Pamiętam niedziele jak chodziłem do liceum. To był początek lat 2000. Koło południa leciał Makłowicz, potem Złotopolscy do obiadu, następnie familiada i późnym popołudniem skoki narciarskie. Jakoś przed dobranocka jeszcze 7 dni świat. I przez cały dzień w tle ten niepokój, że jutro do szkoły, że znowu trzeba przetrwać tydzień. A jak została do odrobienia praca domowa typu wypracowanie na polski to już w ogóle- spychana w głowie na margines przez cały

the_one_who_knows_the_only_Truth
















































