Wpis z mikrobloga

„Il Locker” i święta włoska logika

Włosi to jest piękny naród. Oni mają wszystko: renesans, operę, koloseum, makaron w 369 rodzajach…
Ale jak przyszło nazwać paczkomat, to powiedzieli:

„No… il locker.”

Serio?
Naród, który ma osobne słowo na makaron, który wygląda jak kolczyk twojej babci, mówi: „Il locker”.
A wystarczyło wziąć „paczka” + „maszyna” i masz piękne włoskie słowo:
PACCHINA.
Brzmi jak zdrobnienie od „mała paczuszka, która jedzie do babci”, czyli perfekcyjnie po włosku.

Ale nie.
Włosi usłyszeli „locker” i stwierdzili:

„Brzmi jak nowa funkcja w iPhonie, bierzemy!”
I ja ich rozumiem, bo Włochy to kraj, gdzie czas płynie inaczej.
Wchodzisz do urzędu o 13:00:

- Przepraszam, czy mogę załatwić sprawę?
- „No, non si può. Adesso mangiamo.”
- Ale… czemu o 13?
- „Bo jesteśmy ludźmi, nie Niemcami.”

I jednocześnie to jest naród, który patrzy na budynek z XV wieku i mówi:

„Aa to nowe? Dopiero 500 lat? Spokojnie, nie dotykaj, niech poleży.”

Włosi mają kodeks honorowy dotyczący jedzenia.
Niezapisany - on jest we krwi.

Weźmiesz cappuccino po 11:00 i wszyscy patrzą tak, jakbyś poprosił o komunię na wynos.

Ketchup na makaronie?
To już poziom „Dante, dopisz jeszcze jeden krąg piekła”.

A ananas na pizzy?
To nie jedzenie.
To atak NATO na ich tradycję.

Jak pokazujesz Włochowi pizzę hawajską, to on automatycznie odprawia egzorcyzmy nożem do pizzy:

- „Via! Via! Demone tropicale!”

I co najlepsze - Włosi naprawdę mówią, że ananas na pizzy to „kolonializm”.
Kolonializm!
Owoc na cieście!

A wiesz, dlaczego oni tak bronią kuchni?
Bo jak Włoch przestanie gestykulować, to przestaje mówić.
To jest pełnoprawny język migowy + opera + stres pourazowy po ananasie na pizzy.

Spotkanie online z Włochem wygląda tak:

- Hallo Giovanni, czy mnie słyszysz?
- „Nie mogę mówić, kamera wyłączona, rąk nie widać!”

I teraz - ten naród, który ma świętą tradycję, wrażliwość i słownik jak z opery…
Patrzy na automat z paczkami i mówi:

„Il locker.”

Bo tak jest łatwiej.
Bo to brzmi jak coś z reklamy Amazona.
Bo to pachnie nowoczesnością…
A nowoczesność jest dla Włocha jak ananas na pizzy:
może bym spróbował, ale mama by mnie wydziedziczyła.

Wyobraź to sobie w realu:

- Scusa, dove posso trovare il locker?
- Za kościołem, obok stuletniego pomnika Garibaldiego.
- Czyli obok tego nowego?
- Sì, esatto.

I najlepsze:
Włoch idzie po paczkę, mija budynek z XV wieku i mówi:
„Piękna historia, trzeba szanować.”

A przychodząc do paczkomatu:
„To… to jest przyszłość.
To jest jak cappuccino po południu…
zakazane, ale jakieś takie… kuszące.”

Wiecie, czym jest „il locker”?
To jest włoski kompromis między tradycją a nowoczesnością.
Bo Włosi kochają swoje własne słowa…
Ale jeszcze bardziej kochają rzeczy, które brzmią jak z Apple Store.

I kiedyś przyjdzie dzień, w którym Włosi jednak wymyślą włoską nazwę na paczkomat.

Piękną, melodyjną, pełną historii.

A będzie ona brzmieć:

PACCHINA.

Ale spokojnie.
Daj im z 300 lat.
Jak na Włochy - to wciąż nowość.

#pasta #inpost #wlochy
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach