Wytłumacz mi, Rebe, bo nie rozumiem: Przychodzisz po pomoc do biednego - pomaga Ci jak tylko może. Przychodzisz do
bogacza - udaje, że cię nie widzi. Czemu tak się dzieje?
- Spójrz, Abram, przez okno. Co widzisz?
-
bogacza - udaje, że cię nie widzi. Czemu tak się dzieje?
- Spójrz, Abram, przez okno. Co widzisz?
-
Jakiś czas temu pisałam tu o stanie zdrowia mojego dziadka, można przeczytać pod tym linkiem: http://www.wykop.pl/wpis/10608204/calkiem-niedawno-pogorszyl-sie-stan-zdrowia-mojego/
Otóż dziadka nie wypisali na dniach. Mieli go wypisać wczoraj. Nie ja zajmuję się tą sprawą, więc nie znam szczegółów, zwłaszcza, że ostatnią dobę z hakiem spędziłam z dala od mojego miasta, ale w skrócie - koniec końców wypis miał nastąpić w inny dzień, mieli dziadka przewieźć do ZOLu, w którym niestety nie znalazło się planowane wcześniej miejsce. Tam mógł spędzić dwa tygodnie, po czym.. właściwie nie wiadomo co dalej. Zaczęliśmy się interesować możliwością wystąpienia do sądu o alimenty od jego dzieci na utrzymanie dziadka w ZOLu, ale jak na razie sprawa się trochę odsunęła. Otóż..
Dziadek został wczoraj w południe wypisany ze szpitala bez niczyjej wiedzy. Trafił do ZOLu w stanie agonalnym. Wyziębiony, niezabezpieczony, nawet bez kroplówki w karetce, żadnego wenflonu, nic, z potężnymi odleżynami [prawdopodobnie to przez nie któregoś dnia płakał, wołając, że chce wrócić do domu] i pianą na ustach. W zakładzie sporządzili dokładny opis stanu, w jakim trafił do nich dziadek, wraz ze zdjęciami. Na pytanie w stronę pani ordynator oddziału leczenia paliatywnego [smród i nędza na oddziale] zakład uzyskał informację, że pacjent został wypisany na żądanie rodziny, co jest wierutnym kłamstwem i na co oczywiście nie ma żadnego dowodu, po prostu pozbyli się balastu. Mało tego, dziadek trafił tam z niedoleczonym zapaleniem płuc, z czym trafił do szpitala.
Ja byłam u dziadka jakiś czas po napisaniu tego wpisu. Dziadek był mocno spragniony, płyny były mu podawane tylko przy posiłkach [skandal, choć z drugiej strony ilość personelu na ilość pacjentów również jest skandalem], a woda, którą kupiliśmy wcześniej leżała praktycznie nietknięta [dziadek sam był wtedy w stanie tylko bardzo niewyraźnie mówić i poruszać niezgrabnie trzęsącymi się rękoma]. Nie wyglądało to najlepiej, ale niewiele mogliśmy zrobić, a w tym czasie moja Mama starała się już o miejsce w ZOLu lub DPSie, najlepiej w naszym mieście, żeby był blisko nas, żebyśmy mogli dziadka doglądać [obecnie jest między nami ok 50km różnicy].
Stan zdrowia dziadka jest bardzo zły, jeżeli z tego wyjdzie, to szkody, jakich narobił mu transport są pewnie nie do odwrócenia [w tym miejscu serdeczny #!$%@? w dupę sanitariuszom]. Sprawa jest strasznie skomplikowana, dziadek przez każdego lekarza był mocno zaniedbywany, wcześniej psychiatra, który go konsultował po oddziale już nam dał otwartą drogę gdybyśmy chcieli skarżyć pierwszy szpital, do którego trafił za to, jakie leki mu przepisano. Niestety sprawy toczą się zbyt szybko, a co i rusz, kolejne osoby odpowiedzialne za życie i zdrowie dziadka #!$%@?ą jakieś cyrki.