Aktywne Wpisy
hermie-crab +595
RoobRoys +229
Im jestem starszy tym bardziej gardzę policją.
- Chowanie radiowozów i samego siebie za płotami, banerami, słupami i żywopłotami niczym jakieś pozbawione godności istoty.
- Umarzanie wszelkiej maści kradzieży.
- Pretensjonalny i pouczający ton, pomimo tego, że jeszcze 20 sekund temu taki policjant / policjantka chowali się w krzakach, żeby tylko mandat się zgadzał.
- Kompletnie upolitycznieni przełożeni, którzy wydadzą każdy rozkaz, żeby partyjniak popatrzył na nich przychylnym okiem.
- Wcześniejsza emerytura,
- Chowanie radiowozów i samego siebie za płotami, banerami, słupami i żywopłotami niczym jakieś pozbawione godności istoty.
- Umarzanie wszelkiej maści kradzieży.
- Pretensjonalny i pouczający ton, pomimo tego, że jeszcze 20 sekund temu taki policjant / policjantka chowali się w krzakach, żeby tylko mandat się zgadzał.
- Kompletnie upolitycznieni przełożeni, którzy wydadzą każdy rozkaz, żeby partyjniak popatrzył na nich przychylnym okiem.
- Wcześniejsza emerytura,
Po dzisiaj wiem już jakie to uczucie kiedy ni stąd ni zowąd stajesz na przeciw dużego zagrożenia, może śmiertelnego...
tl;dr
Wracamy ja, kumpel (kierowca) i jego dziewczyna autem. Ja piszę smsa, nie patrzyłem na drogę. Nagle wpadamy w poślizg, zarzuciło. Zniosło nas na przeciwny pas, podnoszę wzrok znad telefonu, jeszcze nie do końca wiedząc co się dzieje (toż to ułamek sekundy). Widzę nadjeżdżające auto. Na kursie którego jesteśmy my. W starym Oplu Corsie, który strefę zgniotu ma pewnie, #!$%@?, z 2 metry za autem.
Czas zwolnił.
Nie, nie było czegoś takiego że przeleciało mi życie przed oczami.
Czułem się jakby mi ktoś puścił film z boku, z tego zdarzenia. Jakbym był obok i się temu przyglądał. W zwolnionym tempie.
Skupiłem się bardzo mocno na 'tu i teraz'. Jak sobie tak teraz myślę to był jeden z intensywniejszych momentów w życiu kiedy byłem dokładnie "tu i teraz". Milion myśli i dogłębna analiza:
#!$%@?. #!$%@?. Wiedziałem że nic dobrego z tego nie może być.
Szybki rachunek sumienia. Żałowanie że nie pojechałem autobusem tak jak miałem pierwotnie jechać. Kilka twarzy bliskich mi osób przewinęło się w myślach. Kilka nierozwiązanych sytuacji. Kilka zmarnowanych możliwości. I myśl, paniczna myśl - co zrobić żeby przeżyć? Otóż, #!$%@?, nie mogłem zrobić nic. Najgorsze uczucie - bezsilność. Całkowita zależność od #!$%@? praw fizyki i innych kierowców na drodze, oraz tego siedzącego obok mnie, który też walczy o życie w tej właśnie sekundzie, którego spokojnie mogę nazwać moim przyjacielem.
I to wszystko wydarzyło się w mojej głowie w ciągu zaledwie ułamku sekundy. Zadziwiający przyrząd ten nasz mózg. Czasami się leni i cały dzień nic nie wymyśli, a czasami w okamgnieniu przeanalizuje wszystko w niewiarygodny sposób.
Kierowca odbił, cudem minęliśmy nadjeżdżającą z naprzeciwka śmierć o kilka centymetrów. Ale rowu już nie udało się uniknać. Fikołek. Chwila nieważkości. Lot do góry nogami. Lądowanie na dachu. Przód samochodu obrócony w kierunku przeciwnym do tego, w którym jechaliśmy. Co oczywiście wyszło dopiero później. W tamtym momencie nie przejmowałem się takimi błahostkami, jak ułożenie auta względem kierunku jazdy. Bo ostatecznie - co by to zmieniło?
W sumie w tamtym momencie nie myślałem już nic. Kompletnie, czysta kartka. Uderzenie o glebę. Szok. Nie wiem co się stało, nie wiem jak. Wiem że wiszę do góry nogami w aucie, i że właśnie stało się coś niezrozumiałego, wręcz groteskowego. Tak jak pisałem - jakbym oglądał film.
Pierwsze co to pomyślałem czy nic mi nie jest, czy jestem cały, czy żyję, czy zobaczę jeszcze ukochane osoby, czy dane będzie mi jeszcze kiedyś robić to co sprawia mi najwięcej frajdy.
Dopiero po chwilowym szoku ogarnąłem się że wiszę przypięty pasami do fotela do góry nogami. I że w aucie poza mną są 2 osoby. Szybka ocena sytuacji - chyba nic mi nie jest. Chyba, bo nie miałem pewności. Gdyby mi urwało głowę to pewnie też bym nie miał. Pierwsze co się wyrwało z moich ust "co się stało?". Drugie "jesteście cali?". Dostałem odpowiedź tylko od kolegi - kierowcy. Ale z tyłu widzę jakiś ruch, jest ok.
Szukam klamki. Ale jesteśmy do góry nogami. Mam. Nie da się otworzyć drzwi. Otwieram szybę boczną. Odpinam się. Ląduję boleśnie głową na dachu, który w tej pozycji jest pode mną. Taka odmiana kamasutry - z samochodem. Wyczołguję się przez szybę, wychodzę, jestem w szoku. Nie czułem jakby to działo się naprawdę....
Za mną wyczołguje się kierowca. Za nim jego dziewczyna. Ma krew na rękach, a mnie na ten widok złapało przerażenie. Co jej się stało? Podbiegam, pytam czy nic jej nie jest. Nic. Przecięła skórę na ręce, to wszystko. Nic więcej. NIC. Tylko tyle. 3 osoby w #!$%@?ącym samochodzie, i łączne obrażenia odniesione to w jednym miejscu rozcięta skóra na dłoni. Gorszych obrażeń można dostać przygotowując sobie obiad.
Szczęście? Cud? Przeznaczenie? Nie wiem, ja uważam że połączenie szczęścia, pecha, umiejętności kierowcy (że odbił i nie spowodował czołówki), złych warunków pogodowych, praw fizyki i spora domieszka zapiętych pasów.
Zapinajcie pasy, mirki. Pasy ratują życie. Nie wiem co by z nas zostało gdybyśmy mieli niezapięte pasy.
Wolę nie wiedzieć.
Nie mówię że zacznę chodzić do kościoła co niedzielę, dalej nie wierzę w Boga, ale takie wydarzenie pozwala spojrzeć na pewne sprawy z dystansu, z innej perspektywy.
Szczególnie, kiedy spojrzeliśmy obok auta, a tam - nie dalej jak 2 metry obok, stał krzyż i przy nim zapalone znicze. Niewiele brakło, a bylibyśmy kolejnymi zniczami.
A staliśmy cali i zdrowi, wręcz nie pasujący do reszty zdarzenia, do rozrzuconej ściółki leśnej, do samochodu - wygniecionego i leżącego na dachu. Ludzie którzy zatrzymywali się obok niedowierzali że to my mieliśmy wypadek. My też nie. Chyba jeszcze do mnie to dobrze nie dotarło.
Ale poczułem coś ciężkiego spływającego mi z żołądka w dół mnie, kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem mamę, która nie miała o wypadku pojęcia, pokazałem jej zdjęcie (pic. rel.), a ona - niczym niewierny Tomasz Jezusa - zaczęła mnie dotykać i sprawdzać czy jestem cały, czy to ja, czy nic mi nie jest, oglądała mnie jakby nie wierzyła, jakby pierwszy raz mnie zobaczyła na oczy.
Zapinajcie pasy.
Tekst może i rozwleczony. Ale potrzebowałem to z siebie wyrzucić. Przelać gdzieś i zostawić. Dzięki za tą możliwość. Niewiele brakło, a nie dane było by mi to zrobić...
#coolstory #truestory #samochody #wypadek
@encoreleet: Ale czytaj, proszę, uważnie.
czytaj ze zrozumieniem to nie on byl kierowca
Jest to chyba najbardziej wstrząsająca (brakuje mi w sumie dobrego określenia) rzecz jaką przeczytałem od dawna, może to przez mój stan, ale prawie się popłakałem to czytając i poszedłem do łóżka przytulić dziewczynę, bo sobie pomyślałem, że
@halcyon: Wiele osób mi już o tym pisało, także tu na mirko. Wiem, słyszałem o tym, i mimo że nie miało jak mi się coś stać, to dla świętego spokoju pójdę. :)
@korpoRator: Ciężko stwierdzić, kierowca zdążył już trochę wytracić prędkość. Nie było jakoś mega szybko, świadczy o tym fakt że zrobiliśmy tylko jednego fikołka. Ale
@Dawidinho8: dlatego #!$%@?ć albo ograniczyć drzewa przy drogach.....
Rozpędzone auto, kręta droga, szklanka na drodze. Auto wpadło w poślizg, mama tylko w panice cisnęła po hamulcach żeby nie uderzyć w samochód przed nami. Pamiętam, że sobie myślałam, że już
@grzegorz88: O #!$%@?, nie jak psychicznie bym po czymś takim się ogarnął. Kiedy wsiadłeś za kółko znowu? Ciężko było się przełamać?
No i golf w sumie nie wygląda tak źle, Corsa mocniej zbita jest. Fart że nic nikomu się nie stało i w waszym wypadku. Uwaga na drodze pewnie od tamtego czasu 10 razy wyższa, hm?
@Dawidinho8: A to nie wiedziałem ( ͡° ʖ̯ ͡°)