Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiatowawkolorze.

HISTORIA PEWNEGO MITU - GORALENVOLK

Dla leniuszków:

* Goralenvolk, wbrew licznym memom i mitom, nie był nigdy ruchem masowym, a rzeczywistych kolaborantów było tylko kilkuset;
* większość informacji o Goralenvolk to niemiecka propaganda, a rzeczywiste poparcie górali dla tego ruchu było znikome;
* ogromna część ''członków'' Goralenvolk została zmuszona do przystąpienia do inicjatywy. „Góralskie” dokumenty przyjęło tylko 18 % górali, w dużej mierze wskutek fałszu, zastraszeń, czy gróźb;
* ''góralski legion Waffen-SS'' nigdy nie powstał, a do SS trafiło ostatecznie tylko… 12 (słownie: dwunastu górali);
* działalność Goralenvolk przyniosła znikome szkody Polsce i narodowi polskiemu.

A teraz dla ambitnych:

Goralenvolk. Historia rzekomo wstydliwa, rzekomo zapomniana. Dyżurny przykład - obok Brygady Świętokrzyskiej - ''haniebnej'' polskiej kolaboracji z nazistami. Wykorzystywany niczym pałka, żeby wybielić innych - czy to UPA, czy to Żydowską Służbę Porządkową z gett, czy SS-Galizien. Nie zliczę już ile razy słyszałem: ''a może DLA RÓWNOWAGI napisz O GORALENVOLK?''. Najczęściej ze strony ludzi, którzy nie widzą absolutnie nic złego w masowej kolaboracji Polaków z sowieckimi ludobójcami.

Tymczasem historia Goralenvolku jest zwyczajnie nudna, prozaiczna i krótka. Nie ma w niej ani wielkiej hańby, ani wielkiej zbrodni. Wręcz przeciwnie. Jest za to dużo knucia i kłamstw. To opowieść spod samiuśkich łośniezonych Tater, w cieniu ''krzyżyka niespodzianego'' i litery ''G'', w której serce bije jednak w biało-czerwonej barwie.

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Na zdjęciu: Hans Frank i Wacław Krzeptowski w Zakopanem, 12 listopada 1939 r. Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu

* * *

Był 7 listopada 1939 roku. Dzień po barbarzyńskim aresztowaniu polskich profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, których uwolni niebawem interwencja włoskiego premiera, w smaganym zimnym, jesiennym wiatrem Krakowie pojawiła się osobliwa delegacja. Nosili oni góralskie portki, cuchy i charakterystyczne czarne kapelusze. Przybyli z Nowego Targu i udali się na Wawel, gdzie urzędował, imitując polskich królów, gubernator Hans Frank.

Na czele delegacji kroczył krępy, wąsaty mężczyzna w średnim wieku. To on wręczył złotą ciupagę ze swastyką gubernatorowi i zaproponował utworzenie góralskiej straży przybocznej. Pomysł przypadł do gustu Frankowi, bo nie tylko się zgodził, ale i w pięć dni później złożył rewizytę w Zakopanem. Delegacja góralska uroczyście go przywitała, a rękę ściskał mu ten sam krępy góral z wąsem.

Był to Wacław Krzeptowski.

Barwna była to postać. Wywodził się z jednego z najznaczniejszych rodów góralskich, potomek słynnego Sabały, jednego z najsłynniejszych górali. Ubóstwiał premiera Witosa i był zażartym ludowcem. Ambicję miał wielką, próżność jeszcze większą, za to wykształcenia i zdrowego rozsądku ani za grosz. Wykorzystali to dr Henryk Szatkowski - wybitny prawnik, piłsudczyk i legionista - i Witalis Wieder, oficer Wojska Polskiego niemieckiego pochodzenia i agent Abwehry, wówczas prowadzący pensjonat w Zakopanem.

To oni, przybysze w Zakopanem, a nie górale, pokierowali Krzeptowskim. Wmanewrowali go i byli inspiratorami współpracy z Niemcami. Krzeptowski szybko im uwierzył, zwłaszcza, że był bardzo zadłużony i groziło mu zlicytowanie całego dobytku. Wieder się o tym dowiedział i wykorzystał to, by zdobyć twarz ''ruchu góralskiego''. Szantażem i obietnicami. Krzeptowski, nieustannie maglowany przez Szatkowskiego i Wiedera, uwierzył, że III Rzesza jest niezwyciężona, że Polsce grozi teraz wiele lat zaborów. Że trzeba ratować rodzime strony przed prześladowaniami...

Szatkowski i Wieder działali na polecenie Berlina, zgodnie z zasadą ''dziel i rządź''. Niemieckiemu okupantowi chodziło o rozbijanie jedności narodu polskiego i sztuczne wywoływanie konfliktów. Tak samo przecież potraktowali Kaszubów, Ślązaków, Mazurów, więc czemu by nie i górali? W dodatku Zakopane było bardzo popularne przed wojną, więc przeciągnięcie go na swoją stronę było atrakcyjne. Wykorzystano do tego badania polskiego archeologa, profesora Włodzimierza Antoniewicza, który w 1928 r. badając ozdoby góralskie, stwierdził ich podobieństwo do ozdób Gotów. A więc do praprzodków aryjskiej ''rasy panów''... Na tym nie koniec. W nazwach góralskich miejscowości - Waksmund, Murzasichle, Grywałd - doszukiwano się starogermańskich nazw. W góralskim śpiewie zaś - alpejskiego jodłowania.

No i - niejako koronny dowód: swastyka, ów krzyżyk niespodziany, stary i powszechny symbol szczęścia i minionego czasu, wykorzystywany przez Podhalan jeszcze do niedawna. Całkowicie niezależnie od nazistowskich konotacji - jednak skojarzenia były jednoznaczne.

Witając Franka, Krzeptowski uchylił kapelusza i stwierdził, że górale byli ''uciskani'' przez władze polskie. Dwa tygodnie później, 29 listopada, zwołał tzw. Goralenverein, czyli organizację złożoną z części przedwojennych działaczy góralskich. Duża część byłych działaczy Związku Górali oprotestowała tę kolaborację i ostentacyjnie się odcięła, ale Krzeptowski i jego zastępca, Józef Cukier, dostali wsparcie okupanta.

Zadaniem Goralenverein było prowadzenie działalności propagandowej i politycznej, ale najważniejsza była pomoc społeczna. Wojna i okupacja spowodowały straszne zubożenie miejscowej ludności. Podhale nie mogło sobie poradzić z głodem. Goralenverein zaczął dostarczać żywność. Powstało kilkanaście kuchni ludowych, z których dokarmiano biednych. Ściągano z Krakowa leki, organizowano pomoc medyczną. Powstała nawet góralska drużyna sportowa i szkoła - Goralische Volksschule, ucząca po niemiecku i w gwarze góralskiej. Wielu mieszkańców Podhala uważało Krzeptowskiego i Cukra za bohaterów. Ci wielokrotnie wstawiali się za aresztowanymi działaczami góralskimi. Wacław wyprosił zwolnienie 1 tys. górali z obozów, w tym malarza Andrzeja Stopki. Ostrzegał zagrożonych aresztowaniem, innych krył, choć wiedział o ich działalności w konspiracji.

Krzeptowski nie był może błyskotliwy, ale wiedział, że Niemcy mordują inteligencję i terroryzują naród. Wierzył, że jeśli pójdzie z nimi na współpracę, to może jakoś ograniczy represje i ocali swoich. Autor książki o Goralenvolk i wnuk Henryka Szatkowskiego, Wojciech, nazywa Krzeptowskiego kolaborantem, ale i postacią tragiczną - i ja się z tą oceną zgadzam.

Wiadomo jednak, że Krzeptowski i Cukier nie robili tego tylko z dobroci serca. Na działalności w Goralenverein się bogacili m.in. przejmując pożydowskie sklepy. Sam Krzeptowski otrzymał koncesję na monopol tytoniowy w Zakopanem, jego kuzyn Stefan - posadę prezesa Spółdzielni „Podhale” w Nowym Targu. Krzeptowski starał się przekupywać innych mieszkańców Podhala, ale jeśli ktoś mu się jawnie i głośno przeciwstawił - to Niemcy już rozprawiali się z opozycją. Nawet bez wiedzy samego ''góralskiego księcia''.

* * *

W 1942 roku Goralenverein został przekształcony w Goralisches Komitee, namiastkę samorządu góralskiego. Jednym z pierwszych postanowień było wydawanie specjalnej góralskiej, niebieskiej kennkarty - dowodu osobistego - z literą ''G'', oznaczającą przynależność do narodu góralskiego.

Akcja ta była sztandarową operacją komitetu. Stosowano zachęty, ale najczęściej groźby. Zastraszano górali aresztowaniem, wywózką na roboty do Niemiec, nawet deportacją do obozu. Zdarzały się pobicia co bardziej opornych. Sam Krzeptowski mówił, że jeśli ktoś nie przyjmie kenkarty, to ''20 kilo majątku pod pachę i wio z Podhala''. Fałszowano podania, zmieniając odpowiedzi z prośby o wydanie polskiej kenkarty na góralską. Gdy ktoś deklarował pochodzenie zarówno polskie, jak i góralskie, to skreślano to pierwsze. W niektórych gminach nie można było w ogóle pobrać polskich kenkart i były tylko góralskie.

Mimo tych wszystkich akcji - wydawanie kenkart zakończyło się porażką. Wydano tylko 27-30 tysięcy dokumentów z literą ''G''. Było to ledwo 18 % ze 150 tys. przygotowanych kart - i to mimo zastraszania i fałszerstw. W Zakopanem, mateczniku komitetu, narodowość góralską wskazało tylko 23 % mieszkańców. Polscy górale jak jeden mąż w swej masie opowiedzieli się przeciwko idei ''Goralenvolk''.

Była jedna ciekawa anegdota o pewnym góralu, któremu urzędnik chciał wcisnąć góralską kenkartę. ''Masz białą koszulę, kapelusz, portki góralskie - więc żeś góral!'', mówił. Góral na to odpowiedział: ''No tak, ale to co mam w portkach, to mam już polskie!''.

* * *

Jeśli myślicie, że akcja wydawania góralskich kenkart była porażką, to poczekajcie na historię Legionu Góralskiego Waffen-SS, bo tam jest komicznie po całości.

Gdy Niemcy przegrywali pod Stalingradem, zaczęli desperacko szukać rekruta i przestawiać się na wojnę totalną. Tak też ich wzrok padł na górali. Krzeptowski, nadal ufny w potęgę III Rzeszy, zapewniał Niemców, że na jedno jego skinienie stawią się setki ochotników. Berlin już zacierał dłonie - liczono na 10 tysięcy żołnierzy z Podhala i utworzenie dywizji podobnej do ukraińskiej 14. Dywizji Grenadierów SS.

Miny Niemcom zrzedły bardzo szybko, gdy okazało się, że zamiast tysięcy rekrutów stawiło się tylko 410 ochotników. Mimo szeroko zakrojonej agitacji, mnóstwa obietnic - wysokiego żołdu, zwolnienia z robót, bezpieczeństwa dla najbliższych - i morza alkoholu. Górale nie zamierzali dostarczać ani ubrań, ani zwierząt na potrzeby jednostki, a co dopiero zgłaszać się do walki z Sowietami...

Żeby było śmieszniej, liczba ochotników topniała w oczach. Z 410 przed komisjami lekarskimi stawiło się tylko 300, do służby zakwalifikowano 216 i zakwaterowano 8 stycznia 1943 r. w hotelu Morskie Oko na zakopiańskich Krupówkach. Tam stoły uginały się od alkoholu, zakąsek i papierosów. Były przemówienia Niemców i działaczy Goralenvolku, jednak dość krótkie, bowiem szybko zastąpiła je długa biesiada. Niemcy zamierzali spić ochotników i bezboleśnie wpakować ich do pociągu do obozu szkoleniowego w Trawnikach.

Germańskie wyrachowanie nie doceniło mocnej góralskiej głowy i ducha. Ochotnicy może i dotarli na stację - pod niemiecką eskortą! - może i wsiedli do pociągu przy akompaniamencie śmiechów, gwizdów i krzyków - ale szybciutko tam wytrzeźwieli. Ku przerażeniu niemieckich podoficerów na każdym postoju z pociągu część niedoszłych wojaków ulatniała się w mrokach nocy. Do Trawnik dojechało tylko 140.

Krzepkie góralskie głowy znowu się zagotowały, gdy ujrzały w obozie ochotników ukraińskich. W ruch poszły sztachety, pięści, kije i przy chórze góralskich wyzwisk zastępy wojaków ruszyły do swej pierwszej bitwy. Co prawda z prawie-że-przyszłymi sojusznikami, ale jednak. W efekcie Niemcy się całkiem poddali. Ze 140 ochotników 88 zwolniono jako niechętnych do służby, 21 z powodów zdrowotnych, a 19 uciekło. Do kwietnia 1943 r. zostało tylko 12. Dwunastu. Tylu zostało z 410.

Niemcy więc machnęli ręką na ''Góralski Legion'', a sprawa okazała się być kompromitacją Goralenvolku, którego zmierzch już następował. Po klęsce ''legionu'', działalność organizacji stopniowo zaczęła zamierać.

* * *

Ludność Podhala zdecydowanie występowała przeciwko idei Goralenvolk i bardzo licznie działała tam konspiracja - zarówno związana z ZWZ-AK, jak i z Konfederacją Tatrzańską, w której działał m.in. słynny później Wyklęty, major Józef Kuraś ''Ogień''. Podziemie zaczęło wykonywać wyroki na ludziach związanych z Goralenvolk.

Latem 1944 roku sam Krzeptowski uznał, że sytuacja jest przegrana i uciekł w góry. Ukrył się tam, nawet nawiązał kontakt z sowieckim oddziałem partyzanckim, jednak ponieważ zima była śnieżna, zszedł do brata w Kościelisku. Tam, 20 stycznia 1945 roku, na godziny przed zajęciem Zakopanego przez Sowietów, został pojmany przez oddział AK ''Kurniawa'' por. Tadeusza Studzieńskiego. Po zmuszeniu do napisania testamentu i przyznania się do winy, akowcy powiesili Wacława na świerku. Odmówili jego prośbie, by go zastrzelić. Pośpiech i tajemnicze okoliczności sprawiły, że wiele osób po wojnie miało żal do partyzantów o zabicie Krzeptowskiego bez możliwości przesłuchania go.

Po wojnie, w latach 1945-47, w Zakopanem doszło do kilku procesów innych działaczy Goralenvolku. Józefa Cukra skazano na 15 lat więzienia, chociaż w jego obronie wypowiadało się wielu mieszkańców, w tym Żydzi, którzy przeżyli dzięki góralskim kenkartom. Kuzyn Wacława, Stefan, trafił do sowieckiego łagru, drugi kuzyn, Andrzej, znany mistrz narciarstwa, zginął w nieznanych okolicznościach w lutym 1945 r. Kary dla innych jednak nie były zbyt surowe i nawet komunistyczne władze rozumiały, że koncept Goralenvolku był stworzony i sterowany przez niemieckiego okupanta. Polacy zostali weń jedynie wmanewrowani i większość górali zachowała się przyzwoicie. Nie spotkały ich więc komunistyczne represje, znane na Śląsku, czy Kaszubach.

Co innego naród. Niemcy skutecznie zohydzili górali w oczach społeczeństwa. Akcja Goralenvolku była tak nagłaśniana, że wielu Polaków było - i nadal jest - święcie przekonanych, że poparcie górali dla kolaboracji było rzekomo masowe. Nawet na okupacyjnych banknotach umieszczano wizerunek górala. Zdarzało się, że po wojnie górale byli opluwani i bici w Krakowie, jeśli pojawiali się w góralskich strojach ze swoimi towarami. Prawda pozostała ukryta. Nie nagłaśniano ani kompromitacji Goralenvolku, ani oporu górali. Nie pisano, że to właśnie przez Tatry, dzięki pomocy miejscowych, uciekali zagrożeni aresztowaniem i docierali kurierzy z Londynu. Nie mówiono o historii słynnego kuriera tatrzańskiego, Stanisława Marusarza i jego siostry Heleny, zamordowanej przez Niemców. W Zakopanem, w willi ''Palace'', siedzibie Gestapo, więziono wielu górali, którzy działali w ruchu oporu przeciw Niemcom. Akcja przeciwko Goralenvolkowi została oprotestowana przez nawet najbliższe rodziny kolaborantów. Żona Henryka Szatkowskiego zabrała dzieci i odcięła się od męża.

Co jeszcze bardziej ironiczne, dwa prawdziwe ''mózgi'' Goralenvolku - Szatkowski i Witalis Wieder - nie ponieśli żadnej odpowiedzialności i nigdy nie postawiono ich przed sądem. Uciekli na zachód i tam wtopili się w morze uciekinierów...

Tak zakończyła się historia spod samiusieńkich Tater, owiana śniegiem, wichrami i mitami o niesłusznie oskarżanej mniejszości. Górale nie mają się czego wstydzić. W godzinie próby nie zawiedli. Zachowali się jak trzeba. Nawet jeśli były wśród nich czarne owce - to pojedyncze. Ludzi, którzy faktycznie popierali Goralenvolk było tylko kilkuset i oni, jako kolaboranci, zasługują na potępienie. Masy górali jednak pozostały obojętne, a wręcz wrogie idei Goralenvolk. Jedyną ich zbrodnią są wysokie ceny oscypka, hej!, ale rekompensowane najlepszymi dziewczętami w całym kraju.

A ja osobiście życzyłbym sobie, by polskie media, publicyści, historycy i memiarze, maniakalnie tropiący polskich kolaborantów III Rzeszy - byli tak samo surowi wobec agentów NKWD z obozu w Starobielsku, kolaborantów Gestapo i morderców Żydów z Armii Ludowej, czy innych piszących wiersze ku czci Stalina kolaborantek. ''DLA RÓWNOWAGI''.

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #gory #zakopane #goralenvolk #polska #podhale
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiato...

źródło: IMG_8356

Pobierz
  • 51
  • Odpowiedz
BIBLIOGRAFIA:

Jost Henryk, ''Zakopane czasu okupacji''
Jóźwiak Krzysztof, ''Goralenvolk: kim byli górale kolaborujący z Niemcami''
Kuraś Bartłomiej, Smoleński Paweł, ''Krzyżyk Niespodziany. Czas Goralenvolk''
Stańczyk Tomasz, ''Krótka kariera góralskiego księcia''
Szatkowski Wojciech, ''Goralenvolk. Historia zdrady''
Władyka Władysław, ''Goralenvolk - wstydliwa karta Podhala''
  • Odpowiedz
@IIWSwKolorze1939-45:Materiał świetny jak zawszę.
Ale chciałbym się przypomnieć w temacie

Materiał jak zwykle świetny.

Czytałeś może Książkę Zbigniewa Lubieckiego - Łowca opis odnośnika.
Fajnie się czyta ale niektóre fragmenty wręcz nie do uwierzenia.
  • Odpowiedz
@IIWSwKolorze1939-45: Ja bym jednak dodał, że z tych 410 ochotników, to wielu nawet nie wiedziało że się do czegoś zgłosiło, bo byli zbyt pijani i jak wytrzeźwieli to uciekli.

A i kenkarty przyjmowało też masowo całe podziemie, bo zapewniało trochę spokoju przed zainteresowaniem okupanta. Do tego jak wspomniane w tekście pomagano żydom ją zdobyć i wszelkim ludziom, którzy z różnych powodów mogli być zagrożeni represjami.

Nawet Krzeptowskiego można oceniać różnie, bo
  • Odpowiedz