach - wtedy łzy poleciały już mimowolnie, nie za dużo bo to i tak bez sensu, tylko ból, ucisk, żal, nosze, do granatowej limuzyny, odjazd na balety. Potem już wiadomo, załatwianie spraw, pierdoły, jazda samochodem. Nawet mi się nie śniło siedzieć w domu i płakać. To nie ten typ człowieka. Byle do pogrzebu, stypa i elo bęc. Przyzwyczajenie się do życia bez babci, która i tak już cierpiała i męczyła się. Wspólne lata wciąż pamiętam i to fajnie. Już nie płaczę zbytnio. Wiadomo komentarze jak to komentarze, byle się kłócić z ludźmi w sieci. Takimi samymi jak ja. Może dlatego antynataliści właśnie mają rację. Wiecie, może to kolejny powód, żeby nie ufać mediom społecznościowym i ludziom tam piszącym. Różnica między Alexem Renerem z sieci, a z real lifa jest taka, że napisałem dotychczas z tysiąc tysięcy komentarzy o duchach itp. No może nie aż tyle, ale ciężko mieć inne wrażenie, kiedy masz z 15 kont na samym YouTube i wszędzie indziej i po dwóch dniach od zasubskrybowania kanału widzisz na liczniku 150 komentarzy, a po niecałych dwóch latach widzisz na jednym kanale 700 komów, ale kiedy przelogowujesz się widzisz na każdym innym z tego samego kanału również po 60-70-200-500 itd. Włącznie z anglojęzycznymi czy innych krajów, a potem uświadamiasz sobie, że przeszło tysiąc komentarzy masz na takich kilkudziesięciu kanałach itd, licznik już nie liczy. W real life'ie stracilibyście szybciej własny ateizm niż mnie przekonali do tego, że wasza niewiara jest silniejsza od mojej. Niewiary oczywiście. Ale byście przynajmniej widzieli innego człowieka niż w Waszych wyobrażeniach. To kto chce na kawę do świruska? ,,Zawsze bądź sobą. Poje*anych też lubią". #pdk

#smierc #przemijanie #rodzina #babcia #antynatalizm #cierpienie #bezsensistnienia #bol #spoleczenstwo #ateizm #religia #wiara #creepypasta #paranormalne
  • 24
@Smokk: nie ogarniam o co chodzi, miała być creepy historia, zamiast tego jest opis przeżyć podczas śmierci babci, potem nagle mowa o komentarzach w sieci, antynatalizmie, jakimś YouTubie i na koniec o niewierze. Niezły rollercoaster.
@hej_wisos: To miało przciągnąć uwagę, to nie jest creepypasta tylko moja autentyczna historia z tego roku. Chciałem zredukować napięcie luźnym wstępem względem tego co pisałem później. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@Smokk: Ta historia tylko potwierdza dobrze znany i udowodniony wielokrotnie fakt. Paranormalia, duchy, życie po śmierci istnieją. Death is not the end. Mam 21 wiek, a ludzie nadal w to nie wierzą. Korespondowałem kiedyś z Randim, Klintonem oraz Białkiem i przekonałem ich, że mają uwierzyć w świat nadprzyrodzony. Przeprosili mnie i na święta w ramach podziękowań wysłali czekoladowego zająca.
I mówię serio poważnie bez ironii. I nie trolluj. Regulamin.


@Smokk: Regulamin mówi wyraźnie, że paranormalia istnieją a death is not the end. Ogarnij się człowieku mamy 21 wiek, a ty ciągle nie wierzysz w afterlife. Co z tobą nie tak?