Wpis z mikrobloga

Trochę nie do końca rozumiem radość, że wzrosty średnie ceny na niemalże martwym rynku. Bo co ma chociażby powiedzieć sprzedający, któremu obrót spadł o 50%? Czy on się cieszy, że komuś tam udało się sprzedać 10% drożej? Chyba nie bardzo. Już nie wspominając o takich deweloperach, którym utarg spadł o 80%.

Już #!$%@?ąc od tego, że to "średnio 10% drożej", to może być tak naprawdę mniej niż kilka miesięcy temu - zwłaszcza, że teraz sprzedają się tylko małe klitki albo premium - a to odpowiednio podbija cenę (małe jest droższe z metra, a premium jest ogólnie o wiele droższe) (pewnie premium jest droższe od średniej o więcej niż wzrosła średnia - także cholera wie czy i premium nie tanieje).

To tak jak z Totolotkiem - średnia wygrana jest bardzo wysoka, kilka-kilkanaście milionów, jednak czy większość grających w Totolotka może się cieszyć z wielomilionowych wygranych?

Nie i rynek nieruchomości aktualnie wygląda trochę jak Totolotek - komuś się coś sprzedaje 10% drożej i on się cieszy, natomiast reszta, której obrót spadł o 50-80%, już niekoniecznie.

Żeby można było mówić o średniej cenie to na rynek muszą wrócić kupujący - a ci przez genialne ruchy NBP i PISu wrócą nie pod koniec 2023, a w 2024 albo jeszcze później (patrz projekcja inflacji, a także słowa Glapińskiego, który już zrezygnował z zapowiadania pierwszych obniżek stóp procentowych w połowie 2023).

#nieruchomosci #kredythipoteczny #mieszkanie #gielda #inflacja
  • 3