#anonimowemirkowyznania
Cześć,
mam problem z wyborem swojego miejsca zamieszkania. Pochodzę z okolic Rzeszowa, bardzo lubię zarówno Rzeszów, jak i moją rodzina miejscowość, ale tak wyszło, że już 7 lat mieszkam w Warszawie. Na studia zostałem wypchnięty przez rodzinę, która na siłę "zachęcała mnie" do wyjazdu. Jestem niestety ofiarą "helicopter parenting" i do dzisiaj nie potrafię się przeciwstawić rodzicom. Wtedy też tak było, po prostu się bałem ich reakcji, dlatego zgodziłem się na wyjazd. Po studiach szukałem pracy zgodnej z moim wykształceniem w moich rodzinnych stronach, ale nie udało mi się nic znaleźć, więc jestem cały czas w stolicy. Cały czas jestem jednak w kropce i nie wiem gdzie osiąść na stałe. Moja praca jest w dużej mierze zdalna, więc niby mógłbym się przenieść na Podkarpacie w każdej chwili. Problem w tym, że czułbym się wtedy zobligowany do częstszego spędzania czasu z rodziną, a tego nie chcę. I tak wystarczająco mam stresów przez nich i pokłosia z tego, jak byłem wychowywany. Z drugiej jednak strony nie wyobrażam sobie żyć już do końca życia w Warszawie - to z kolei blokuje mnie w szukaniu jakiejś lepszej pracy. Gdybym ją znalazł, to uzależniłbym się od niej i już o jakimkolwiek powrocie nie byłoby mowy. Mam nawet teraz taką ofertę, ale jest to właśnie praca stacjonarna.
Brzmię pewnie jak jakiś roztrzęsiony nastolatek, ale nie potrafię sobie po prostu znaleźć miejsca w życiu. Kilka lat temu nie potrafiłem postawić na swoim i wybrałem studia kosztem rozwijania się jako sportowiec (czego bardzo chciałem, ale brakło mi odwagi), bo hurr durr, "najpierw trzeba mieć dobre wykształcenie" i "żarty się skończyły, czas na układanie sobie życia". Jest to zadra, która tkwi we mnie do dzisiaj. Zero radości, słomiany zapał do wszystkiego, kończę pracę i nie wiem czym się zająć. W dodatku cały czas presja z ich strony na związek, kredyt itp. Strasznie mnie to wszystko blokuje i zniechęca. Jestem pomimo młodego wieku niespełnionym człowiekiem. Jak to sobie analizuję, to wygląda to tak:
Cześć,
mam problem z wyborem swojego miejsca zamieszkania. Pochodzę z okolic Rzeszowa, bardzo lubię zarówno Rzeszów, jak i moją rodzina miejscowość, ale tak wyszło, że już 7 lat mieszkam w Warszawie. Na studia zostałem wypchnięty przez rodzinę, która na siłę "zachęcała mnie" do wyjazdu. Jestem niestety ofiarą "helicopter parenting" i do dzisiaj nie potrafię się przeciwstawić rodzicom. Wtedy też tak było, po prostu się bałem ich reakcji, dlatego zgodziłem się na wyjazd. Po studiach szukałem pracy zgodnej z moim wykształceniem w moich rodzinnych stronach, ale nie udało mi się nic znaleźć, więc jestem cały czas w stolicy. Cały czas jestem jednak w kropce i nie wiem gdzie osiąść na stałe. Moja praca jest w dużej mierze zdalna, więc niby mógłbym się przenieść na Podkarpacie w każdej chwili. Problem w tym, że czułbym się wtedy zobligowany do częstszego spędzania czasu z rodziną, a tego nie chcę. I tak wystarczająco mam stresów przez nich i pokłosia z tego, jak byłem wychowywany. Z drugiej jednak strony nie wyobrażam sobie żyć już do końca życia w Warszawie - to z kolei blokuje mnie w szukaniu jakiejś lepszej pracy. Gdybym ją znalazł, to uzależniłbym się od niej i już o jakimkolwiek powrocie nie byłoby mowy. Mam nawet teraz taką ofertę, ale jest to właśnie praca stacjonarna.
Brzmię pewnie jak jakiś roztrzęsiony nastolatek, ale nie potrafię sobie po prostu znaleźć miejsca w życiu. Kilka lat temu nie potrafiłem postawić na swoim i wybrałem studia kosztem rozwijania się jako sportowiec (czego bardzo chciałem, ale brakło mi odwagi), bo hurr durr, "najpierw trzeba mieć dobre wykształcenie" i "żarty się skończyły, czas na układanie sobie życia". Jest to zadra, która tkwi we mnie do dzisiaj. Zero radości, słomiany zapał do wszystkiego, kończę pracę i nie wiem czym się zająć. W dodatku cały czas presja z ich strony na związek, kredyt itp. Strasznie mnie to wszystko blokuje i zniechęca. Jestem pomimo młodego wieku niespełnionym człowiekiem. Jak to sobie analizuję, to wygląda to tak:
#tidal #tidalfamily