Mireczki kochane, czy polecicie jakies straszne #ksiazki żeby się wieczorem bać? Dawno nie czytałem dobrego horroru
Dowiedziałem się, że w starych wersjach Internet Explorera, jeszcze z końca lat dziewięćdziesiątych, przeglądarka w oryginalny sposób radziła sobie z nieznanym kodowaniem znaków. Jeżeli informacja o stronie kodowej nie była umieszczona w nagłówku witryny, IE przeprowadzał statystyczną analizę częstotliwości występowania liter w tekście. Język był rozpoznawany na podstawie powstałego histogramu. Oczywiście, przeglądarka myliła się za każdym razem, gdy słów było za mało, albo gdy były niezwyczajne.
Źródło
#internet #internetexplorer
Źródło
#internet #internetexplorer
Oglądam sobie dalej trzeci sezon oryginalnego Star Treka.
3.15: Let That Be Your Last Battlefield. Bardzo fajny odcinek, prawdopodobnie najlepszy w trzecim sezonie. Koncepcja absurdalnej wojny ras jest znakomita w założeniu i tylko trochę toporna po zrealizowaniu. Fani hejtują LTBYLB niezasłużenie. Są tutaj na przykład trzy znakomite sceny. Pierwsza: gdy Kirk uruchamia sekwencję samozniszczenia Enterprise i dochodzi do świetnie wyreżyserowanej wojny nerwów ze zbliżeniami na oczy. Okrzyk „Mine is the last command!” kapitana urasta do rangi eschatologicznej metafory. Druga: gdy Bele oznajmia z gniewem, że bycie czarnym po prawej stronie twarzy i białym po lewej to coś zupełnie, zupełnie innego niż bycie czarnym po lewej i białym po prawej, a Kirk i Spock mogą jedynie wymienić zmieszane, zażenowane spojrzenia. Trzy: kiedy Lokai agituje Chekova i Sulu, a Spock z zaniepokojeniem podsłuchuje. Owszem, sama końcówka odcinka z gonieniem się po korytarzach „Enterprise'a” nie wypaliła, ale dobre imię scenariusza uratował ponury epilog.
3.16: The Mark of Gideon. Znalazły się tutaj dwie dobre koncepcje. Po pierwsze, idea planety tak przeludnionej, że ludzie, tzn. humanoidzi, tłoczą się obok siebie jak robactwo na dosłownie każdym metrze kwadratowym powierzchni. Demograf płakał, gdy oglądał, ale ta wizja rodem z koszmaru Klubu Rzymskiego przemawia do wyobraźni. Po drugie, Kirk, który rozwiązuje zagadkę opustoszałego „Enterprise'a” trzymającą nas przez czas jakiś w napięciu. Szkopuł w tym, że obie koncepcje w ogóle się nie kleją, a im dalej w epizod, tym więcej dziur logicznych. Aha, Spock ma chyba „daddy issues”. Bez przerwy narzeka na dyplomatów i
3.15: Let That Be Your Last Battlefield. Bardzo fajny odcinek, prawdopodobnie najlepszy w trzecim sezonie. Koncepcja absurdalnej wojny ras jest znakomita w założeniu i tylko trochę toporna po zrealizowaniu. Fani hejtują LTBYLB niezasłużenie. Są tutaj na przykład trzy znakomite sceny. Pierwsza: gdy Kirk uruchamia sekwencję samozniszczenia Enterprise i dochodzi do świetnie wyreżyserowanej wojny nerwów ze zbliżeniami na oczy. Okrzyk „Mine is the last command!” kapitana urasta do rangi eschatologicznej metafory. Druga: gdy Bele oznajmia z gniewem, że bycie czarnym po prawej stronie twarzy i białym po lewej to coś zupełnie, zupełnie innego niż bycie czarnym po lewej i białym po prawej, a Kirk i Spock mogą jedynie wymienić zmieszane, zażenowane spojrzenia. Trzy: kiedy Lokai agituje Chekova i Sulu, a Spock z zaniepokojeniem podsłuchuje. Owszem, sama końcówka odcinka z gonieniem się po korytarzach „Enterprise'a” nie wypaliła, ale dobre imię scenariusza uratował ponury epilog.
3.16: The Mark of Gideon. Znalazły się tutaj dwie dobre koncepcje. Po pierwsze, idea planety tak przeludnionej, że ludzie, tzn. humanoidzi, tłoczą się obok siebie jak robactwo na dosłownie każdym metrze kwadratowym powierzchni. Demograf płakał, gdy oglądał, ale ta wizja rodem z koszmaru Klubu Rzymskiego przemawia do wyobraźni. Po drugie, Kirk, który rozwiązuje zagadkę opustoszałego „Enterprise'a” trzymającą nas przez czas jakiś w napięciu. Szkopuł w tym, że obie koncepcje w ogóle się nie kleją, a im dalej w epizod, tym więcej dziur logicznych. Aha, Spock ma chyba „daddy issues”. Bez przerwy narzeka na dyplomatów i
Czy warto emocjonować się bieżącymi wydarzeniami politycznymi? Zupełnie nie warto:
„– Ważne decyzje zapadają rzadko. Niesłychanie rzadko. Badanie historii politycznej uświadamia, że meandry bieżącej polityki w ogóle nie są istotne. Polityka nie jest filmem akcji, w którym każda minuta przynosi ważne zdarzenie. Politykę obserwować trzeba nie z perspektywy dnia, lecz całych dekad.
Wtedy widać, że politycznym wydarzeniem było powstanie Unii Europejskiej oraz decyzja o poszerzeniu jej granic. Politycznym wydarzeniem było inteligentne uformowanie Unii, które pozwala jej osiągać dwa wielkie cele – blokować wybuch wojny oraz usuwać granice na drodze pracy i kapitału. Reszta to zgiełk bieżącego życia.
(…)
„– Ważne decyzje zapadają rzadko. Niesłychanie rzadko. Badanie historii politycznej uświadamia, że meandry bieżącej polityki w ogóle nie są istotne. Polityka nie jest filmem akcji, w którym każda minuta przynosi ważne zdarzenie. Politykę obserwować trzeba nie z perspektywy dnia, lecz całych dekad.
Wtedy widać, że politycznym wydarzeniem było powstanie Unii Europejskiej oraz decyzja o poszerzeniu jej granic. Politycznym wydarzeniem było inteligentne uformowanie Unii, które pozwala jej osiągać dwa wielkie cele – blokować wybuch wojny oraz usuwać granice na drodze pracy i kapitału. Reszta to zgiełk bieżącego życia.
(…)
Wygląda upiornie? A to tylko ekwadorski kosz na śmieci. Papierki wrzucamy klaunowi do gęby. Podobne pojemniki widziałem w wielu różnych miejscach, także poza Quito. Prawdopodobnie są pozostałością po kampanii społecznej mającej na celu zachęcenie ludzi do wyrzucania śmieci do koszy, nie na chodnik. Oj, jakiś PR-owiec chyba nie czytał Kinga… A dlaczego ten pojemnik ustawiono na dachu – nie mam pojęcia.
#ekwador
#ekwador
- 4
- 129
…czyli dlaczego kontynuacja serialu Stranger Things, netfliksowego objawienia zeszłorocznych wakacji, jest do bani.
Głównie dlatego, że nie powinna była w ogóle powstać. Pierwszy sezon zafundował nam przecudną, sentymentalną wyprawę w lata 80. Materiału było jak znalazł akurat na dziesięcioodcinkowy (mini)serial.
Po co kręcić ciąg dalszy? Wiadomo, dla pieniędzy, ale skoro już, trzeba było zdecydować się na format antologii w rodzaju American Horror Story. Drugi sezon mógł przecież opowiadać zupełnie nową historię w tym samym stylu. Może teraz coś o UFO? Albo o demonie żyjącym w kanałach i żerującym na lękach
Głównie dlatego, że nie powinna była w ogóle powstać. Pierwszy sezon zafundował nam przecudną, sentymentalną wyprawę w lata 80. Materiału było jak znalazł akurat na dziesięcioodcinkowy (mini)serial.
Po co kręcić ciąg dalszy? Wiadomo, dla pieniędzy, ale skoro już, trzeba było zdecydować się na format antologii w rodzaju American Horror Story. Drugi sezon mógł przecież opowiadać zupełnie nową historię w tym samym stylu. Może teraz coś o UFO? Albo o demonie żyjącym w kanałach i żerującym na lękach
@Indikatiwus_presentusaktiwus: No właśnie na sam koniec piszę, że dalej już nie będę. :)
@Obserwator_z_ramienia_ONZ: Dobrze, że Ci się podobało, bo więcej zyskałeś po tych dziewięciu odcinkach niż ja. Tak, bal na zakończenie ostatniego odcinka był bardzo fajny!
@PainItBlack: Wiesz, historia może być nawet rozpisana na dwadzieścia sezonów, co nie zmienia faktu, że niektóre historie powinny kończyć się na jednym. :)
@kaarp: Wiesz, konkurencja na rynku serialowym jest tak duża, że gdy jakiś serial już w drugim sezonie obniża znacząco poziom, to według mnie automatycznie klasyfikuje się jako "do bani" w tym sensie, że lepiej obejrzeć albo wypróbować coś innego.
- 10
@Chudzinx: No nie do końca. Wielkimi atutami ST1 była oryginalność, odwołania popkulturowe, nostalgia za latami 80. i tak dalej. Można spokojnie powiedzieć, że ST1, pomimo bycia czystej wody serialem rozrywkowym, niósł ze sobą wartość artystyczną. ST2 to już jest typowe odcinanie kuponów. Tak jak napisał @Harmonijka zaraz pod Twoim komentarzem.
@josedra52: Niech jedzą sobie, niech się częstują. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@josedra52: Niech jedzą sobie, niech się częstują. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Problem gwałtów rozwiązany. Władze stolicy Ekwadoru ustawiły w centrum miasta kilka białych sześcianów z zakazem: „Nie gwałć!”. Da się? Da się.
#ekwador
#ekwador
@eagleworm: Centralnie sterowana degwałtyzacja? Rzeczywistość pokazuje, że architektury peer-to-peer (z opaskami 'nie gwałć mnie') sprawdzają się lepiej przy dużym obciążeniu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Dalej oglądam trzeci sezon oryginalnego Star Treka.
3.10: Plato's Stepchildren. Wreszcie! Legendarny pocałunek Kirka i Uhury, rzekomo pierwszy międzyrasowy pocałunek pokazany w telewizji. Nie miałem pojęcia, że akurat ten całus to małe p--o, gdyż w tym samym epizodzie Kirka, hm, dosiada karzeł, a Pan Spock funduje Siostrze Chapel seans sado-maso gorącym pogrzebaczem. Serio.
3.11: Wink of an Eye. Fascynująca koncepcja superszybkiego poruszania się jest zapewne jednym z tych pomysłów, o których kolega mówił mi, że "Star Trek był pierwszy" (albo przynajmniej po raz pierwszy pokazał to na ekranie). Przypadły mi do gustu "efekty specjalne". Piszę to z cudzysłowem, lecz bez ironii. Owszem, "efekty" były w zasadzie tandetne i polegały na tym, że Kirk poruszał się normalnie, a pozostałym aktorom przykazano stać jak słupy soli w tle. Wypadło to jednak przekonująco. W scenariuszu za to zupełnie nie zgadza się zgranie czasowe wątków szybkiego z wolnym... chyba że przyjmiemy, iż kapitan uprawiał wielogodzinny, ba, wielodniowy s--s z piękną
3.10: Plato's Stepchildren. Wreszcie! Legendarny pocałunek Kirka i Uhury, rzekomo pierwszy międzyrasowy pocałunek pokazany w telewizji. Nie miałem pojęcia, że akurat ten całus to małe p--o, gdyż w tym samym epizodzie Kirka, hm, dosiada karzeł, a Pan Spock funduje Siostrze Chapel seans sado-maso gorącym pogrzebaczem. Serio.
3.11: Wink of an Eye. Fascynująca koncepcja superszybkiego poruszania się jest zapewne jednym z tych pomysłów, o których kolega mówił mi, że "Star Trek był pierwszy" (albo przynajmniej po raz pierwszy pokazał to na ekranie). Przypadły mi do gustu "efekty specjalne". Piszę to z cudzysłowem, lecz bez ironii. Owszem, "efekty" były w zasadzie tandetne i polegały na tym, że Kirk poruszał się normalnie, a pozostałym aktorom przykazano stać jak słupy soli w tle. Wypadło to jednak przekonująco. W scenariuszu za to zupełnie nie zgadza się zgranie czasowe wątków szybkiego z wolnym... chyba że przyjmiemy, iż kapitan uprawiał wielogodzinny, ba, wielodniowy s--s z piękną
@eagleworm: Szanuję. Najlepszy Star Trek. Łap plusa :)
Czym dla Warszawy jest PKiN, a dla Krakowa bryła Wawelu, tym dla Quito jest uskrzydlona Maryja, która spogląda na miasto ze wzgórza El Panecillo („Bułeczki”). Monument widać z wielu punktów w mieście. Został wzniesiony w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Przerasta słynnego Chrystusa Zbawiciela z Rio de Janeiro o cały metr. Łańcuch, który widzimy w lewej dłoni figury, pęta leżącego u jej stóp potwornego węża. Autorem zdjęcia jest Adam Reeder (CC, Flickr).
#
#
Widok na stolicę Ekwadoru ze szczytu Cruz Loma, sąsiada wulkanu Pichincha. Wjeżdża się nań kolejką gondolową Teleférico, najwyższą w Ameryce Południowej. Podróż trwa około kwadransa. Startujemy na wysokości 2950 m n.p.m., kończymy na 4050 m n.p.m.
#ekwador
#ekwador
Oglądam dalej trzeci sezon oryginalnego Star Treka.
3.5: Is There in Truth No Beauty? Pierwszy normalny odcinek trzeciego sezonu; ot, wreszcie typowy TOS. Strzałka seksizmometru wychylona co prawda daleko w prawo, ale przynajmniej postać kobiecą narysowano wyraźną kreską. Doktor Miranda Jones z olimpijską cierpliwością i posągową godnością znosi seksistowskie traktowanie swojej dystyngowanej osoby. Przemówiła do mnie też koncepcja Obcego, którego-nie-da-się-zobaczyć-bo-zwariujesz (por. Inne pieśni Dukaja). A tytułowe "piękno" można rozumieć na kilka sposobów. Tak, na dobrą sprawę to złożony, przemyślany epizod.
3.6: Spectre of the Gun. Fajowy western z horrorowym posmakiem, bo i setting umyślnie dziwny, i kamienne twarze Earpów nad wyraz złowrogie. Tutaj z kolei przypomniał mi się Westworld. Po legendarnym City on the Edge of Tomorrow jest to najprawdopodobniej drugi najlepszy "historyczny"
3.5: Is There in Truth No Beauty? Pierwszy normalny odcinek trzeciego sezonu; ot, wreszcie typowy TOS. Strzałka seksizmometru wychylona co prawda daleko w prawo, ale przynajmniej postać kobiecą narysowano wyraźną kreską. Doktor Miranda Jones z olimpijską cierpliwością i posągową godnością znosi seksistowskie traktowanie swojej dystyngowanej osoby. Przemówiła do mnie też koncepcja Obcego, którego-nie-da-się-zobaczyć-bo-zwariujesz (por. Inne pieśni Dukaja). A tytułowe "piękno" można rozumieć na kilka sposobów. Tak, na dobrą sprawę to złożony, przemyślany epizod.
3.6: Spectre of the Gun. Fajowy western z horrorowym posmakiem, bo i setting umyślnie dziwny, i kamienne twarze Earpów nad wyraz złowrogie. Tutaj z kolei przypomniał mi się Westworld. Po legendarnym City on the Edge of Tomorrow jest to najprawdopodobniej drugi najlepszy "historyczny"
@RoccoBaggins: Nie, nie w temacie ST jestem zupełnie zielony. Zabrałem się za te seriale chronologicznie i po kolei, ale ponieważ nie mam aż tyle czasu na seriale, idzie mi to powoli. Po TOS-ie chcę dokończyć TAS-a, potem filmy fabularne z Kirkiem i załogą, potem „Continues”, o którym wiem, ale dzięki za przypomnienie. „Enterprise” obejrzę pewnie w okolicach 2040 r. :)
- 11
Gdybyście zapytali, czy #ekwador jest krajem tanim czy drogim, byłoby mi bardzo trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Rozrzut cenowy bywa tam ogromny.
Powody? Nierówności dochodowe, niski poziom zindustralizowania kraju, konieczność importu wielu towarów, a także zdolaryzowanie ekwadorskiej gospodarki. Dolar amerykański od 2000 r. pełni tam funkcję oficjalnej i jedynej waluty. Jego wprowadzeniu towarzyszył zresztą przekręt, w wyniku którego spełniła się ewangeliczna przepowiednia i temu, kto miał, było dodane i nadmiar uzyskał, temu zaś, kto nie miał, zabrali również to, co miał (Mt 13:12).
Niektóre produkty spożywcze, na przykład soczyste owoce i dorodne warzywa kupowane na targu, są oczywiście tanie jak przysłowiowy barszcz. Tanie są niektóre usługi. Fryzjer za stryżenie bierze cztery dolary, bilet do kina kosztuje tyle samo. Bardzo tanie jest paliwo (półtora dolara za galon benzyny), transport (ćwierć dolara za bilet autobusowy, dwa dolary za przejazd taksowką na typowym miejskim dystansie) oraz triada
Powody? Nierówności dochodowe, niski poziom zindustralizowania kraju, konieczność importu wielu towarów, a także zdolaryzowanie ekwadorskiej gospodarki. Dolar amerykański od 2000 r. pełni tam funkcję oficjalnej i jedynej waluty. Jego wprowadzeniu towarzyszył zresztą przekręt, w wyniku którego spełniła się ewangeliczna przepowiednia i temu, kto miał, było dodane i nadmiar uzyskał, temu zaś, kto nie miał, zabrali również to, co miał (Mt 13:12).
Niektóre produkty spożywcze, na przykład soczyste owoce i dorodne warzywa kupowane na targu, są oczywiście tanie jak przysłowiowy barszcz. Tanie są niektóre usługi. Fryzjer za stryżenie bierze cztery dolary, bilet do kina kosztuje tyle samo. Bardzo tanie jest paliwo (półtora dolara za galon benzyny), transport (ćwierć dolara za bilet autobusowy, dwa dolary za przejazd taksowką na typowym miejskim dystansie) oraz triada
@emerjot: Litr w-----y typu Johnny Walker to wydatek rzędu 40-50 dolarów.
@majkkali: Najzwyczajniejsze amerykańskie dolary. Tani sikacz to to akurat nie był, bardzo przyzwoite lokalne p--o. Za wysoką ceną stoi oczywiście akcyza.
@majkkali: Możesz zadzwonić do rzeczonej knajpy i sam zapytać o ceny albo o skan menu. :)
"Skąd niby Ekwadorczyka by było na to stać?" Zerknij do jednego z moich poprzednich wpisów o Ekwadorze. Większości Ekwadorczyków rzeczywiście na to nie stać. Przedstawiciela tamtejszej klasy średniej zaś stać zapewne na więcej rzeczy niż Ciebie, zakładając, że nie jesteś wyjątkowo zamożny.
"Skąd niby Ekwadorczyka by było na to stać?" Zerknij do jednego z moich poprzednich wpisów o Ekwadorze. Większości Ekwadorczyków rzeczywiście na to nie stać. Przedstawiciela tamtejszej klasy średniej zaś stać zapewne na więcej rzeczy niż Ciebie, zakładając, że nie jesteś wyjątkowo zamożny.
W trakcie wędrówek po Ekwadorze, wskutek czujnego obserwowania miejscowej ludności – czujnego nie jak w „bałem się, żeby mnie nie rąbneli”, ale jak w „liznąłem trochę socjologii i antropologii, więc wypadałoby zauważyć więcej niż pierwszy lepszy gringo-turysta” – otóż przyszło mi wówczas na myśl, że gdyby kolejna część Indiany Jonesa rozgrywała się w tamtym rejonie świata, winna nosić tytuł Indiana Jones i Arka Redystrybucji Podatkowej lub Indiana Jones i Ostatni Współczynnik Giniego.
Współczynnik Giniego, jak wiadomo, mierzy nierówności dochodowe w społeczeństwie. W Norwegii wynosi 0,26, w Polsce 0,32, w Ekwadorze 0,45. Liczba jak liczba, sama w sobie niewiele nam oznajmia. Jednakże przejawy tej stosunkowo wysokiej wartości szybko idzie dostrzec.
Społeczeństwo ekwadorskie przedzielone jest wysokim murem zwieńczonym szkłem z potłuczonych butelek. Ustawiono je na sztorc i osadzono w zaprawie. Nad szkłem rozpięto na wszelki wypadek półmetrowy drut pod wysokim napięciem. Po jednej stronie muru w dużych mieszkaniach lub piętrowych segmentach żyje sobie górna część klasy średniej. O czystość jej sedesów i blatów kuchennych dbają półetatowe sprzątaczki.
Współczynnik Giniego, jak wiadomo, mierzy nierówności dochodowe w społeczeństwie. W Norwegii wynosi 0,26, w Polsce 0,32, w Ekwadorze 0,45. Liczba jak liczba, sama w sobie niewiele nam oznajmia. Jednakże przejawy tej stosunkowo wysokiej wartości szybko idzie dostrzec.
Społeczeństwo ekwadorskie przedzielone jest wysokim murem zwieńczonym szkłem z potłuczonych butelek. Ustawiono je na sztorc i osadzono w zaprawie. Nad szkłem rozpięto na wszelki wypadek półmetrowy drut pod wysokim napięciem. Po jednej stronie muru w dużych mieszkaniach lub piętrowych segmentach żyje sobie górna część klasy średniej. O czystość jej sedesów i blatów kuchennych dbają półetatowe sprzątaczki.
- 4
Czy pojawiły się jakieś nowe informacje
mogę przetłumaczyć na
Have any information cropped up?
#jezykangielski
mogę przetłumaczyć na
Have any information cropped up?
#jezykangielski
@MrBanana: Hipotetycznie możesz, ale w praktyce takiego frazeologizmu się nie używa.
http://www.netspeak.org/#query=%253F+cropped+up
http://www.netspeak.org/#query=%253F+cropped+up
Dałem sobie spokój z oglądaniem Star Trek: Discovery. Bzdet. Wróciłem do trzeciego sezonu TOS-a.
3.2: The Enterprise Incident. Pierwszy raz w historii Star Treka dostaliśmy porządną intrygę; porządną w tym sensie, że scenariusz zwodził przez pewien czas także i widza. Wątek romantyczny między Spockiem a Romulanką wypadł średnio, ale przynajmniej oficer naukowy "Enterprise" w końcu doczekał się swojej love story. Byłem pod wrażeniem "wulkańskiego uścisku śmierci", który Spock "niechcący" zastosował na Kirku. Operacja plastyczna uszu kapitana też dała radę.
3.3: The Paradise Syndrome. Nie wiem, co powiedzieć. Z jednej strony - ciekawa koncepcja. Wielki walor odcinka stanowi autentyczna chemia pomiędzy Kirkiem a tym długonogim króliczkiem Playboya grającym alt-Indiankę. Romans podsumowała wzruszająca (jak na ST) finałowa scena. Szkoda tylko, że kapitan często wygłasza swoje kwestie bez przekonania. Scenariusz zaś - słabiutki. Kamieniowanie Kirka w finale jest bez sensu, zdecydowanie za szybko się ci Indianie wkurzyli. Dobrze przynajmniej, że wzmianka o "Preservers" tłumaczy, dlaczego załoga Enterprise stosunkowo często napotykała na swej drodze światy przypominające zamierzchłe
3.2: The Enterprise Incident. Pierwszy raz w historii Star Treka dostaliśmy porządną intrygę; porządną w tym sensie, że scenariusz zwodził przez pewien czas także i widza. Wątek romantyczny między Spockiem a Romulanką wypadł średnio, ale przynajmniej oficer naukowy "Enterprise" w końcu doczekał się swojej love story. Byłem pod wrażeniem "wulkańskiego uścisku śmierci", który Spock "niechcący" zastosował na Kirku. Operacja plastyczna uszu kapitana też dała radę.
3.3: The Paradise Syndrome. Nie wiem, co powiedzieć. Z jednej strony - ciekawa koncepcja. Wielki walor odcinka stanowi autentyczna chemia pomiędzy Kirkiem a tym długonogim króliczkiem Playboya grającym alt-Indiankę. Romans podsumowała wzruszająca (jak na ST) finałowa scena. Szkoda tylko, że kapitan często wygłasza swoje kwestie bez przekonania. Scenariusz zaś - słabiutki. Kamieniowanie Kirka w finale jest bez sensu, zdecydowanie za szybko się ci Indianie wkurzyli. Dobrze przynajmniej, że wzmianka o "Preservers" tłumaczy, dlaczego załoga Enterprise stosunkowo często napotykała na swej drodze światy przypominające zamierzchłe
W Ekwadorze jest sobie miasteczko Alausí. Znajduje się w Andach niedaleko geograficznego centrum kraju. Okolica jest malownicza, ale jeszcze dziesięć lat temu mieszkańcom nie wiodło się najlepiej.
Wtem poprzedni rząd przypomniał sobie, że w wielu rejonach Ekwadoru leżą odłogiem tory kolejowe nie używane obecnie ani do transportu ludzi, ani towarów. Ekwadorska kolej zamilkła pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Intensywne deszcze uszkodziły wówczas w wielu miejscach trakcję, a Droga Panamerykańska przejęła pasażerów, którzy przesiedli się na samochody i autokary.
Prezydent Rafael Correa w 2008 r. ogłosił nieczynną sieć kolejową narodowym dobrem ekwadorskiej kultury. Po niektórych trasach puszczono pociągi wycieczkowe. Jedna z nich wiedzie od Alausí do Sibambe i z powrotem. Przejazd jest krótki, trwa bodajże tylko pół godziny w jedną stronę, i nietani, bo kosztuje 30$ od osoby, ale za to diablo emocjonujący, z zapierającymi dech w p----i widokami. Czy ten pociąg rzeczywiście jedzie po wąziutkich skalnych występach nad urwiskami? TAK!
Słowa
Wtem poprzedni rząd przypomniał sobie, że w wielu rejonach Ekwadoru leżą odłogiem tory kolejowe nie używane obecnie ani do transportu ludzi, ani towarów. Ekwadorska kolej zamilkła pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Intensywne deszcze uszkodziły wówczas w wielu miejscach trakcję, a Droga Panamerykańska przejęła pasażerów, którzy przesiedli się na samochody i autokary.
Prezydent Rafael Correa w 2008 r. ogłosił nieczynną sieć kolejową narodowym dobrem ekwadorskiej kultury. Po niektórych trasach puszczono pociągi wycieczkowe. Jedna z nich wiedzie od Alausí do Sibambe i z powrotem. Przejazd jest krótki, trwa bodajże tylko pół godziny w jedną stronę, i nietani, bo kosztuje 30$ od osoby, ale za to diablo emocjonujący, z zapierającymi dech w p----i widokami. Czy ten pociąg rzeczywiście jedzie po wąziutkich skalnych występach nad urwiskami? TAK!
Słowa
Sądząc po zainteresowaniach, młodego Garriotta należałoby określić mianem ewidentnego nerda. Interesował się komputerami, naukami ścisłymi, Tolkienem i grami fabularnymi spod znaku Dungeons & Dragons, w które grał z zapałem jako nastolatek pod koniec lat siedemdziesiątych.
Pod względem umiejętności społecznych Richard typowym nerdem na pewno jednak nie był. Organizowane przezeń erpegowe spotkania cieszyły się taką popularnością, że do domu Garriottów wpadały pograć nawet szkolne osiłki, których kontakt z grami fabularnymi w innych okolicznościach ograniczałby się do bicia pryszczatych erpegowców na korytarzu na dużej przerwie.