Wpis z mikrobloga

  • 0
@mirko_anonim to - jak podejrzewam - działa do momentu, gdy utną nam nogę z powodu powikłań miażdżycy, albo kawałek jelita grubego z powodu raka. Na takie rzeczy nie umiera się w wieku 50 lat. Proces umierania i cierpienia się wtedy zaczyna, a kończy 20 lat później. Mogę sobie tylko wyobrazić, że jeśli dzień powszedni jest dla nas jedynie oczekiwaniem na urlop, to jest tu coś do przepracowania na poziomie emocjonalnym.
  • Odpowiedz
Ale mimo wszystko chyba bym wolał żyć 50 lat, mieć bebech, pić p--o i codziennie jeść maczka, niż żyć 70 i gotować sobie ryż z kurczakiem i popijać to yerbą.


@mirko_anonim: nie masz pojęcia o czym mówisz i dziwi mnie to, że jako fizjoterapeuta nie zauważyłeś, że osoby, które tak żyją na co dzień to do najszczęśliwszych nie należą - r-------e stawy, pocenie się jak świnia w spoczynku jak temperatura
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: Tutaj imo trochę wjeżdża kwestia psychiki, gdzie urlopem sobie kompensujesz zbyt duży rygor przez resztę czasu. No bo o ile dzień dwa to bym zrozumiał to jak wpadasz w taki ciąg na 3 tygodnie to coś jest nie w porządku xD
  • Odpowiedz