Wpis z mikrobloga

Mireczki, niewiele dzisiaj brakło a już bym z wami nie śmieszkował...
Po dzisiaj wiem już jakie to uczucie kiedy ni stąd ni zowąd stajesz na przeciw dużego zagrożenia, może śmiertelnego...
tl;dr


Wracamy ja, kumpel (kierowca) i jego dziewczyna autem. Ja piszę smsa, nie patrzyłem na drogę. Nagle wpadamy w poślizg, zarzuciło. Zniosło nas na przeciwny pas, podnoszę wzrok znad telefonu, jeszcze nie do końca wiedząc co się dzieje (toż to ułamek sekundy). Widzę nadjeżdżające auto. Na kursie którego jesteśmy my. W starym Oplu Corsie, który strefę zgniotu ma pewnie, #!$%@?, z 2 metry za autem.
Czas zwolnił.
Nie, nie było czegoś takiego że przeleciało mi życie przed oczami.
Czułem się jakby mi ktoś puścił film z boku, z tego zdarzenia. Jakbym był obok i się temu przyglądał. W zwolnionym tempie.
Skupiłem się bardzo mocno na 'tu i teraz'. Jak sobie tak teraz myślę to był jeden z intensywniejszych momentów w życiu kiedy byłem dokładnie "tu i teraz". Milion myśli i dogłębna analiza:

jeśli uderzymy pod takim kątem to ja oberwę najbardziej

jeśli kierowca zdąży odbić to najbardziej oberwie koleżanka z tyłu

jeśli kierowca zdąży odbić i auto nas zachaczy mimo wszystko, to będziemy robili bączki, i następne auto, zaraz za nim, nas zmiecie

jeśli skręcimy mocno w lewo to się zawiniemy na drzewie

jeśli odbijemy w prawo i cudem unikniemy kolizji to mamy dachowanie albo drzewo po prawej


#!$%@?. #!$%@?. Wiedziałem że nic dobrego z tego nie może być.


Szybki rachunek sumienia. Żałowanie że nie pojechałem autobusem tak jak miałem pierwotnie jechać. Kilka twarzy bliskich mi osób przewinęło się w myślach. Kilka nierozwiązanych sytuacji. Kilka zmarnowanych możliwości. I myśl, paniczna myśl - co zrobić żeby przeżyć? Otóż, #!$%@?, nie mogłem zrobić nic. Najgorsze uczucie - bezsilność. Całkowita zależność od #!$%@? praw fizyki i innych kierowców na drodze, oraz tego siedzącego obok mnie, który też walczy o życie w tej właśnie sekundzie, którego spokojnie mogę nazwać moim przyjacielem.

I to wszystko wydarzyło się w mojej głowie w ciągu zaledwie ułamku sekundy. Zadziwiający przyrząd ten nasz mózg. Czasami się leni i cały dzień nic nie wymyśli, a czasami w okamgnieniu przeanalizuje wszystko w niewiarygodny sposób.

Kierowca odbił, cudem minęliśmy nadjeżdżającą z naprzeciwka śmierć o kilka centymetrów. Ale rowu już nie udało się uniknać. Fikołek. Chwila nieważkości. Lot do góry nogami. Lądowanie na dachu. Przód samochodu obrócony w kierunku przeciwnym do tego, w którym jechaliśmy. Co oczywiście wyszło dopiero później. W tamtym momencie nie przejmowałem się takimi błahostkami, jak ułożenie auta względem kierunku jazdy. Bo ostatecznie - co by to zmieniło?
W sumie w tamtym momencie nie myślałem już nic. Kompletnie, czysta kartka. Uderzenie o glebę. Szok. Nie wiem co się stało, nie wiem jak. Wiem że wiszę do góry nogami w aucie, i że właśnie stało się coś niezrozumiałego, wręcz groteskowego. Tak jak pisałem - jakbym oglądał film.
Pierwsze co to pomyślałem czy nic mi nie jest, czy jestem cały, czy żyję, czy zobaczę jeszcze ukochane osoby, czy dane będzie mi jeszcze kiedyś robić to co sprawia mi najwięcej frajdy.
Dopiero po chwilowym szoku ogarnąłem się że wiszę przypięty pasami do fotela do góry nogami. I że w aucie poza mną są 2 osoby. Szybka ocena sytuacji - chyba nic mi nie jest. Chyba, bo nie miałem pewności. Gdyby mi urwało głowę to pewnie też bym nie miał. Pierwsze co się wyrwało z moich ust "co się stało?". Drugie "jesteście cali?". Dostałem odpowiedź tylko od kolegi - kierowcy. Ale z tyłu widzę jakiś ruch, jest ok.
Szukam klamki. Ale jesteśmy do góry nogami. Mam. Nie da się otworzyć drzwi. Otwieram szybę boczną. Odpinam się. Ląduję boleśnie głową na dachu, który w tej pozycji jest pode mną. Taka odmiana kamasutry - z samochodem. Wyczołguję się przez szybę, wychodzę, jestem w szoku. Nie czułem jakby to działo się naprawdę....

Za mną wyczołguje się kierowca. Za nim jego dziewczyna. Ma krew na rękach, a mnie na ten widok złapało przerażenie. Co jej się stało? Podbiegam, pytam czy nic jej nie jest. Nic. Przecięła skórę na ręce, to wszystko. Nic więcej. NIC. Tylko tyle. 3 osoby w #!$%@?ącym samochodzie, i łączne obrażenia odniesione to w jednym miejscu rozcięta skóra na dłoni. Gorszych obrażeń można dostać przygotowując sobie obiad.
Szczęście? Cud? Przeznaczenie? Nie wiem, ja uważam że połączenie szczęścia, pecha, umiejętności kierowcy (że odbił i nie spowodował czołówki), złych warunków pogodowych, praw fizyki i spora domieszka zapiętych pasów.

Zapinajcie pasy, mirki. Pasy ratują życie. Nie wiem co by z nas zostało gdybyśmy mieli niezapięte pasy.
Wolę nie wiedzieć.

Nie mówię że zacznę chodzić do kościoła co niedzielę, dalej nie wierzę w Boga, ale takie wydarzenie pozwala spojrzeć na pewne sprawy z dystansu, z innej perspektywy.
Szczególnie, kiedy spojrzeliśmy obok auta, a tam - nie dalej jak 2 metry obok, stał krzyż i przy nim zapalone znicze. Niewiele brakło, a bylibyśmy kolejnymi zniczami.
A staliśmy cali i zdrowi, wręcz nie pasujący do reszty zdarzenia, do rozrzuconej ściółki leśnej, do samochodu - wygniecionego i leżącego na dachu. Ludzie którzy zatrzymywali się obok niedowierzali że to my mieliśmy wypadek. My też nie. Chyba jeszcze do mnie to dobrze nie dotarło.
Ale poczułem coś ciężkiego spływającego mi z żołądka w dół mnie, kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem mamę, która nie miała o wypadku pojęcia, pokazałem jej zdjęcie (pic. rel.), a ona - niczym niewierny Tomasz Jezusa - zaczęła mnie dotykać i sprawdzać czy jestem cały, czy to ja, czy nic mi nie jest, oglądała mnie jakby nie wierzyła, jakby pierwszy raz mnie zobaczyła na oczy.

Zapinajcie pasy.

Tekst może i rozwleczony. Ale potrzebowałem to z siebie wyrzucić. Przelać gdzieś i zostawić. Dzięki za tą możliwość. Niewiele brakło, a nie dane było by mi to zrobić...
#coolstory #truestory #samochody #wypadek
Dawidinho8 - Mireczki, niewiele dzisiaj brakło a już bym z wami nie śmieszkował...
P...

źródło: comment_tfbkdbDjuJtXgRE4CJlWcMQwjwOkgMAB.jpg

Pobierz
  • 121
@mcr90: W sumie sensowna rada. Będę miał uwagę na swoje zdrowie, ale jutro mam akurat mecz ligowy, więc pewnie przy okazji tak sporego wysiłku wyjdzie to jeśli miały by być jakieś komplikacje.

otarcie się i śmierć tagujesz coolstory? Widać twardy z Ciebie zawodnik.

Może taki mechanizm obronny, ale wyszliśmy z tego auta i zaczęliśmy sobie żartować, w sumie sporo żartów sytuacyjnych dzisiaj poszło.
* "Ale oddasz mi za benzynę? Nooo... Policz
@tony_soprano: ale kierowca smsów nie pisał...

zapieramy się nogami o dach,


@Maciejos00: seems legit...


@Dawidinho8: ludzie mocno demonizują dachowania. Tatuśko niedawno dachował w matizie i skończyło się na lekko obitym palcu, kilku wgniecieniach na karoserii (dach i maska, nawet nie trzeba było prostować niczego) i przednim zderzaku do wymiany. Jeśli w nic mocno nie walniecie to praktycznie nie ma od czego sobie narobić obrażeń.
  • 0
@bocki86: nie. ale w nic się nikt nie uderzył, nie było jak narobić sobie obrażeń wewnętrznych.

@wajdzik: cóż, tu auto jest do kasacji raczej. Ale na szczęście w nic nie uderzylismy. Jednak tak jak pisałem, bałem się czołówki, dachowanie to już małe piwo...
@Dawidinho8: też mi się zdarzyło coś podobnego (wielokrotne koziołkowanie i dachowanie przy ok. 130 km/h) - w pamięci wryła mi się najbardziej wirująca zawartość kabiny (dywaniki, jakieś drobne śmieci, zawartość schowka) i wrażenie ogromnej siły, która miotała autem.
@Dawidinho8: Mireczku, dobrze, że nic ci się nie stało. Jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz. Dziś wieczorem opisze też swoją sytuację ze stycznia jaka mi sie przydarzyła. Mieliście dużo szczęścia.