Wpis z mikrobloga

Trochę o sytuacji w państwowym ratownictwie medycznym z perspektywy czynnego ratownika medycznego.

Na wstępie przepraszam za publiczne żale. Po prostu coś dziś we mnie pękło i postanowiłem w ramach oczyszczenia napisać kilka rzeczy publicznie. Trochę o pieniądzach w ratownictwie medycznym i warunkach w jakich pracuję bez zbędnego gloryfikowania mojego zawodu i bohaterstwa.

Jestem ratownikiem medycznym, pracuję na systemowej karetce na umowie zlecenie. Wykonuję też inne prace (jak prawie każdy medyk): dorabiam sobie w prywatnej firmie medycznej, która świadczyła usługi zabezpieczeń imprez, a obecnie głównie zajmuje się transportem medycznym (w tym też transporty covidowe) oraz jako specjalista w pewnej firmie zajmującej się transportem. Z wykształcenia magister, inżynier - w pogotowiu pracowałem raczej z pasji i chęci podtrzymania umiejętności ale dodatkowy zarobek też był mile widziany.

Od kilku miesięcy sytuacja w systemie ochrony zdrowia tragicznie się popsuła, podstawowa opieka zdrowotna nie wyrabia, ludzie by mieć chociaż możliwość kontaktu z lekarzem, wzywają pogotowie. Jeździmy więc do sraczek, bólów brzucha od tygodnia i innych stanów, które nie wpisują się w "stany nagłe", czy "stany zagrożenia życia". Niektóre wyjazdy są naprawdę absurdalne: zgłoszenie urazu ręki, gdzie wzywający twierdził że poszkodowana nie jest w stanie się poruszać, a po dojechaniu na miejsce nie zastaliśmy poszkodowanej bo wezwała taksówkę i pojechała sobie na sor. Albo pani, która odczuwała ból w klatce piersiowej, a na miejscu okazywało się, że choruje na "samotność" i potrzebowała rozmowy. Albo ból w klatce piersiowej u pacjenta w samochodzie (dopisek - nie może samodzielnie się ruszać), a na miejscu nawalony człowiek na miejscu pasażera z bólem kręgosłupa ale z możliwością chodzenia, rodzina zgarnęła go spod sklepu i zawiozła pod dom, gdzie zadzwonili po karetkę. Albo wezwanie w środku nocy do wysokiego ciśnienia, a na miejscu pani stwierdziła że wszystko okej tylko elektroniczny ciśnieniomierz jej nawalił, po wymianie baterii stan pacjentki i ciśnieniomierza bardzo dobry. Albo wezwanie do zatrzymania krążenia, a na miejscu okazuje się że wszystko ok tylko panią noga boli - a te wszystkie przypadki są z jednego dyżuru. I żeby nie było doskonale rozumiem, że skontaktować się z lekarzem POZ jest bardzo trudno i gdzieś trzeba szukać pomocy. Gorzej, że takie wezwania strasznie nas blokują. Potrafimy mieć 7-8 wyjazdów w nocy (na dobę nawet 20), nie ma czasu na wysikanie się, nie mówiąc już o zjedzeniu czegoś ale taki mamy klimat i trzeba działać, a nie narzekać. Raczej nie wzywamy policji z prostej przyczyny - na przyjazd patrolu trzeba czasami czekać godzinę-dwie, a naprawdę nie ma na to czasu.

Finanse.
Ostatnio rząd zaproponował 100% dodatku dla medyków za walkę z covid. Bez wdawania się w szczegóły: akceptowano i wycofywano się z tego kilka razy. Ostatecznie stanęło na tym, że naczelny długopis państwa podpisał ustawę ale nie została opublikowana. Czyli dodatku nie ma, a społeczeństwo myśli że medycy zaczęli spać na pieniądzach. Ale wiecie co? Nie to mnie rozdrażniło, bo wirtualne pieniądze nie robią na mnie żadnego wrażenia.

2 lata temu ratownicy zorganizowali protest, który zakończył się przyznaniem dodatku w wysokości 1600zł dla pracujących w systemie, przy czym jest to kwota brutto brutto. Trochę wyliczeń na moim przykładzie i bez ściemy (kwoty netto). Przypominam, że mam umowę o pracę na cały etat w branży nie związanej z medycyną dzięki czemu stawka na umowie zlecenie jest wyższa:

Umowa z pogotowiem gwarantuje mi wynagrodzenie w wysokości 18,72 zł za godzinę pracy, dodatek ministralny podzielony został na godziny i wynosi 8,52 zł za godzinę. Czyli mam 27,24 zł za godzinę. Szału nie ma ale tak jak wspominałem kasa mimo, że ważna w życiu to nie stoi na pierwszym miejscu. Innych dodatków nie mam, bo nie jestem kierownikiem zespołu ani kierowcą. Miesięcznie wyrabiałem około 96 godzin w pogotowiu (w okresie pandemii często zdarza mi się wyrabiać nawet 160 godzin), więc na konto wpływa nieco ponad 2600zł. No, a przynajmniej będzie wpływać do końca grudnia, bo nie ma planów przedłużenia dodatku ministralnego, w związku z czym od stycznia będę zarabiać jedynie 18,72 zł za godzinę. Jeśli przejdzie pełne oskładkowanie umów zlecenia to liczę, że może chociaż będzie 16zł "na rekę" :)

Będąc w temacie około finansowym. Ciąży na nas obowiązek doskonalenia zawodowego (i bardzo dobrze!). Mamy pewien okres rozliczeniowy, w ciągu którego musimy zdobyć określoną ilość punktów edukacyjnych. Punkty te zdobywamy poprzez publikację prac naukowych, uczestnictwo w sympozjach, szkoleniach doskonalących itp. gdzie stawka za takie kursy wynosi od kilkuset złotych do kilku tysięcy (w zależności od stopnia zaawansowania). Zgadnijcie kto to opłaca i kto wykorzystuje swój urlop by odbyć takowe szkolenie :D

Mięso armatnie.
Odchodząc od tematu pieniędzy. Od czasu wybuchu pandemii nie czuję się bezpieczny w pracy. Na początku brakowało wszystkiego, gdyby nie samodzielne zaopatrywanie się (zakupiłem całkiem fajną maskę 3m, filtry kupuję lub korzystam z pogotowianych, przejściówkę do filtrów wydrukował jakiś dobry człowiek, który przyniósł nam cały wór, mam nadzieję, ze to czytasz - ogromne dzięki!) oraz pomoc ludzi, którzy dostarczali nam posiłki (miły gest, chociaż uważam że troszkę przesadzono :)), przejściówki do filtrów, maseczki (!), kombinezony (!!), czy rękawiczki (!!!) to nie wiem co by było. Obecnie już w tym zakresie jest dobrze, moja firma zrobiła porządne zapasy i jeśli chodzi o środki ochrony indywidualnej to niczego nam nie brakuje.

Ostatnio jednak pojawił się nowy wątek, rząd wpadł na pomysł zwiększenia liczby osób medycznych w systemie. Skoro fikcyjna podwyżka nikogo nie zachęciła, medycy którzy wyjechali za granicę jakoś nie chcą wrócić, a studenci ostatnich roczników pielęgniarstwa / ratownictwa / lekarskiego już się pokończyli, to trzeba było sięgnąć po inne środki. W związku z tym zniesiono nam obowiązek kwarantanny. Od teraz moi kochani jeśli mój kolega z zespołu miał dodatni wynik to mimo, że jeździłem z nim przez cały poprzedni tydzień, nie zostanie na mnie nałożona kwarantanna. Mogę jeździć i rozsiewać wiruska po innych kolegach i pacjentach. Na szczęście jeśli wyjdzie mi wynik pozytywny to zostanie na mnie nałożona izolacja (no, a przynajmniej póki ustawą nie zakażą nam chorowania). Dodam również, że mniej więcej w tym samym okresie wprowadzono nam przywilej uzyskania 100% wynagrodzenia za kwarantannę. Tej której nie możemy mieć :D

No ale przecież chyba macie testy na covid? No nie. Przez cały okres od marca do listopada tylko kilka osób załapało się u nas na wyrywkowe testy, a w ostatnich dwóch miesiącach nie kojarzę żeby nawet wyrywkowe były. Gdyby nie prywatna firma, która dba o swoich pracowników bardziej niż państwowy system, oraz mobilne wymazy obsługiwane przez wot to nie miałbym zrobionego ani jednego wymazu :) Skoro więc w czasie kiedy był względny spokój, nie potrafiono nam zagwarantować testów to nie sądzę, by u szczytu pandemii pojawiła się taka możliwość.

Lecimy dalej. Zapowiedziano dodatek dla rodziców jeśli zostanie zamknięty żłobek, szkoła, czy inne miejsce które miało sprawować opiekę nad dzieckiem. No chyba, że jeden z rodziców nie pracuje (bezrobocie, urlop rodzicielski) to wtedy nie przysługuje. A.... no i nie przysługuje również jeśli rodzic pracuje w podmiocie o działalności leczniczej lub realizuje zadania publiczne w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem covid-19. Nie dla psa... znaczy się medyka to.

Już pomijam fakt, że wojewoda może w każdej chwili powołać mnie do przymusowego zwalczania epidemii oraz to, że podwyższono próg wieku dla osób które takiego zaszczytu mogą dostąpić (zwiększono dla mężczyzn wykonujących zawód medyczny z 60 do 65 lat). Nie reaguję też na napuszczanie wkurzonych ludzi na medyków przez polityków jedynej słusznej partii i telewizji reżimowej (słabe zaangażowanie medyków) i inne pstryczki w nos pokazujące jak bardzo głęboko nas mają. To wszystko powyższe to i tak nic w porównaniu do #!$%@? jakie się we mnie kotłuje, gdy nie mogę pomóc mojemu pacjentowi albo bujam się od szpitala do szpitala błagając wręcz by gdzieś go przyjęto. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki żal mnie wypełnia, gdy siedzę kilka godzin w karetce w pełnym ubraniu ochronnym z pacjentem z jednej strony pocieszając go, a z drugiej nerwowo zerkając na monitor, czy nie pogarszają mu się parametry. Pluję na ten rząd za to, że przez ich zaniedbania i kłamstwa nie mogę zapewnić moim pacjentom takiej opieki medycznej jaka im się należy.

Dla komentujących "nie podoba się to zmień pracę".
Tak jak pisałem, mam zawód nie związany z ratownictwem z którego da się wyżyć, a sama praca w pogotowiu miała być po to by podtrzymać swoje umiejętności, mieć ciekawą odskocznię od codziennej biurowej pracy, a przy tym pomagać innym i mieć z tego trochę grosza. Odebrano mi zarówno przyjemność z pracy jak i możliwość pomocy innym. O opłacalności finansowej już nawet nie wspomnę, bo większa stawka jest chociażby w Amazonie. Dziś coś we mnie pękło i postanowiłem od stycznia ograniczyć ilość dyżurów dla dobra swojego i bliskich (w końcu nie mam kwarantanny), zgodnie z umową muszę wyrobić minimum 4 dyżury i do tego się ograniczę. W lipcu kończy mi się umowa z pogotowiem i w tej chwili raczej nie planuję jej przedłużać.

Dzięki za przeczytanie tej ściany tekstu, trzymajcie się i bądźcie zdrów!

#ratownictwo #ratownikmedyczny #zalesie #koronawirus #polska #bekazpisu
  • 17
Od teraz moi kochani jeśli mój kolega z zespołu miał dodatni wynik to mimo, że jeździłem z nim przez cały poprzedni tydzień, nie zostanie na mnie nałożona kwarantanna


@BlueGryf: Ostatnio sie tu z jakimś szurem który twierdził że to bardzo dobrze kłóciłem, zrozumieć ryzyka nie potrafił. Ważne że więcej personelu na raz pracuje, to że siebie i innych pozarażają już nieważne xD
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@BlueGryf: Dziś na budynku targów poznańskich powieszono wieeelki baner z napisem ile to obiadków zafundowano medykom.
Przyznę, ze też kisnę bo myslalem że nie biedujecie, zarabiacie i stać Was na obiad :)

Co do tych niezasadnych wezwań. Wystawiacie rachunki za niezasadne wezwania? Ile takich jest przypadków i jak to wygląda w praktyce?
Nie bez przypadku każdego studenta ratownictwa medycznego, będącego na praktykach w moim SOR pytam czemu nie poszedł na pielęgniarstwo ¯_(ツ)_/¯


@BrakNazwyUzytkownika: bo żeby zostać "ratownikiem" po pielęgniarstwie muszę skończyć najpierw 3 lata studiów, które w ogóle mnie nie interesują, nie interesuje mnie ścielenie łóżek, mycie pacjentów i inne takie, interesują mnie stany nagłe. Potem zrobić staż i specjalizację z pigularstwa ratunkowego. Nie wyobrażam sobie studiowania przez 5 lat czegoś co mnie
@Agemaker: w trakcie ratownictwa medycznego robiłem pielęgniarstwo. Psioczenie na ścielenie łóżek / podcieranie pacjentów uważam za po prostu śmieszne. Zgodzę się z tym ze są to #!$%@? studia, na których nic nie robisz. Jednakże w finalnym rozrachunku - mgr nie jest do niczego potrzebne. Specka z kursem jest do zrobienia bez jakiegokolwiek problemu. W SOR pracują pielęgniarki zaraz po szkole wyższej.
Największa różnica jest w zarobkach - pracowałem jako ratownik medyczny
@BrakNazwyUzytkownika dlaczego uważasz za śmieszne? Nawet nie chodzi mi o same czynności a o fakt tego, że idziesz na studia z doświadczeniem z ZRM czy z SORu a dziewczyny które prowadzą zajęcia i z którymi często pracowało się ramię w ramię i które w pracy wcale nie są tak idealne jak uczą na zajęciach mają w dupie całe Twoje doświadczenie i to, że nikt nie robi tak jak one tego uczą tylko
@Agemaker: Tu nie ma problemu na krótka metę - można pracować w ZRM 10-15-20 lat na kontrakcie za #!$%@? pieniadze po 300 godzin w miesiacu. Ale koniec końców pielęgniarki lepiej wychodza na tym zarobkowo i maja jednak większe możliwości zmiany pracy w zaawansowanym już wieku.
Nie abym tu idealizował zawód pielęgniarki - nie żałuje że skończyłem ratownictwo, tam nauczyłem się najwięcej i poznałem medycynę ratunkowa. Ale w ogólnym rozrachunku po prostu