Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich na tagu #wojnawkolorze, następcy #iiwojnaswiatowawkolorze

PRZED LIPCEM BYŁ WRZESIEŃ

85 lat temu...

W swoich wpisach już bardzo szeroko opisywałem Wam działalność ukraińskich organizacji nacjonalistycznych w Polsce w XX-leciu międzywojennym. Był więc cały wpis o terroryzmie UWO/OUN od 1921 roku, był wpis o zamachu na ministra Bronisława Pierackiego na warszawskim Foksalu, był także wpis o "republice jednodniowej", czyli Rusi Karpackiej. Linki do tego wszystkiego w komentarzach.

Dla porządku przypomnijmy jednak, że Ukraińska Organizacja Wojskowa, a później jej następczyni - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - terroryzowały II Rzeczpospolitą przez większość okresu międzywojennego. Miały więc miejsce dwie próby wzniecenia wojny domowej w postaci wystąpień zbrojnych w 1922-23 roku i w 1930 roku. Dochodziło do napaści na gospodarstwa i dwory - tak polskie, jak i ukraińskie - niszczenie plonów, przecinanie kabli telefonicznych, zamachy na osoby niewygodne. Terroryści ukraińscy zastraszali i mordowali także tych Ukraińców, którzy chcieli porozumienia z Polską, szantażowali i grozili tym, którzy uczyli się j. polskiego, albo studiowali na polskich uniwersytetach, namawiali do dezercji z bronią ukraińskich poborowych.

Ani UWO, ani OUN nie były - wbrew współczesnej narracji - jakimś oddolnym ruchem ukraińskim. W rzeczywistości przez większość swojego istnienia ukraińskie organizacje nacjonalistyczne były suto finansowane przez ościenne, wrogie Polsce wywiady. Otrzymywały więc środki z Litwy, Czechosłowacji, a nawet z ZSRR. Wszak wszelkie próby destabilizacji Polski były dla sąsiadów Polski bardzo korzystne.

Jednak najważniejszym fundatorem działalności UWO/OUN od 1922 roku byli Niemcy. Średnio rocznie Niemcy przeznaczali dla Ukraińców ok. 50 tysięcy dolarów. Dla Republiki Weimarskiej ukraińscy terroryści byli darem niebios. Nie tylko destabilizowali znienawidzoną przez Berlin Polskę, ale mogli dostarczyć wielu pożytecznych informacji. Przeszkolenia dla dywersantów odbywały się w ramach niemieckiej armii. W Monachium, Królewcu i Gdańsku utworzono tajne kursy dla ukraińskich dywersantów, organizowane przez Abwehrę aż do 1934 roku. W zamian UWO/OUN prowadziła aktywną działalność wywiadowczą na korzyść Niemiec, kierowaną przez płk Romana Suszkę (na zdjęciu) i oficera łącznikowego Abwehry, płk Riko Jarego.

Zapewne niemiecka kroplówka dla Ukraińców trwałaby w najlepsze, gdyby nie to, że 26 stycznia 1934 roku Polska i Niemcy podpisały deklarację o niestosowaniu przemocy. Oznaczało to, że Niemcy wycofują się ze wspierania OUN na terenie Polski. W ciągu kilku miesięcy działalność OUN zwyczajnie zamarła wskutek pozbawienia jej hojnych dotacji z Berlina. Co więcej, Niemcy posunęli się nawet do tego, że przekazywali Polsce poszukiwanych Ukraińców. Tak było z jednym z liderów OUN w Polsce, Mykołą Łebediem, który był zleceniodawcą zamachu na ministra Pierackiego. Łebed zdołał co prawda uciec z Polski, ale w Szczecinie został pojmany przez Niemców. Na osobiste polecenie Hynkela natychmiast wydano go Polsce, bez formalnego wniosku ekstradycyjnego i wysłano samolotem wprost do Warszawy. Niedługo potem, bo w styczniu 1935 roku Niemcy i Polska podpisały porozumienie o zwalczaniu komunistycznej i ukraińskiej dywersji.

Dla OUN nastąpiły chude lata...

* * *

Jednak jesienią 1938 roku sytuacja się zmieniła. Po konferencji w Monachium, III Rzesza wznowiła zawieszone w 1934 roku kontakty z OUN. Szef Abwehry, adm. Wilhelm Canaris zaapelował do Hynkela, aby znowu zacząć grać "kartą ukraińską". W ten sposób Abwehra znowu zaczęła szkolić członków OUN, którzy zajęli Ruś Karpacką. Miał to być element nacisku na Polskę i ZSRR w kolejnej rozgrywce Berlina. Niemcy podchodzili do tej kwestii czysto instrumentalnie, rozgrywając Ukraińców jak pionki, które chwilowo były im potrzebne. W tym celu poparli utworzenie autonomicznej Rusi Zakarpackiej 22 listopada 1938 roku.

Ruś Zakarpacka (od 14 marca 1939 roku Karpato-Ukraina) protektora widziała w Berlinie, licząc, że uzyska niepodległość. Na Ruś trafiło 200 niemieckich instruktorów z Abwehry, a jej paramilitarne siły - Sicz Karpacka - liczyły 6 tysięcy ludzi. Dowódcami Siczy byli skrajni nacjonaliści ukraińscy: Mychajło Kołodzyńskij i Roman Szuchewycz. Historię tego tworu opisywałem w marcu.

Od września 1938 r. do marca 1939 r. terroryści OUN z Rusi dokonali aż 397 akcji demonstracyjnych, 47 sabotażowych i 34 terrorystycznych. W marcu i kwietniu 1939 r. - 59 akcji demonstracyjnych, 5 terrorystycznych i 21 sabotażowych. Strzelaniny i ataki w rejonach przygranicznych były wtedy codziennością.

Polska nie pozostawała dłużna, co wiecie z mojego wpisu o Rusi. W interesie Warszawy bowiem było ustanowienie wspólnej granicy z przyjaźnie nastawionymi Węgrami, a nie sąsiadowanie ze skrajnie antypolskim, wspieranym przez Niemcy quasi-państewkiem ukraińskim. Istniały obawy, że jeśli dojdzie do wojny z Niemcami, to ci uderzą właśnie z terenów Zakarpacia. Należało więc powstrzymać dywersję stamtąd. Przykładem tego była operacja "Łom", czyli uderzenia polskich dywersantów na terenie Rusi, trwające w październiku i listopadzie 1938 roku, oraz wspieranie węgierskiej dywersji na tym obszarze. Jednocześnie, od marca do sierpnia 1939 r. nastąpiły masowe aresztowania członków OUN w Polsce. W samych dniach 21-23 marca 1939 r. aresztowano 80 działaczy, na czele z nowym przywódcą OUN w Polsce, Łwem Rebetem. W województwie wołyńskim do sierpnia 1939 r. zatrzymano 754 osoby podejrzanych o działalność w OUN, a w woj. lwowskim - 1621 osób.

Węgrzy z kolei 14 marca 1939 r. dokonali inwazji na Karpato-Ukrainę, zajęli ją w cztery dni, a większość Siczy rozpędzili na cztery wiatry. Wielu z nich, na czele z Kołodzyńskim, rozstrzelali. Nielicznym udało się uciec do Niemiec. Oznaczało to, że zagrożenie z kierunku Zakarpacia zostało zneutralizowane. Niemcy pozwolili na to Węgrom. Dla Berlina wsparcie Budapesztu liczyło się dużo bardziej, aniżeli pomoc ukraińskich dywersantów. Niemcy liczyli że w zamian Węgrzy wesprą ich podczas inwazji na Polskę, udostępniając swoje linie kolejowe na wschodnią Słowację. Srodze się jednak przeliczyli, bowiem premier Węgier, Pal Teleki 24 lipca 1939 r. osobiście odmówił Hynkelowi jakiejkolwiek pomocy.

* * *

Planując agresję, Niemcy więc po raz kolejny sięgnęli po swoich dyżurnych dywersantów. Pułkownik Erwin Lahousen, kierownik wydziału II Abwehry (sabotaż i dywersja) zaproponował wzniecenie powstania ukraińskiego w Polsce. Ukraińcy mieli zająć linię kolejową Stryj-Nowy Sącz i Podole. Utworzono również siatkę dywersyjną liczącą 4 tys. ludzi, po części złożoną z uchylających się od poboru Ukraińców. Latem 1939 r. na Kresach Wschodnich utworzono leśne obozy szkoleniowe, szkolące z nawigacji, sygnalizacji, taktyki i posługiwania się bronią palną. Ukraińscy dywersanci zakładali liczne ataki na polskie urzędy i garnizony. Jednym z nich był m. in. atak na Berezę Kartuską i zamach na wojewodę poleskiego, płk Wacława Kostka-Biernackiego. Projekt ten osobiście nadzorował płk Lahousen od 13 czerwca do 3 lipca 1939 r.

Ukraińską formacją walczącą po stronie Wehrmachtu miał być Legion Ukraiński wspomnianego płk Romana Suszki. Oficerem łącznikowym przed Niemcami został zaś płk Riko Jary. Kodowo Legion określano Bergbauern-Hilfe ("Pomoc górsko-rolnicza", BBH). Liczył on 250 ludzi w dwóch kureniach (batalionach). Szkolił się on w Saubersdorf w Austrii, a później w Nysie i Wrocławiu. Jego zadaniem miało być wsparcie ukraińskiego powstania. Legion otrzymał poaustriackie mundury (później zmienione na niemieckie) i uzbrojenie (3 karabiny maszynowe, 6 automatów, 47 karabinów i 59 pistoletów). Jego szkolenie zakończono 21 sierpnia 1939 r.

Jednak dwa dni później, 23 sierpnia, doszło do wydarzenia, które przekreśliło plany płk Lahousena. Niemcy i ZSRR zawarły pakt o nieagresji, zwany paktem Ribbentrop-Mołotow. Sowieci zaś kategorycznie sprzeciwiali się jakiejkolwiek działalności OUN na terenach, które miały im przypaść. Niemcy zdecydowali się więc nie wykorzystywać Ukraińców w walce na froncie w Polsce.

W tym samym czasie, 24 sierpnia, większość ukraińskich organizacji politycznych w Polsce zadeklarowała bezwzględną lojalność. Jako pierwszy zrobił to Naczelny Komitet ukraińskiej partii narodowo-demokratycznej UNDO, później poparty przez emigracyjny rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej, metropolitę lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego i reprezentującego Ukraińców z Wołynia, hierarchę Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, posła Stepana Skrypnyka. Wszystkie te środowiska zgodnie potępiły wszelkie próby dywersji i sabotażu przeciwko Polsce i zaapelowały o spokój.

Warto tu wspomnieć, że w Wojsku Polskim w 1939 roku służyło ok. 111 000 Ukraińców. 7800 zginęło w polskich mundurach, a ok. 15 000 zostało rannych. Tak dla świadomości - że nie wszyscy byli wrodzy Polsce. Wręcz przeciwnie. Piękne karty zapisali m. in. przyszli oficerowie jednostek ukraińskich po stronie niemieckiej: płk Pawło Szandruk i ppłk Petro Diaczenko. Obaj walczyli bardzo dzielnie w kampanii 1939 roku, tak z Niemcami, jak i z Sowietami. I to powinniśmy pamiętać i szanować.

* * *

Niemcy nie poinformowali Ukraińców o porzuceniu planu wzniecenia rebelii. Problemem OUN było to, że od razu po wybuchu wojny, 1-2 września, polska policja i żandarmeria dokonały masowych aresztowań wśród Ukraińców, podejrzanych o sympatyzowanie z nacjonalistami. Oznaczało to, że szeregi dywersantów już na starcie były przetrzebione.

Chaos pogłębiła konferencja w Jełowej pod Opolem 12 września, gdzie Adenoid Hynkel zdecydował się jednak wykorzystać Ukraińców z powodu ociągania się Sowietów w inwazji na Polskę. Przewidziano trzy możliwe scenariusze dalszych wypadków: realizację przez Sowietów planów z paktu Ribbentrop-Mołotow, kapitulację Polski i utworzenie państwa ukraińskiego. Ostatnia możliwość była coraz bardziej realna. 15 września szef Abwehry, adm. Canaris, dał Ukraińcom zielone światło na formowanie rządu.

12 września doszło do serii nieskoordynowanych zrywów i akcji OUN w Małopolsce Wschodniej. Sygnałem do ich rozpoczęcia było dotarcie do miasta Sambor przez Niemców, oraz rozpoczęcie oblężenia Lwowa.

Rozruchy ukraińskie miały miejsce jednak już wcześniej - już 6 września w rejonie Mikołajowa w woj. stanisławowskim. Ukraińskie bojówki rozpoczęły tam wywieszanie flag ukraińskich, a także rozbrajanie polskiej policji i żołnierzy. Przejęły w sumie 10 okolicznych wsi. Dochodziło także do napaści na pojedynczych polskich żołnierzy i małe oddziałki Wojska Polskiego. Tych rozbrajano i zdzierano z nich buty, ubrania, wyposażenie, a potem mordowano. Taki przypadek miał miejsce w Kniahininku w powiecie łuckim 3 września, gdy Ukraińcy zamordowali 7 polskich ułanów.

Największe wystąpienie miało miejsce w mieście Stryj. Dywersanci OUN z pomocą ukraińskiego chłopstwa, oraz uwolnionych z więzienia kryminalistów zajęli je w nocy z 12 na 13 września. Korzystano, że w mieście nie było dużych sił polskich. Ukraińcom - w sumie ok. 500-700 - nie udało się jednak opanować stacji kolejowej i magazynów, gdzie opór stawili im funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei i uzbrojeni kolejarze. Co gorsza, na nieszczęście dla Ukraińców w okolicy pojawił się batalion marszowy z 49. Huculskiego Pułku Piechoty, który bandytów szybko spacyfikował, a 40 schwytanych z bronią w ręku - na miejscu rozstrzelał.

Podobne wystąpienia polska policja, żandarmeria i wojsko pacyfikowały błyskawicznie. Wsie, z których ostrzeliwano zza węgła Polaków - palono. Schwytanych z bronią w ręku terrorystów - rozstrzeliwano na miejscu. Wsie nierzadko trzeba było zdobywać szturmem, lub przebijać się przez nie w walce, a schwytanych bandytów rozstrzeliwano z reguły na miejscu. „Na całym terenie na moim odcinku działają zgrupowania powstańców ukraińskich. Likwidowane są przez policję i moje oddziały. Największe zgrupowanie znajduje się w Mikołajowie. W rejonie tym walki trwały przez cały dzień 15 września. Wysyłam baon koleją do zasilenia oddziałów walczących z Ukraińcami”, raportował płk Stefan Dembiński. „Każda wieś, z której strzelano do naszych wojsk z reguły została spalona”, wspominał kmdr Witold Zajączkowski.

Cały okres po 12 września to serie ukraińskich napadów i zasadzek, oraz polskich kontruderzeń i pacyfikacji. O ile na początku Polakom udało się stłumić rebelię, o tyle po sowieckiej agresji 17 września wybuchła ona ze zdwojoną siłą. Także wskutek osłabienia polskiej administracji i wojska, które wycofywały się w kierunku granicy z Rumunią. Polacy nie mieli już sił, by powstrzymać rebelię. W wielu wypadkach wystąpienia miały charakter wyłącznie kryminalny - "dywersanci" zajmowali się głównie plądrowaniem sklepów i magazynów, czy zdzieraniem odzieży, a nie walką o "samostijną Ukrajinę".

Ukraińcy dokonywali licznych zbrodni. Nie tylko na żołnierzach i policjantach, ale także na cywilach: urzędnikach, ziemianach, chłopach. Szczególnie zawzięcie atakowano wsie, gdzie mieszkali polscy osadnicy wojskowi. Ginęły, po okrutnych torturach, także kobiety, starcy i dzieci. Często zabijano wszystkich, by ocalali nie mogli pobiec po pomoc. Był to przedsmak tego, co miało nastąpić cztery lata później na Wołyniu. Symbolem tego był mord w Sławentynie 17/18 września, gdzie Ukraińcy zamordowali brutalnie, z użyciem siekier, wideł i łopat od 50 do 85 Polaków. Podobne zbrodnie miały miejsce też w Koniuchach, Rozdole, Majdanie, Synowódzku, Truskawcu, Borysławiu. Wśród zamordowanych był m. in. burmistrz Jasła, Władysław Dworkiewicz, zamordowany w połowie września wraz z 47 innymi polskimi uciekinierami koło Koniuchów. W Rozdole z kolei zamordowano 6 policjantów i 4 urzędników.

17 września w Jasienicy Solnej spalono żywcem 15 polskich żołnierzy, śpiących w stodole. W nocy z 17 na 18 września pod Potutorami k. Brzeżan doszło do napadu na polską kolumnę zmotoryzowaną. Polskie samochody ostrzelano pociskami zapalającymi i obrzucono granatami. Zginęło 32 polskich żołnierzy, 50 zostało rannych. W wioskach Stawyżany i Obroszyn doszło do rzezi Polaków - niektóre szacunki mówią o wymordowaniu nawet 500 osób. Ostatnie takie wydarzenia miały miejsce w Kodeńcu k. Parczewa na początku października, gdy Ukraińcy zamordowali 20 żołnierzy z Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie". Dalsze mordy przerwało przybycie okupacyjnych oddziałów niemieckich i sowieckich.

Swoje przygody z ukraińskimi dywersantami miał też sam generał Władysław Anders. Gdy przedzierał się w stronę węgierskiej granicy, w pobliżu wsi Łastówka 29 września 1939 roku został ranny w udo i biodro. Jego żołnierze zdołali spacyfikować bandy ukraińskie, ale dla niego był to koniec walki. Niedługo potem został pojmany przez Sowietów.

Szacuje się, że w 1939 r. Ukraińcy dokonali ok. 400 ataków i zamordowali ok. 2-3 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Szacuje, bo nie znamy wszystkich incydentów, ani liczby ofiar. Dochodziło też do licznych grabieży, pobić i podpaleń domów polskich cywilów. Dywersja objęła 183 polskie miejscowości. OUN przyznała się do pojmania 3610 Polaków i zabicia 769. Wg ukraińskich danych w dywersji wzięło udział 7729 Ukraińców, z których zginęło 160, a 53 zostało rannych.

Ukraińska rebelia na Kresach była zdecydowanie groźniejsza, brutalniejsza i bardziej dotkliwa dla Polski niż rozdmuchana inwazja słowacka. A jednocześnie - dużo bardziej zapomniana.

* * *

Nadzieje OUN jednak zawiodły. Ich akcja została dość szybko spacyfikowana, a swojego państwa - nie doczekali się. Legion Ukraiński, choć wkroczył do Polski 9 września podążając za wojskami niemieckiej 14. Armii, to praktycznie nie wziął udziału w walkach. Po zajęciu Lwowa przez Sowietów 22 września został z Polski wycofany. Zaraz potem go rozwiązano, a jego członków wcielono do straży przemysłowej Werkschütz. Ukraińcy znów zostali wystawieni przez III Rzeszę do wiatru - trzeci raz w ciągu roku. Niemcy, nie chcąc drażnić sowieckich przyjaciół, ukraińskich dywersantów OUN schowali na ponad rok do lodówki. Wyciągnięto ich znowu, gdy stali się potrzebni. Przy okazji planowania Unternehmen "Barbarossa", podczas II. Konferencji Metodycznej OUN w lutym 1941 roku. Członkowie Legionu Ukraińskiego zasilili bataliony Abwehry - "Nachtigall" i "Roland", które miały zapisać się w lipcu 1941 roku. Ale - to już inna historia.

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #historia #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #wojna #polska #ukraina #kresy
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich na tagu #wojnawkolorze, następcy #iiwojnaswiat...

źródło: 459322141_957726673034881_2703382064369893953_n

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach