Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Byliśmy ze sobą parę lat, poznaliśmy zaraz po studiach. Na początku jak to na początku, fajnie i miło, byliśmy też na tym samym etapie życia, nie wiedzieliśmy co czas przyniesie, bez planów, w słabej pracy, z ubogich rodzin, ja z racji kierunku studiów może z minimalnie w lepszymi perspektywami, choć bardziej by tu pasowało z chęciami, bo papier “renomowanej” uczelni to jedno, a rynkowa rzeczywistość konkurowania z setkami absolwentów w wąskiej dziedzinie w wielkim mieście to drugie. Wynajęliśmy razem mieszkanie, poznawaliśmy się dalej, każde z nas zaczęło szukać innej pracy. Dużo osób ze studiów wylądowała w korpo, łącznie ze mną, tak było najłatwiej, najbezpieczniej, żadnych staży, umów zlecenie, pierwsza w miarę normalna praca. Po pierwszym korpo pojawiło się kolejne, a potem kolejne, za każdym razem awansując z lepszą wypłatą, zmieniając stanowisko na coraz bardziej odbiegające od bezmyślnego klepania. Odnalazłem się w tym, tyle i aż tyle. Robiłem to wszystko dla siebie, co oczywiste, ale też po prostu dla nas, dla rozwoju, żeby jednak iść do przodu. Jednocześnie wiedziałem, że od rodziców niczego więcej oprócz nerwicy mieć nie będę, nie chciałem prowadzić życia takiego jak oni, życia od pierwszego do pierwszego, momentami na granicy, gdy pojawiały się długi, albo nieopłacone rachunki za prąd, w wiecznej kłótni, wegetacji, wyjechałem z domu zaraz po szkole średniej.

Dlaczego to opisuję? Bo po drugiej stronie nie było choć odrobiny chęci i determinacji, którą miałem ja. Na początku kompletnie mi to nie przeszkadzało, z czasem coraz wyraźniej, a na końcu przyszło załamanie. Starałem się pomóc, napisać CV, podszkolić z języka, zachęcić, wozić na rozmowy, tłumaczyć, że do niczego nie prowadzi skakanie od pracy do pracy co 4 miesiące, od umowy zlecenie do umowy zlecenie, od januszexu do januszexu i konkurowanie ze studentami, podczas gdy ma się przed sobą olbrzymi rynek pracy można i jednak coś ugrać, a przynajmniej próbować, szukać sposobu. A co było faktycznie? Okłamywanie mnie, że była na rozmowie, okłamywanie, że się czegoś uczy, coraz częstsze L4, rozwadnianie tematu, obiecywanie, że faktycznie widzi, że czas mija, a na zbudowanie jakiekolwiek doświadczenia trzeba jednak chwilę poświęcić. Ja przez cały ten czas robiłem co mogłem, odkładałem co się dało, płaciłem za najem gdy była bez pracy, mogłem i chciałem ją odciążyć. Utrzymanie auta moje, jakikolwiek koszt wyjazdu gdziekolwiek mój, z jej skromnym udziałem typu koszt obiadu. Po czasie wyszło, że pożycza od rodziców jakieś drobne kwoty, bo jej nie starcza. No dobra, ale może chociaż faktycznie to wszystko nie ma znaczenia, bo wspaniale się dogadywaliście, spędzaliście świetnie czas? Rower nie, boi się, a poza tym nie ma, więc nie ma tematu, bieganie nie, nie ma sił, siłownia nie, z czasem głupie wyjście na spacer czy miasto stało się wyzwaniem, bo ona źle się czuje, bo nie lubi tego miasta, bo cokolwiek.

Minął drugi, trzeci, kolejny rok. Jak się to kończy? Przeprowadzam się do własnego mieszkania w innym, mniejszym mieście, nie chciałem kupować kurnika za ciężko zarobione pieniądze, sytuacja na rynku nieruchomości wygląda jak wygląda. Nie dochodzi to wszystko do mnie, jestem wściekły sam na siebie, że byłem tak ślepy i spolegliwy, że zmarnowałem ten czas zamiast budować budować partnerską relację z kobietą, a nie mentalnym dzieckiem, że zaufałem, że bałem się rozstać wcześniej, że sam sobie w głowie zrobiłem fałszywą projekcję jak to wszystko wygląda. Boję się, że nie będę w stanie wejść w kolejny związek, bo stawiałem wymagania sobie i komuś innemu, a finalnie nie czułem się jeszcze nigdy tak wypalony. Ja naprawdę nie oczekiwałem od niej robienia kariery samemu będąc jedynie korposzczurem, chciałem jedynie budowania przyszłości razem, zaangażowania i zadbania o swoją przyszłość nie mając tak naprawdę niczego.

Domyślam się, że zaraz pojawią się komentarze, że przeliczam związek na pieniądze. Nie, ale podejście do pracy czy rozwoju zawodowego odzwierciedla też ogólne podejście do życia, do ciekawości świata, do chęci robienia czegokolwiek więcej niż Netflix po pracy i weekend u rodziców na wsi. Każdemu radzę się dobrze zastanowić czy faktycznie szara myszka jest tym czego chcecie, czy na końcu nie okaże się, że pomimo bycia w związku będziecie czuli samotność i pustkę dzień w dzień, bycie samemu boli bardzo, ale samotność w pozornym związku jest niewiele lepszą alternatywą.

#rozowepaski #logikarozowychpaskow #zalesie #zwiazki



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nie, ale podejście do pracy czy rozwoju zawodowego odzwierciedla też ogólne podejście do życia,


@mirko_anonim: Większych bzdur nie czytałem już dawno. Robota to robota, robisz swoje, kończysz i elo.
  • Odpowiedz
@jediwolf: dokłądnie- dodatkowo wiem po sobie jak cieżko gdziekolwiek się wbić do konkretnej roboty. Duże firmy w 80% przypadków płacą od minimalnej 3200 do max 4400 netto. W powiatowym to możee przejdzie, ale jak to ma wyglądać w wojewódzkim?
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
Anonim (nie OP): Bardzo dobry wpis. Niestety wydaje mi się, że nie czeka Cię nic dobrego w tym związku. Macie zupełnie inne podejście do życia . Jak z tym mieszkaniem? Kupiłeś sam na siebie czy w jakiś sposób partnerka jest zaangażowana?


· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował:
  • Odpowiedz