Wpis z mikrobloga

Zwykle nie zapuszczam się na tag #przegryw, a #depresja to depresja (wymaga pomocy specjalistycznej i tyle). Ale tak się jakoś zdarzyło, że przeczytałem ostatnio w gorących taki - zgrabnie zresztą napisany - wpis pod tymi tagami autorstwa @guardofnothingness (mamy swoją drogą podobne awatary) i spiszę w związku z tym parę przemyśleń - niekoniecznie adresowanych do OP. No nic, jedziemy, co najwyżej jedni się zdziwią, że poruszam taką tematykę, od innych dostanę po głowie albo przeciwnie - nikt tego nie zauważy. Wszystkie te warianty bezproblemowo przeżyję, ale może to jest właśnie coś, co choć jedna z 3k (!) osób na #przegryw potrzebuje usłyszeć.

Otóż: wydaje mi się, że brakuje wam wszystkim perspektywy. Nie w tym sensie, jak jesteście przyzwyczajeni słyszeć, czyli że problemy zawsze da się rozwiązać "wzięciem się w garść", a deficyty nadrobić stawaniem na palcach, bo w oczywisty sposób nie jest. Pewnie jest tak jak pisze OP w zalinkowanym poście, tzn. wiele osób z powodu jakichś wewnętrznych lub zewnętrznych ograniczeń i takiej a nie innej socjalizacji wbrew swoim oczekiwaniom ma trudno na płaszczyźnie zawodowej, majątkowej, matrymonialnej i ciężko to zmienić. Nie mam powodu tego kwestionować ani nikogo pocieszać, w końcu nawet chrześcijaństwo obiecuje wyrównanie krzywd i sprawiedliwość (doprawioną miłosierdziem) dopiero w zaświatach, a chrześcijan tu chyba niezbyt dużo. Świat nie wynagradza samych intencji i wysiłku.

Ten brak perspektywy objawia się według mnie czym innym. To ciągłe wyobrażenie sobie jakiegoś ideału słynnego "Oskarka", który prowadzi idealne, amoralne życie o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć, ma w sobie coś wysoce skrzywionego poznawczo. Po pierwsze, ten wasz "Oskarek" też jest uwięziony w takiej jak wszyscy inni rzeczywistości i jego dolą są kamienie nerkowe i różne niedogodności codzienności, a na końcu (przynajmniej póki co, technologia może to zmienić, ale patrząc na to jaki problem mamy z wirusem to chyba już wszyscy widzą, że nieprędko) - śmierć. Jak inni ma przed sobą moment, kiedy jego przeżycia będą ledwo już uchwytną przeszłością, a przed nim będzie wielka niewiadoma z groźbą nicości. Nawet gdyby to wypierał lub był za głupi, by to zrozumieć, to i tak podlega (w zasadzie - im bardziej wypiera tym bardziej podlega) zwykłym mechanizmem psychicznym, czyli - mówiąc dosadnie - to obcowanie z "płodnymi Julkami", którym się na tych wszystkich przegrywowych tagach torturujecie, stępi się, zleje się mu w jedną całość i będzie cieszyć go znacznie mniej, niż wam się wydaje (bo monotonia, bo zmęczenie materiału, bo "kac" rozumiany jako wszelkie momenty emocjonalnego spadku po ekscytacji), a życie przemknie mu przed oczami. Nawet w pojedynczym akcie seksualnym pożądanie i spełnienie nigdy nie przychodzą w tym samym momencie, te wszystkie stany są przejściowe i niekompletne. Nie ma zbawienia na ziemi i co wnikliwsi (np. Lem z jego opisem "ostatnich ludzi" umierających i wskrzeszających się naprzemiennie, bo nic innego ich nie ekscytuje) dobrze to rozumieli.

Rozumiem ból, że nie "wylosowało się" lepiej w loterii życia, ale tak naprawdę życie wasze i "Oskarka" w większości się pokrywa bardziej niż wam się wydaje, skupianie się na różnicach jest elementem naszego wyposażenia ewolucyjnego mającym was popchnąć do konkurencji, ale jednocześnie was unieszczęśliwiającym; nikt nie powiedział, że nie można tego jakoś nadpisać. Nie wspominam już o tym, że często paradoksalnie dostaje się to, co się chce, kiedy przestaje się na tym explicite skupiać.

Tak z bardziej filozoficznego punktu widzenia: czytając tego typu rzeczy mam wrażenie, że niektórzy mają nie do końca przetrawioną "śmierć boga" (żeby użyć nietzscheańskiego "frameworku"). Nie wierzą już w opatrzność gwarantującą, że to wszystko jakoś kiedyś będzie posprzątane (bo wtedy byliby bardziej spokojni), ale jednocześnie została im figura wiszącego nad nimi nikczemnego anty-absolutu w postaci niesprawiedliwego społeczeństwa czy "zbioru wybrańców", którzy z nich chichoczą i ustawicznie wmawiają nieprawdę o rzeczywistości, mimo że wy przejrzeliście i wiecie, że jest inaczej. Tak jakby istniała drabina bytów i kręgów anielskich i ci wszyscy ludzie z ich opiniami byli jakimś kolektywnym złośliwym duchem obiektywnym (pdk).

Ale to jest jakaś karykatura obrazu świata. Albo - albo. Albo jest w tym jakiś "dobry" porządek, albo te wszystkie hierarchie nie mają sensu i nie ma z kim nawet dyskutować, a spędzanie na tym czasu to prawdziwe marnowanie życia.

Co dalej po takiej konkluzji, przetrawieniu do końca "śmierci boga" (która - paradoksalnie - może prowadzić nawet do nowej duchowości)?

Po pierwsze, można nauczyć się poprawnie myśleć. Jedną z dróg jest filozofia, Epikur - któremu chyba nic nie brakowało i mógł wybrać równie dobrze dowolną inną ścieżkę życiową - świadomie promował życie proste, skupione na nieskomplikowanych i dostępnych każdemu przyjemnościach jak zwykłe jedzenie, przyroda, przyjaźń, odradzał wręcz związki. Dla osób z nutką aktywizmu i poczucia obowiązku będzie to stoicyzm nawołujący do działania, nawet takiego, za które nie będzie żadnej nagrody. Obie szkoły prowadzą wbrew pewnym różnicom do dość zbliżonego sposobu życia, zwłaszcza w wersji współczesnej.

tl;dr - nie trzeba spełniać zbyt wielu obiektywnych kryteriów, żeby poczuć się szczęśliwym, w pewnym sensie wystarczy przestać się aktywnie unieszczęśliwiać i ta umiejętność przeważać wszystkie inne czynniki razem wzięte.

Jeśli ktoś lubi mocniej i bardziej mrocznie, to można wejść w świat np. Schopenhauera czy Spinozy. Polecam w temacie taki niszowy kanał. Kiedyś było tam więcej materiałów, w tym bardzo fajnych tłumaczących klasyków od filozofów po współczesną neuronaukę, pewnie są schowane za paywallem na Patreonie. Jak dla mnie nie ma większego skoku w życiu umysłowym niż ten, kiedy własne pytania i rozkminy uda się człowiekowi podpiąć pod wielkie historyczne debaty gigantów myśli i już samo zgłębianie tego (z czym zresztą Butler by się - za Spinozą - zgodził) daje ukojenie i wystarczy, by zapełnić kilka żywotów ludzkich.

Warto też zapoznać się z np egzystencjalistami, zanurzyć w literaturę, itd. "Dramat" życia to naprawdę więcej niż jeden zdarty temat kto ma jaką pozycję społeczną. Sam fakt że taki kawałek materii jak my ma świadomość jest w jakiś sposób niezwykły. Ja wiem, że niektórzy mają taki kołowrót, że nie ma na takie rzeczy miejsca, albo zupełnie nieprzystające do takich refleksji usposobienie, ale "coś" w kierunku większego zrozumienia zazwyczaj da się zrobić. No dobra, to tyle o filozofii, jak ktoś chce więcej, to mam osobny dział w rekomendacjach w profilu.

Można też posiłkować się psychologią współczesną, która dość jasno pokazuje, że poziom szczęścia jest w zasadzie - wbrew intuicji - niezbyt wrażliwy na czynniki zewnętrzne, nawet tak grube jak wygrana na loterii czy niepełnosprawność. Znacie przecież te badania. Owszem, może zależeć od chemii naszego mózgu, ale niekoniecznie od stanu konta czy liczby partnerek, szczególnie od pewnego poziomu, który jest niższy, niż się wydaje.

Ważne też, żeby zrozumieć, że liczba "gier" jest nieograniczona i nawet największy "wygryw" dobrze wyjdzie na przygotowywaniu sobie alternatywy, bo zawsze może się coś człowiekowi w życiu nie udać. Nie wszystkie z tych "gier" muszą być zresztą intelektualne, a zafiksowanie się akurat na tej jednej, w którą grać aktualnie (lub w ogóle) nie można jest olbrzymim błędem. Tak naprawdę liczba możliwości jakie daje proste życie we współczesnej cywilizacji jest nieograniczona. To bodajże de Mello pisał, że jako hindusowi robi mu się smutno w USA, kiedy widzi te miliony tanich nagrań i książek, których nikt nie jest w stanie skonsumować, a wielu - zabieganych za prestiżem - w zasadzie nawet naprawdę nie smakuje. Nasz świat, nawet dla osób z dołu drabiny społecznej, dostarcza wystarczająco wiele możliwości i komfortu nieznanego królom z przeszłości. Może trzeba dobrze wybierać, z kim człowiek się porównuje? #jordanpeterson to nie jest mój ulubiony autor, ale jest taki filmik na youtube, gdzie dałem mu łapkę w górę: https://www.youtube.com/watch?v=wLvd_ZbX1w0 . Widać, że dużo gość przecierpiał.

PS: Niżej diagram pokazujący (najgrubiej, jak to możliwe) kierunki, w których można wyruszyć. Oczywiście ktoś zaznajomiony technicznie z filozofią się pewnie tu i ówdzie skrzywi, ale chodzi mi tylko o to, żeby pokazać nieskończone bogactwo możliwości. Dziwnym trafem wśród dostępnych opcji nie ma tu siedzenia i użalania się nad sobą, bo to jest w każdym wypadku długofalowo bez sensu. Cokolwiek jest waszym losem - opłaczcie to miesiąc, dwa, rok i idźcie dalej. Życie ludzkie jest nawet w skali widzialnego wszechświata unikatowe i daje wielkie możliwości, co dobrze rozumiały wielkie tradycje (np. buddyzm). Są na ten temat nawet filmiki Kurzgesagt, czyli pełny mainstream ( ͡° ͜ʖ ͡°).

#filozofia #rozwojosobisty
eoneon - Zwykle nie zapuszczam się na tag #przegryw, a #depresja to depresja (wymaga ...

źródło: comment_1587402443mFKZymHiZVBUPZks1DB9bQ.jpg

Pobierz
  • 27
PS: Na zdjęciu niżej Lawrence C. Becker, autor książki "A new stoicism", która była chyba najważniejszą pracą teoretyczną dla odrodzenia stoicyzmu współczesnego (choć jeśli ktoś chce zacząć, a jest laikiem, to to zły wybór, lepszy Stankiewicz czy Irvine).

Becker przeszedł polio w dzieciństwie i przez całą swoją działalność akademicką pisał nogami, bo ręce miał niepełnosprawne (nogi zresztą też, ale mniej). Niezła klamra, bo to troszkę jak starożytny stoik, chromy Epiktet, który
eoneon - PS: Na zdjęciu niżej Lawrence C. Becker, autor książki "A new stoicism", któ...

źródło: comment_1587406623s7s8Kj8ib8I2IdGK31Cwhr.jpg

Pobierz
@BartekJestem: Nie mam pod ręką, to prawie na pewno było w "Dziennikach gwiazdowych" albo "Cyberiadzie". To było takie opowiadanie o cywilizacji, która doszła do takiego poziomu, że mogła wszczepiać dowolne poglądy na życzenie (np. religijne lub ateistyczne), a ludzie byli tak zblazowani, że właśnie na okrągło się uśmiercali i wskrzeszali, bo nic innego nie dawało im już "kopa".

Dawno temu to czytałem, mogłem coś pomieszać, np. skleić dwa opowiadania.
Ten brak perspektywy objawia się według mnie czym innym. To ciągłe wyobrażenie sobie jakiegoś ideału słynnego "Oskarka", który prowadzi idealne, amoralne życie o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć, ma w sobie coś wysoce skrzywionego poznawczo. Po pierwsze, ten wasz "Oskarek" też jest uwięziony w takiej jak wszyscy inni rzeczywistości i jego dolą są kamienie nerkowe i różne niedogodności codzienności, a na końcu (przynajmniej póki co, technologia może to zmienić, ale patrząc na
Ta grafika nie jest pzypadkiem z 8chana czy 4chana z ich boardu z filozofia? Bylem tam pare razy i pamietam to wlasnie od nich.


@Satan696: Ja wziąłem z reddita, skąd była pierwotnie - nie wiem. Przewija się zawsze w wątkach zahaczających o "sens życia" zaraz obok rekomendacji przeczytania "Mitu syzyfa" w całości :).

wiadomo, ale wolę krótsze zamiast elaboratów


@Pierdzik: No a ja celowo napisałem dłuższe, m. in. w celu
@eoneon: przeczytalem do konca. jak bedzie mi sie chcialo to moze sie zapoznam z niektorymi z podanych przez ciebie dziel, mimo ze to jest troche 'coping mechanism' (zreszta chyba tez to sugerujesz)

Tak z bardziej filozoficznego punktu widzenia: czytając tego typu rzeczy mam wrażenie, że niektórzy mają nie do końca przetrawioną "śmierć boga"


jako stary blackpillowiec tez tak uwazam. najpierw jest gniew i krzyczenie o polkach i oskarach, a dopiero potem
@eoneon: Wiele przegrywów zaczyna się od tego, że to inni dają Ci do zrozumkenia, że jesteś gorszy. Ilu z nas przegrywów szło do szkoły z wiarą i nadzieją, że będzie dobrze, a potem zostało w niej zgnojonym i odrzuconym przez innych i stało się wyrzutkiem klasowym, często jedynym takim na całą klasę.
W wieku dorosłym dalej będą dawali Ci to odczuć, więc nie uwolnisz się od poczucia bycia przegrywem.
Nie chciałem wchodzić w dyskusje o tym, o czym napisałem w ostatnim wpisie ale czuję się "wywołanym" przez @eoneon , więc odpowiem.

Też przeżywałem swoistą fascynację filozofią w kontekście szukania pocieszenia czy sensownej drogi w życiu. Ale - jakkolwiek to zabrzmi - mam ten etap za sobą. Takim "domknięciem" był dla mnie "Ostatni mesjasz" Zapffe'go (swoją drogą polecam). Filozofię porzuciłem kiedy odniosłem wrażenie, że ta ogromna mnogość różnych poglądów na rzeczywistość narosła
@guardofnothingness: Zasadniczo się zgadzam pod tym względem, że nieprzypadkowo egzystencjalizm (a egzystencjalizmem pewnie zalatuje mój wpis) w filozofii kontynentalnej został "ubity" przez strukturalizm i francuska socjologia (np. taki Bourdieu) jak najbardziej podnosi tego typu międzyklasowe kwestie, o których piszesz, za pomocą pojęć w stylu "przemocy symbolicznej" i ja nie neguję takich mechanizmów.

polega właśnie na bombardowaniu cię świadomością, że na coś cię nie stać (mówię tu o marketingu,
eoneon - @guardofnothingness: Zasadniczo się zgadzam pod tym względem, że nieprzypadk...
Pewnie do jakiegoś stopnia to prawda, w końcu taka jest funkcja tego tekstu, ale ja naprawdę uważam, że postawienie sprawy tak, że różnice de facto ilościowe między ludźmi podnoszone są do rangi wręcz metafizycznej (jakby przegrywy i wygrywy należały do wręcz różnych gatunków) jest nieuprawnione


PS: Może jeszcze inaczej. Mój "program" nie jest chyba dostępny dla klasy niższej, ale dla średniej, w tym części niższej średniej - i owszem. Jakkolwiek pod wieloma