Wpis z mikrobloga

Od 1 stycznia 2018 r. działa w Polsce publiczny Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym. Znajdują się tam wizerunki gwałcicieli i pedofilów wraz z ich podstawowymi danymi, aktualnym miejscem pobytu i paragrafami, za które zostali skazani. Pod tagiem #rejestrzboczencow przedstawiam Wam sylwetki niektórych z nich, wraz z opisem zbrodni, linkami do artykułów na ich temat i wszelkimi ciekawostkami, które uda mi się wyszukać.



Tekst możecie przeczytać tutaj lub na moim blogu polskiepato.pl. Tam znajdziecie też więcej zdjęć.

Powiadomienia o nowych wpisach pojawiają się zawsze na fejsbukowym fanpejdżu Polskie Pato.

Jeżeli ktoś chciałby wesprzeć mnie w tym co robię, to zapraszam na mój Patronite.



MIROSŁAW J., rocznik '59

Mirek uczył się w Liceum Zawodowym w Mińsku Mazowieckim. Nie był jednak orłem i często urywał się na wagary. Nadużywał alkoholu, pod którego wpływem wszczynał bijatyki, przez co był dobrze znany lokalnej Milicji Obywatelskiej. Według wywiadu środowiskowego zebranego przez milicję J. "utrzymywał kontakty z elementem chuligańskim", a w lutym 1979 roku za sprawą "chuligańskich wybryków w stanie nietrzeźwości w czasie trwania studniówki", decyzją rady pedagogicznej, został przeniesiony do ostatniej klasy w Zespole Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Warszawie.

30 czerwca 1979 roku do Mińska Mazowieckiego zajechał wynajęty autokar, który miał dowieźć rodzinę oraz znajomych pana młodego na jego zaślubiny w Grójcu. Mirek zabrał się z nimi na ślub kolegi, a po wyjściu państwa młodych z kościoła wszyscy ruszyli do położonej siedem kilometrów dalej Starej Wsi. Tam, w dwóch namiotach na terenie gospodarstwa rodziców panny młodej, odbyło się przyjęcie. W jednym z nich znajdował się suto zastawiony stół biesiadny, w drugim parkiet i hucznie przygrywająca orkiestra. Tej nocy Mirek bawił się w najlepsze, dużo pił i tańcował. Świetną partnerką do pląsów okazała się nowo poznana Marianna, koleżanka panny młodej. Około godziny 22:00 zaprosił roztańczoną Warszawiankę na spacer. Rozmawiając, udali się wzdłuż wiejskiej drogi prowadzącej w stronę miejscowości Bodzew. Podczas przechadzki, 20-latek nagle zaczął obejmować i całować towarzyszkę. Zlękniona i zawstydzona, odsunęła się od napastującego ją mężczyzny i zaproponowała, by wrócili już na zabawę. Niezadowolony z tego Mirek chwycił ją za ręce i wepchnął do pobliskiego sadu. Marianna próbowała wyrwać się oprawcy, potknęła się jednak i upadła na trawę. Mężczyzna szybko przygniótł ją swoim ciałem, dłonią zakrył usta, zdjął majtki do kostek i zgwałcił. Gdy skończył, ofierze udało się wyrwać i uciec, ten jednak szybko ją dogonił. Dziewczyna skłamała, że przyjdzie z nim tu później, ale teraz niech wrócą już na przyjęcie. Pijany mężczyzna przystał na jej propozycję. Po powrocie na wesele upokorzona dziewczyna nie powiedziała nikomu o tym, co wydarzyło się w sadzie, i do końca zabawy unikała gwałciciela.

Mirek za to wciąż świetnie się bawił i zdawał się nie przejmować zaistniałą sytuacją. Poznał jeszcze wielu gości, w tym Zofię, sąsiadkę panny młodej. Po oczepinach 25-letnia nauczycielka postanowiła wybrać się do swojej babci, która mieszkała nieopodal. Chciała zmienić sukienkę i wrócić na zabawę. Mirek zaproponował swoje towarzystwo i wspólnie ruszyli przez ciemną noc. Przeszli przed miedzę w pobliżu sadu, gdzie 20-latek kilka godzin wcześniej zgwałcił Mariannę i kawałek dalej przysiedli na trawie. Dłuższą chwilę rozmawiali, aż zaczęli się całować. Położyli na ziemię, a Mirek jedną ręką skrępował nadgarstki Zofii, drugą zaś dotykał jej piersi i krocza, podczas gdy ta wyrywała się i prosiła, by przestał. Mężczyzna nie reagował, ale w końcu, poirytowany jej szarpaniną i płaczem, uderzył ją pięścią w twarz, łamiąc nos z przemieszczeniem. Zakrwawionej i zamroczonej zdjął rajstopy i reformy, rozsunął uda i zgwałcił. Po wszystkim usiadł obok niej bez słowa. Zofia wciąż leżała na trawie sparaliżowana z bólu i strachu.

Wszystko zgłoszę do MO


– odezwała się po długiej ciszy.

Gwałciciel zaczął ją prosić, by tego nie robiła, ta jednak była nieugięta. Doszło do kłótni. Zdenerwowany mężczyzna rzucił się na nią, złapał rękami za szyję i zaczął ściskać.

Nie piśniesz ani słowa


– warczał przez zaciśnięte zęby.

Gdy kobieta charczała z bezdechu, wyciągnął ze swojej kieszeni materiałową chusteczkę i wepchnął do jej ust, wciskając ją aż do gardła. Gdy poczuł, że Zofia traci oddech, zerwał z niej rajstopy i owinął wokół gardła. Zaciskał je tak długo, aż miał pewność, że na dobre przestała oddychać. Z ciała kobiety zdjął jeszcze złoty pierścionek z koralem, złoty łańcuszek, zegarek marki "Poljot" i niewiele warte sztuczne korale. Z łupami ruszył w drogę powrotną na wesele. Wcześniej jednak, zaszedł do ubikacji za stodołą gospodarzy, gdzie ukrył skradzione przedmioty. Był brudny, miał mokre buty, zazielenione na kolanach spodnie, zakrwawioną na piersiach koszulę i podrapaną twarz. Jego niechlujny wygląd nie umknął uwadze uczestników zabawy, których spotkał już na podwórzu. Wśród tłumu stała także nieświadoma niczego, matka zamordowanej Zofii. Mirek skłamał, że ktoś uderzył go w nos za stodołą. Nie chciał podawać szczegółów bijatyki i zarzekał się, że w ciemnościach nie rozpoznał napastnika. Matka panny młodej wraz ze swoją szwagierką zabrały 20-latka do kuchni, gdzie troskliwie się nim zajęły – zaprały czerwone plamy i pożyczyły koszulę syna jednej z nich. Czysty wrócił na zabawę, gdzie przez pewien czas wydawał się zdenerwowany, przeburknął nawet:

Nie chce mi się żyć.


Nie odmawiał sobie jednak alkoholu. Pił do rana i kilkukrotnie usiłował wszczynać awantury. O 10:00 wraz z innymi gośćmi wsiadł do autokaru i odjechał do Mińska Mazowieckiego. Nie zabrał ze sobą ukrytych w toalecie przedmiotów. Godzinę później odnaleziono ciało Zofii.

Jeszcze tego samego dnia, około 13:00 zatrzymano Mirka w jego rodzinnym domu. Podejrzany przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i szczegółowo wyjaśnił, w jaki sposób doszło do zgwałcenia i zamordowania 25-latki. Płakał podczas podawania szczegółów zajścia.

Milicjanci przesłuchiwali wszystkich uczestników zabawy. Jeden z kolegów podejrzanego przypomniał sobie, że Mirek podczas ich wspólnej podróży autokarem mówił, że ma zamiar na weselu uprawiać z kimś seks. Śledczy rozmawiali też z Marianną. Zlękniona dziewczyna początkowo powiedziała, że Mirek tylko usiłował ją zgwałcić, do niczego więcej nie doszło. Później zmieniła swoją wersję wydarzeń, opowiadając ze szczegółami, co tak naprawdę stało się nocą 30 czerwca w sadzie. Przesł#!$%@?ący namówił ją, by złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ze względu na to, że jej oprawca może skrzywdzić też inne kobiety. Pokrzywdzona przystała na to. Powiedziała też, że wstydzi się tego, co zaszło i w obawie przed rodzicami, opinią publiczną i zemstą swojego oprawcy wolała skłamać, że do stosunku nie doszło. Jej zeznania pokrywały się z dowodami – zniszczonymi ubraniami, rozerwanymi reformami i znalezionym na miejscu zgwałcenia grzebieniem oskarżonego. Oskarżony nie zaprzeczył, że odbył stosunek z Marianną, opisał nawet jego przebieg, jednak uważał, że dziewczyna uprawiała z nim seks dobrowolnie.

J. trafił do Aresztu Śledczego, a następnie dwukrotnie na badania psychiatryczne. Biegli stwierdzili u niego zaburzenia osobowości, jednak mężczyzna był w pełni świadomy swoich czynów i zdolny do kierowania swoim postępowaniem. Akt oskarżenia zawierał zarzut zgwałcenia, zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem, morderstwa oraz kradzieży. Proces rozpoczął się w 1980 roku w Sądzie Wojewódzkim w Radomiu. Na rozprawie Marianna zdawała się zlękniona na widok oskarżonego do tego stopnia, że zwróciła się do Sądu:

Obecnie już nie wiem, czy żądam jego ukarania. Chciałabym mieć z tym wszystkim już spokój.


Sąd nie miał wątpliwości co do winy Mirka mimo tego, że oskarżony podczas rozprawy zmienił treść składanych wcześniej wyjaśnień i zaprzeczył, jakoby miał zgwałcić lub zamordować którąś z dziewcząt. Twierdził, że przyznał się wcześniej wskutek namowy przesł#!$%@?ących go milicjantów. Sąd mu nie uwierzył, ponieważ jego słowa były sprzeczne z zebranym wcześniej materiałem dowodowym i tym, że podczas pierwszego z przesłuchań, na którym J. przyznał się do winy, podał wiele szczegółów na temat okoliczności zgwałcenia i zamordowania Zofii, o których mógł wiedzieć tylko sam sprawca.

20 października 1980 roku w Sądzie Wojewódzkim w Radomiu na sesji wyjazdowej w Grójcu zapadł wyrok. Mirosław J. za zgwałcenie Marianny Z. został skazany na 2 lata pozbawienia wolności, za zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem Zofii K. na 5 lat, a za jej zamordowanie na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok łączny to 25 lat pozbawienia wolności oraz 10 lat pozbawienia praw publicznych. J. został uniewinniony od zarzutu kradzieży, ponieważ Sąd uznał, że nie ma dowodu na to, że mężczyzna zabrał rzeczy Zofii w celu ich przywłaszczenia. Zdaniem Sądu, mógł w ten sposób usiłować zmylić śledczych i upozorować motyw rabunkowy morderstwa. Jako okoliczności łagodzące Sąd uznał młodociany wiek sprawcy i to, że nie jest jeszcze do końca zdemoralizowany.

Obrońca J. zaskarżył wyrok, kwestionując wszystkie oskarżenia. 8 października 1981 roku Sąd Najwyższy w Warszawie utrzymał w mocy wyrok Sądu niższej instancji.

Mirosław J. trafił do więzienia, gdzie spędził 14 lat. 9 lipca 1993 roku, decyzją Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, opuścił zakład karny w ramach przedterminowego zwolnienia na okres próby do lipca 1998 roku. Minęły 4 miesiące i 8 dni od jego wyjścia na wolność, gdy znów zaatakował. Nocą z 17 na 18 listopada 1993 roku w Mińsku Mazowieckim, wtargnął do domu przy ulicy Granicznej. W środku znajdowała się 72-letnia Zofia Kalinowska (właścicielka budynku) oraz Helena* W.

Mirosław J. zażądał od zaskoczonej lokatorki pieniędzy. Zofia nie otrzymywała renty ani emerytury, nie posiadała także żadnych kosztowności, którymi mógłby się zadowolić włamywacz. Gdy odmówiła, 34-latek zaczął ją dusić, kopać i dotkliwie bić. Okładał staruszkę pięściami po całym ciele, w szczególności celując w twarz i głowę. Wskutek wylewu krwi do mózgu kobieta zmarła.

Bił także przebywającą w domu Helenę. W końcu na jej szyi zacisnął obie dłonie i kilkukrotnie ją zgwałcił, uszkadzając błonę dziewiczą. W trakcie wykorzystywania swojej ofiary – zarówno oralnie, jak i analnie – wciąż okładał ją pięściami po głowie. Gdy skończył, postanowił ją utopić. Zaciągnął kobietę do toalety, gdzie, nie przestając uderzać ją pięściami, wepchnął jej głowę do muszli klozetowej. Omdlałą już kopał i dusił, naciskał butem na szyję i klatkę piersiową. Gdy był już przekonany, że nie żyje, zabrał z mieszkania kosmetyczkę Zofii i uciekł. Mimo licznych obrażeń i złamań, Helena przeżyła atak, a oprawcę zatrzymano już następnego dnia.

J. został oskarżony o zamordowanie Zofii Kalinowskiej oraz kradzież z użyciem przemocy, o zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem Heleny W. oraz usiłowanie morderstwa. Jego działanie było w recydywie. Mężczyzna nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Mimo bezpośredniego wskazania go przez Helenę (podczas którego pod wpływem strachu przed mężczyzną zemdlała), upierał się przy swojej niewinności. Najprawdopodobniej spalił ubrania, które miał na sobie w noc morderstwa. Świadkowie widzieli palące się ognisko w pobliżu wysypiska śmieci oraz wracającego stamtąd mężczyznę. Zabezpieczono niedopalone ubrania, jednak nie udało się ich zidentyfikować. W domu przy ulicy Granicznej nie pozostawił żadnych śladów linii papilarnych. Ale jak wynikało z zeznań Heleny, sprawca nosił czarne rękawiczki.

Zofia oprócz swojego domu nie posiadała żadnego majątku. Jej pogrzebem zajęły się więc władze kościelne, osoby z "Dzieła Miłosierdzia Bożego", którego była założycielką, Opieka Społeczna oraz Zarząd Osiedla.

Opinia sądowo-psychiatryczna Mirosława J. stwierdziła u niego nieprawidłową osobowość na podłożu nieznacznego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego. Zdaniem biegłych, jego stan psychiczny w stopniu nieznacznym ograniczał jego poczytalność. Lekarze ocenili go jako osobę chłodną uczuciowo. W opinii czytamy także:

Jego reakcje emocjonalne tak jak i zachowanie są w pełni kontrolowane intelektem. W czasie popełnienia czynów miał prawidłowo zachowany kontakt z rzeczywistością, reagował stosownie do zmieniających się sytuacji, zachowanie jego było celowo, zborne.

19 czerwca 1997 roku w Sądzie Wojewódzkim w Siedlcach zapadł wyrok. Za krzywdy wyrządzone Helenie W., Mirosław J. został skazany na 25 lat pozbawienia wolności oraz 10 lat pozbawienia praw publicznych, z kolei za zamordowanie Zofii Kalinowskiej na karę dożywotniego pozbawienia wolności oraz 10 lat pozbawienia praw publicznych. Karą łączną za wszystkie przestępstwa była kara dożywocia i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Obrońca oskarżonego odwołał się od wyroku, jednak 8 grudnia 1998 roku Sąd Apelacyjny w Lublinie nie uwzględnił apelacji i utrzymał wyrok w mocy.

W swoim testamencie Zofia Kalinowska ofiarowała kościołowi swoją posesję przy ulicy Granicznej 18. Wkrótce jej właścicielem stał się Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej, który założył tam Dom Dziennego Pobytu Caritas oraz Ośrodek Interwencji Kryzysowej Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej. W placówce udziela się wsparcia oraz pomocy psychiatrycznej osobom, których dotyka przemoc domowa, prowadzone są terapie dla osób uzależnionych i współuzależnionych, funkcjonuje hostel dla osób w trudnej sytuacji życiowej, odbywają się warsztaty terapii zajęciowej, działa stołówka dla osób ubogich i bezdomnych.

Od 2018 roku Mirosław J. może ubiegać się już o warunkowe zwolnienie z więzienia. Aktualnie wciąż nie przebywa na wolności.

. . .

Więcej o Zofii Kalinowskiej możecie przeczytać tutaj i tutaj.

. . .

*to imię wymyśliłam na potrzebę tekstu



Do napisania powyższego tekstu korzystałam ze zanonimizowanego wyroku wraz z uzasadnieniem, który dostałam od Sądu Okręgowego w Radomiu, z wyroku Sądu Najwyższego w Warszawie oraz jego uzasadnienia, wyroku Sądu Okręgowego w Siedlcach oraz z wyroku Sądu Apelacyjnego w Lublinie oraz jego uzasadnienia. Informacje z prasy, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd.

Nad poprawnością języka polskiego w moich tekstach czuwa @TerazMnieWidac, a nad językiem prawnym, prawniczym oraz służąc wiedzą z dziedziny prawa karnego – @IgorK.



#kryminalne #kryminalistyka #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #minskmazowiecki #grojec
kvoka - Od 1 stycznia 2018 r. działa w Polsce publiczny Rejestr Sprawców Przestępstw ...

źródło: comment_W0FLNV7hueq6LmFjnKHOYf9oh6Z3Z8L9.jpg

Pobierz
  • 30
via Wykop Mobilny (Android)
  • 284
@kvoka: chłop zgwałcił jedną dziewczynę, potem zgwałcił oraz zabił drugą i wyszedł po czternastu latach by zabić staruszke oraz zabic i zgwalcić inna dziewczynę... witamy w Polsce #!$%@?. #!$%@?ć #!$%@? i wysłać do kamieniołomu a nie wypuszczać po czternastu latach. Nóż sie w kieszeni otwiera
@Qbanek1: Takie jest prawo, wśród setek zwyrodnialców może się trafić kilku, którzy naprawdę zmienią swoje zachowanie. Mimo wszystko aktualnie nie zdarza się zbyt często, żeby wyszedł przedterminowo ktoś, kto może sprawiać jeszcze zagrożenie
Dlatego w Polsce sędziowie powinni odpowiadać za wszystkie źle orzeczone wyroki i przedterminowe zwolnienia. Jeżeli ktoś teraz uważa, że sądy są wolne lub/i pis chcę zniszczyć wolność albo zrobić porządek czy tego typu gówna (niepotrzebne skreślić) to jest kompletnym kretynem i bezmózgiem. Chłop powinien siedzieć do końca życia w więzieniu albo powinni go #!$%@?ć.
@kvoka Ciekawe co to za uczucie przeglądać taki rejestr i spotkać kogoś z rodziny, jakiegoś wujka Staszka co w kościele zawsze był pierwszy.