Wpis z mikrobloga

Mirki, ale mi historię sprzedał wujo z Niemiec i to nie zbieracz truskawek, tylko właściciel sklepu spożywczego, poważany w swoim dolnosaksońskim miasteczku ojciec Krystiana i Güntera.

Przyjechał akurat na tydzień do Wrocławia, żeby sobie zęby zrobić i oczywiście wprosił mi się na chatę na nocleg, a ja rodzinę szanuję bardziej niż Michał Elfika nocą, więc przyjąłem wuja i poczęstowałem go naszym lokalnym przysmakiem – piwem Piast, a on poczęstował mnie czymś znacznie lepszym – opowieścią o niemieckiej patologii.

Bohaterem jego opowieści był gość, który jeszcze jako nastolatek trafił na niemieckie ziemie – bez rodziców, jedynie z jakimś szemranym „wujkiem”, który podobno całą przez dobę, od rana do wieczora indoktrynował chłopaka i wpajał mu miłość do starej ojczyzny. Chłopak był zdolny niewiarygodnie i załapał język niemiecki szybciej niż moja znajoma rzeżączkę na Erasmusie, a do tego miał jedną wielką pasję - interesował się bronią, wojskiem, taktykami wojennymi i po ukończeniu szkoły dostał się do armii niemieckiej, gdzie szybko zdobywał kolejne umiejętności i szacunek swoich przełożonych.

Niestety, stary „wujek” nie pozwolił, by młody się zasymilował w pełni z narodem Jurgenów i wysłał go na wakacje do swojej starej ojczyzny. Tam chłopak zdobył dziewczynę, ale także przekonanie, że naród niemiecki powinien zniknąć z powierzchni ziemi, a to właśnie jego motherland powinien zadać śmierć niewiernym.

Co zrobił po wakacyjnym szkoleniu? Wrócił na ziemie niemieckie i jakby nigdy nic piął się wyżej i wyżej w hierarchii wojskowej, aż został jakimś tam pułkownikiem czy generałem – nie wiem, nie znam się na pagonach/pentagonach, ważne, że był kimś ważnym i wraz ze swoim oddziałem ruszył na „pokojową” misję do swojej „starej” ojczyzny.

Jak myślicie, czego dokonał następnie? Podpowiem Wam. Zachował się jak najgorszy szwagier, który hajs komunijny swojego dziecka wydaje na Roksie – wpędził swój własny oddział w pułapkę, w której zginęli wszyscy, oprócz niego. Oczywiście chłopak nie poczuł z tego powodu satysfakcji, wiedział, że popełnił błąd i zdradził swoją prawdziwą ojczyznę - Niemcy. Z rozpaczy więc strzelił sobie samobója i zginoł na zawsze.

Nie powiem, bardzo mnie ta historia zdziwiła. Ekspertem nie jestem, ale historię współczesną śledzę na bieżąco, a o tym ziomku nie słyszałem. Postanowiłem więc dopytać wujka o szczegóły.

- Wuju, a jak ten gość się nazywał? - zapytałem.

- Nie wiesz? Konrad Wallenrod, Ty ksenofobiczny nieuku – odpowiedział wujo ocierając pełen dumy wąsy z piastowskiej piany.

#truestory #coolstory #wroclaw nie #pasta #heheszki #humor #neuropa #4konserwy
  • 4