Aktywne Wpisy
Polejmnie +221
Kiedy intelekt feministki nie nadąża za jej ego.
#feminizm #p0lka #logikarozowychpaskow #bekazlewactwa
#feminizm #p0lka #logikarozowychpaskow #bekazlewactwa
Zawiera treści 18+
Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.
Ale Polak, to człowiek obrotny, więc zawsze coś wymyśli. Tym bardziej, że środek był wykorzystywany przez przedsiębiorcze małżonki pracowników na wszelkie możliwe sposoby. Mycie podłóg, włosów, naczyń, pranie a pewnie też i leczenie (dzięki @TheMan – nie wiedziałem o takim zastosowaniu!). Zapotrzebowanie na te cenne chemikalia było więc ogromne. No, ale te plomby...
Jakaś zmiana nocna, czyli nasz skok stulecia
Telefon od znajomego, który pracował na tamtej instalacji.
Chłopaki, bierzcie wózek akumulatorowy, beczkę i dawać szybko.
Ale plomby...
Znaleźliśmy jedno miejsce, skąd można spuścić. Dawać, bo autoklaw jeszcze pełny!
Tym miejscem, jak się później okazało, był manometr na tłoczeniu jednej z pomp. Wystarczyło go wykręcić, podpiąć w jego miejsce wąż, wąż do beczki i po 5 minutach można było wracać z zaopatrzeniem na miesiąc dla całej zmiany. I to była ostatnia okazja, bo później poplombowane były nawet włączniki pomp.
Później nastąpił żmudny proces wynoszenia tego przez bramę zakładową, tak, żeby nie zaliczyć wpadki. Co prawda byłem średnio chętny, ale na zasadzie – jak wszyscy, to wszyscy, babcia też – wyniosłem (ukradłem) i ja. Nie byłem jakimś specjalnym fanem Sulfobursztynianiu, dlatego walnąłem 5 L kanisterek gdzieś do jakieś szafki i zapomniałem o sprawie. Do czasu.
Na kłopoty... Sulfobursztynian
Do czasu, aż przed jakąś popołudniówką postanowiłem zrobić sobie pranie. Postanowienie okazało się trudne do zrealizowania, bo skończył mi się proszek do prania. Na dworze zimno, do sklepu daleko, cóż poradzić? Moment, ale przecież mam magiczny środek! Wszyscy mówią, że to lepsze od proszku, bo to czysta chemia. Żadnych substancji zapachowych i żadnych dodatków. Alergicy byliby szczęśliwi!
Dobra, tylko ile tego wlać? Mówili, że dobry, że super, że fajny, ale nie powiedzieli nic o dawkowaniu. Nie była to era smartfonów, skajpów itd., więc nie było kogo zapytać. W ramach testów, na początek, wlałem jedną szklankę. Nastawiłem pranie i zapomniałem o sprawie, bo powoli nadszedł czas, żeby szykować się do pracy. Chodziłem ta sobie z pokoju do kuchni, z kuchni do pokoju. A to coś zjeść, a to kolacje sobie przygotować. To co dało mi do myślenia, to to, że pralka dobiera któryś tam raz z rzędu wodę do prania.
Zaniepokoiłem się dopiero wtedy, jak mi przyszła do głowy myśl – a może bęben zaczął przeciekać, bo pralka leciwa i zalewam sąsiada?
Wpadam do łazienki sprawdzić co się dzieje. Otwieram drzwi i... w tym momencie mogłaby powstać pasta: jestem fanatykiem piany, całą łazienkę mam #!$%@?ą pianą. Przedpokój zresztą już też. Winowajca okazał się otwór odpowietrzający bębna. Cała pobrana woda zamieniała się w pianę i została wypychana na zewnątrz. A że przyroda nie lubi pustki, to automat dopuszczał wodę, żeby uzupełnić poziom wody, ta zamieniała się znów w pianę. I tak bez końca.
Jedyny ratunek, jaki mi w tamtym momencie przyszedł do głowy, to przejście na sterowanie ręczne i: płukanie, wypuszczenie wody, wirowanie i tak bez mała kilkanaście razy. Piana jak się produkowała, tak się produkowała. Bez końca. Istne perpetuum mobile Odpuściłem w końcu, bo zbliżał się czas wyjścia do pracy.
Jeśli ktoś myśli, że to koniec opowieści, to się myli.
Wychodzę z klatki, przed która były 3 studzienki kanalizacyjne i znów... jestem fanatykiem piany. Ręce mi opadły. Piana, jaka się z nich wydobywała pokryła teren o średnicy ok. 10 m i wysokości 1 m. Wokół zebrała się już „rada” sąsiedzka z niewybrednymi epitetami pod kierunkiem sprawcy. Ktoś wezwał nawet straż pożarna do usuwania skutków tej niebywałej katastrofy chemicznej.
Nie przyznałem się nikomu. Aż do dziś. Wiecie o tym jako pierwsi. Robercik mógłby być ze mnie dumny.
#chemiczneopowiesci #bezpieczenstwowprzemysle
Komentarz usunięty przez autora