Wpis z mikrobloga

Zmagania cz. 2

link do cz. 1 https://www.wykop.pl/wpis/33948449/zmagania-cz-1-czuje-sie-wrakiem-czlowieka-chociaz-/

Stan na dzień dzisiejszy (26 lipca 2018):
- nadużywanie alkoholu – 3 lata
- nadużywanie opioidowych leków przeciwbólowych – pół roku
- uzależnienie od benzodiazepin – 1 rok
- zażegnane uzależnienie od tytoniu – trwało 2 lata (chociaż czasem, co parę dni użyję e-fajki)
- Waga 113 kg przy wzroście 184 cm i muszę zaznaczyć, że nie wyglądam na osobę wybitnie grubą, chociaż wg BMI to już oczywiście otyłość. Po prostu moja tkanka tłuszczowa jest rozłożona bardzo równomiernie po całym ciele – przeciwieństwo „piwnego brzuszka). Jeszcze 2 lata temu ważyłem 84 kg.
- nie przebiegnę bez zatrzymania nawet 3 km.

Leki jakich używam obecnie to tyroksyna (na niedoczynność), fluoksetyna (na bulimię), kwetiapina i kwas walproinowy (na zaburzenia zasypiania i chwiejny nastrój), propranolol (nadciśnienie tętnicze i tachykardia) alprazolam – ten jest już ewidentnie nadużywany, chociaż rok temu pozwalał mi w ogóle funkcjonować w społeczeństwie bez ataków lęku.
Skąd to się wzięło? O zaburzeniach afektywnych pisałem w części pierwszej. Są one pokłosiem niedoczynności tarczycy oraz wrodzonych i wyuczonych cech osobowości – im wcześniej w moją przeszłość, tym bardziej wrażliwy byłem. Później nauczyłem się tłumić stres m.in. za pomocą bulimii, a kiedy z niej zacząłem się leczyć, to odbiło się na moim układzie krążenia, stąd też dzisiejsze nadciśnienie.

Z tytoniem przyszło o dziwo najłatwiej. Fatalny stan dróg oddechowych wynikły z wypalania paczki dziennie skłonił mnie do przerzucenia się na e-papierosa. Okres przejściowy, kiedy jeszcze popalałem trwał jakieś 2 miesiące, ale dzisiaj nie czuję do tytoniu już żadnego pociągu. Czasem chciałoby się zapalić w nastrojowy wieczór dobre cygaro, ale na szczęście-nieszczęście brak ostatnio nastrojowych wieczorów.

Najbardziej jestem na siebie wściekły przez alkohol – kiedyś byłem gorącym przeciwnikiem w ogóle jego używania. Tu chyba sprawdza się pewna prawidłowość, że od jednego radykalizmu łatwo przeskoczyć do drugiego. Przez alkohol nie przejawiałem nigdy zachowań patologicznych, przynajmniej tych społecznych. Po prostu lubiłem się napić piwa raz w tygodniu, najlepiej w samotności. Na początku wypijałem sobie 2 butelki i szedłem z psem do lasu pokontemplować przyrodę przy akompaniamencie muzyki klasycznej (Chopin, Rachaminov, Czajkowski itd.) Mocno mnie to odstresowywało. Jednak z czasem 2 butelki to było za mało. Dziś jestem w stanie wypić spokojnie 7-8 butelek i jeszcze „jarzyć”. Nie robię tego częściej niż 2x w tygodniu, a bywa że jedynie raz, ale wiem, że jest to zachowanie patologiczne - żeby nie odczuwać „dnia wczorajszego” używam acetylocysteiny, aspiryny, loperamidu i wspomnianego alprazolamu. Kulturalne picie nie wymaga stosowania takich farmaceutyków, żeby wrócić do funkcjonowania. Mój problem polega na tym, że nie potrafię wypić małej ilości alkoholu i nie czuć się po tym źle. Jedynym zatem rozwiązaniem jest nie pić w ogóle, o co w tej chwili walczę. Jestem już na takim etapie, że sam pociąg, żeby zrobić sobie dzisiaj taki wieczór wzbudza we mnie obrzydzenie i to powoli zaczyna działać. Poza tym jestem już zmęczony tym wiecznym „to ostatni raz”…

Dla niewtajemniczonych, alprazolam jest benzodiazepiną, anksjolitykiem czyli lekiem przeciwlękowym i nasennym. Rok temu dostałem od psychiatry jedno opakowanie – do stosowania doraźnego – w razie napadów lęku, które zdarzały mi się w sytuacjach społecznych – tych, które wyzwalały u mnie ataki bulimii. Oczywiście na początku stosowałem to tak jak należy, ale lęki nie mijały, a nie potrafiłem poradzić sobie z nimi w żaden zdrowy sposób – tu zaznaczę, że nie pochodzę z majętnej rodziny, nie stać mnie na psychoterapię, bo nawet pomimo tego, że studiuję w tym samym mieście, w którym mieszkają moi rodzice, utrzymuję się od pierwszego roku sam. Mają oni spore kłopoty finansowe, bo zawody którymi się pałają są mało płatne, a ich wiek nie pozwala na przebranżowienie się. I znowuż na moje szczęście-nieszczęście, lekarz POZ przepisze mi niemal każdy lek jaki będę potrzebował, przez co moje nadużywanie benzodiazepin stało się faktem. Jednak sprawa nie jest taka prosta – po tych lekach, przynajmniej w dawkach jakie ja stosuję, nie czuje się żadnego odlotu. Człowiek może po prostu się uspokoić trapiony mnóstwem stresu. Na szczęście uzależnienie od benzodiazepin jest możliwe do opanowania. Odwyk polega na stosowaniu coraz mniejszych dawek, coraz rzadziej, aż do całkowitego odstawienia. To kwestia determinacji oraz znalezienia sposobu na walkę ze stresem.

Opioidowe leki przeciwbólowe – tu sprawa faktycznie przemawia za moją bezapelacyjną winą. Nie lubię odczuwać bólu i w ogóle mam niski próg bólowy. Miewam średnie lub silne bóle w okolicy kręgosłupa – szyjne niewiadomego pochodzenia (neurolog nie był w stanie stwierdzić co to jest) oraz lędźwiowe głównie wynikające z siedzącego trybu życia. Zamiast jak rozsądny człowiek rozwikłać problem zwiększając aktywność (tak, iść pobiegać…), a na szyję stosować maści przeciwbólowe, ja używałem czegoś, co działało jak czarodziejska różdżka – kodeina i tramadol. Od 8 miesięcy na tego typu leki wydałem już niemal 2 tysiące złotych… i nawet ta suma nie jest, póki co w stanie odwieźć mnie od wykupienia kolejnej recepty na Poltram czy kolejnej paczki Antidolu. To jest problem, do którego jeszcze nie wiem, jak się zabrać. Żywię nadzieję, że kiedy diametralnie zwiększę swoją aktywność fizyczną, to bóle osłabną i będę w stanie sobie radzić bez leków.

Część 3 to refleksje o tym co tracę niszcząc tak sobie zdrowie…

#depresja #motywacja #zdrowie #psychologia #wychodzimyzprzegrywu #prokrastynacja #bulimia #narkotykizawszespoko #narkotykiniezawszespoko #benzodiazepiny #alkoholizm #weltschmerz
  • 6
  • Odpowiedz
via Android
  • 0
@DarkSauce poltram kosztuje koło 30zl, połowę z tego dawalem Matce, która cierpi na chroniczne bóle głowy po boreliozie. Sama nie chciala wydawać na leki, które i tak słabo na nią działają. Ja stosowałem to na potęgę. Antidol to około 12 zł, ale czasami wystarczało 5 tabletek, czasami dopiero 10 dziennie. Wiem, że to totalnie nierozsądne, ale dlatego nazywam to patologicznym zachowaniem, czy po prostu uzależnieniem. Jak człowiek zmaga się szczególnie z bólem
  • Odpowiedz
via Android
  • 0
Może wynika to stąd, że nie każdy lekarz może przepisywać z refundacja. Ja dostawalem od POZ dlatego płaciłem 100%. Podobnie jest z fluoksetyną od psychiatry. Kiedy zabrakło mi do kolejnej wizyty, to POZ przepisywał na 100%, psychiatra na 30%
  • Odpowiedz