Wpis z mikrobloga

#narkotykizawszespoko #peru

13 Listopada, ceremonia San Pedro.

Wykupiłem ceremonię San Pedro. Myślałem o ceremonii grupowej, ale okazało się że będzie to ceremonia indywidualna. Koszt wynosił 120 usd, a wstępny plan wyglądał nastepująco o 7:30 zostanę odebrany z hotelu, następnie przewieziony na teren parku poza miastem, gdzie znajdują się ruiny Inków i ok godziny 17.00 odwieziony do hotelu.
Substancją znajdują się w kaktusie San Pedro jest meskalina (https://goldenteacher.pl/meskalina-san-pedro-pejotl-peyotl/)
Ceremonia wymagala przygotowania poprzez stosowanie diety przez kilka dni, ograniczenie kawy, wykluczenie miesa, alkoholu , papierosów, mocnych przypraw, a także bycie na czczo w dniu ceremonii.
Poprzedzającej nocy kiepsko spałem. Myślałem o ceremonii i o tym, jak to bedzie wyglądać.Otrzymawszy namiary na szamana, zgooglowałem go. Miał nim być około 70 letni austriacki lekarz, który zafascynował się kulturą Inków.
W dniu ceremonii o godzinie 7:30 przyjechała po mnie taksówka. Z tyłu siedział Valentin, oraz jego żona Zahra. Ciężko było ukryć moje zdziwienie, gdy się okazało, że to nie ten Valentin którego zgooglowałem. Tamten był biały , był Austryjakiem i miał ok 70 lat, ten ok 50 i był eweidentnie indianinem. Byłem zdziwiony, ale nie chciałem jakoś tego okazywać.
Czytałem wcześniej o metodach Valentina, no ale cała moja wiedza , okazała się nieaktualna. To nie ten Valentin. Jego żona to ok 30-35 letnia Francuzka o pochodzeniu Algiersko-Amerykanskim. Valentin nie mówił po angielsku, żona była tłumaczem.
Złapałem z Zahrą dobry kontakt. Opowiadała że kilka lat uczyła się na mniszkę. Wyglądała nieco oryginalnie, obwieszona była różnymi chustami, natomiast nie wydawała się odklejona, ani jakoś bardzo zindokrtrynowana. Wypowiadała się w sposób rzeczowy i wyważony.
Po drodze na stanowisko archeologiczne, zatrzymaliśmy się przy domu szamana. Po kilku minutach wróciła z dwoma butelkami po wodzie mineralnej wypełnionymi zieloną, gęstą substancją. Jedziemy dalej.
Po parunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Cały bagażnik taksówki wypełniony był rekwizytami do użycia w ceremonii. Były tam instrumenty muzyczne, jedzenie, San Pedro i inne rekwizty. Wychodząc z samochodu zauwazyłem, że jedna z chust zawiera nowordka. Tak, Zahra ma 2 miesięcznie dziecko, które będzie z nami odbywać ceremonię. Nie byłem pewien czy to dobry pomysł.
Idąc na miejsce udzielało mi się gadulstwo, czułem się podenerwowany i czekałem na poczatek ceremonii. Valentin miał kilka dużych siatek wypełnionych rzeczami, Zahra miała przewieszony przez siebie chusty, w których miesciły się instrumenty oraz dziecko.
Zatrzymaliśmy się w lesie pod drzewami. Na kocu Valentin rozłożył parenaście papierosów. Co prawda przed ceremonią nie wolno palić, ale to co Valnetin rozłozył to jakieś specjalne "święte" papierosy. Wykonane były z lekko wilgotnego tytoniu, bez filtra. Sam zapalił jednego i mnie poczęstował drugim. Mając w głowie "świętość" tych papierosów ppytałem, czy to nie będzie obraźliwe, jeśli wypale tylko pół albo parę zaciągnąć. Nie było.
Po wypaleniu papierosów szaman przyniósł jakąś mieszankę alkoholu i olejków eterycznych część wylał mi na ręce i wskazał żebym rozsmarował je i wykonał trzy wdechy, resztą mi pokropił głowę. Następnie nalał mi 1,5 pojemnikai 500ml zielonego gęstego napoju do wypicia. W internecie ludzie ostrzegali, że meskalina jest bardzo niedobra i ciężko ją wypić.
W mojej ocenie smakuje jak jakieś gęste, zdrowe i średnio smaczne smoothie, coś na bazie selera/szpinaku czy jarmużu. Natomiast konsystencją przypomina bazylowie pesto. Smak nie stanowi przeszkody, problemem natomiast jest objętość. Wypicie przypomina wypicie szejka białkowego litrowego. Bardzo nasyca i jest takie nieprzyjemne uczucie wypicia za dużo.
Wypiłem bez grymaszenia i szaman kazał mi żebym się położył na ziemi. On z małżonka wyciągneli instrumenty i zaczeli grać i śpiewać. Śpiewy przypominały takie indiańskie zawodzenie. Z hiszpańskich słów które rozpoznałem, wynikało że coś spiewali o świętej medycynie i dopingowali mnie oraz ją do działania.
Pomimo że było to coś dziwnego, w kategoriach estetyki odbierałem te śpiewy jako całkiem przyjemne. Szaman sprawdził godzinę na zegarku i zaczął odliczać. Ja leżałem , a oni śpiewali.
Po dłuższym czasie spakowaliśmy się i przeszli w inne miejsce.
Gdy wstałem zakręciło mi się w głowie. Spojrzałem na zegarek - dopiero 8:30. A tyle już się wydarzyło. Zabralismy rzeczy i szliśmy dalej. Ciężko się szło. Zaczęły występować lekkie problemy z równowagą. Do tego nie jadłem od prawie 24 godzin. Czułem się słabo.
Gdy szliśmy przez las, z lasu wybiegła grupa psów. Zaczęły warczeć i obwąchiwać mnie i szamanów. "Idź dalej one czująTwój strach" - powiedział szaman. Nie tylko one, pomyślałem.
Idąc dłuższa chwilę przez las zeszliśmy na takie stanowisko archeologiczne wypełnione skałami, obok były ruiny inków i niedaleko wodospad. Zahra poinformowała mnie , że tu Peruwiańczycy przychodzą robić sesję ślubne. "W Garniturach, sukniach i szpilkach?- zapytałem. Nie, to my tak robimy. Oni zakładają stroje ludowe. Trochę głupio mi było.
Położyłem się wśród skał, a szaman zacząl grać. Towarzyszyły mu śpiewy szamanki. Minęło już sporo czasu , a dziecko praktycznie nie płacze. Dziwne. Szaman bacznie mnie obserwował i miałem wrażenie ze zaklina mnie jak węża. W odpowiedzi na moje ruchy czy mimike, grał szybciej bądź wolniej. Dźwięki pojawiały się z róznych stron, z góry,a mnną z prawa i lewa. Gdy otwierałem oczy, zobaczyłem ze szaman siedzi w jednym miejscu. Dziwne - pomysłałem.
Jednocześnie całe doświadczenie było ciężkie do zdefinowania. Miałem wrażenie, że powinienem doświadczać boskich wizji, natomiast doświadczałem coraz większego zdezorientowania i towarzyszyły mu delikante zmiany perecepcji. Pojawiały się różne myśli i odczucia.
To ciągle nie to , pomyślałem. Zacząłem się zastanawiać, czy doświadczenie które mam, to doświadczenie które powinienem mieć. Po dłuższej chwili szaman mnie uspokoił i poinformował że działanie dopiero się rozpoczyna.

Po kolejnej dłuższej chwili musieliśmy się zebrac do dalszej drogi. Przenieslismy sie w okolice wodospadu. Trezba było przejśc po kamieniach przez rzekę a następnie wspiąc się na póke skalna koło wodospadu. Jako że ciężko mi było to zrobić, to mi pomógł szaman.
Pomógł mi się ulokować w ten sposób, że nogi lekko zwisały mi z półki. Na twarz spadały mi krople wody, która odbijała się od wodospadu. Jednocześnie dźwięki otaczały mnie z wszystkich stronnie byłem z całą pewnością stwierdzić z której strony jest wodospad. Przez dłuższą chwlę bałem się wykonać jakikolwiek ruch , bo miałem wrażenie że spadnę gdziekolwiek się poruszę.
Jednocześnie byłem świadomy pewnej "instagramowości" tej scenerii. Skojarzyły mi się zdjęcia ludzi , którzy medytują w sposób ostentacyjny, przy ognisku ,czy w zimenj wodzie, a może i pod wodospadem. Trochę mnie to zażenowało, bo myślę, ze taka praktyka, to indywidualna kwestia człowieka i nie trzeba do tego jakichś scenerii.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem że skały falują. Drzewa również falowały. Czy falują od wiatru, czy tylko mi się wydaje? Jednocześnie wydawały straszliwe trzaski. Jak się później okazało, wiatr wyginał drzewa w prawo i lewo i trzeszczały one jak stary drewniany dom. Chwilami miałem mysli , że zaraz któreś drzewo pęknie i na mnie spadnie.

Scenaria była piękna, świeciło słońce, lekko mnie zwilzała wilgoć wodospadu, a do tego na prawo i lewo kołysały się korony drzew. Jednocześnie zmieniła się moja paleta barw. O dziwo nie w postaci rozszerzenia jej, a dominowały kolory niebieski i szary. Wszystko było jakby zmienione przez pewien filtr. Do tego te dźwięki , trzaski i chrupania otaczały mnie z wszystkich stron.
Po pewnym czasie szaman dał znak, że pora iść dalej. Szło mi się coraz gorzej, tymbardziej ze sporo było chodzenia pod górę iw dół pod wysokim kątem. Spojrzałem zmęczony na zegarek, jest dalej 8:30. Dziwne.
Po dłuższym spacerze poszlismy w kolejne miejsce. Przy skałach. Siedziałem i obserwowałem przyrodę, próbując dociec do tego co się w ogóle dzieje, bo charakter doświadczenia był trudny do uchwycenia. Parę metrów obok leżeli szamani i dziecko. Cieszyłem się ze do mnie nic nie mówią i moge lezeć w spokoju. Mocna dezorientacja była niekomfortowa. Nie na tyle ,żeby sobie z tym nie poradzić, ale nie nazwałbym tego uczucia przyjemnym.
Zacząłem czuć się nieco odwodniony. Zapytałem czy moge się napić. Szaman odmówił , powiedział, że wypicie wody rozcieńczy substancje i zaburzy jej działanie. Muszę jeszcze trochę poczekać. Trochę miałem o to żal, a nie protestowałem. Leżałem i mój niepokój mieszał się z pewną przyjemnościa. Było bardzo ładnie. Ciągle czułem te olejki które miałem rozmarowane na rekach , a także przyjemne działanie wiatru.
Po penwym czasie zjawił się szaman z tubką kremu przeciwsłonecznego. Leżać tam w pełnym słońcu i spaliłem sobie całą twarz, troche już za późno na rachunek. Ale co zrobić
Po pewnym czasie zobaczyłem grupę podstarzałych hippisów. Miałem nadzieję, że nie przyjdą do mnie, bo chciałem z nikim rozmawiać. Pomachali z dystansu i udali się w okolice wodospadu. Po pewnym czasie zacząłem słyszeć gongi i śpiewanie szamana (innego szamana). Okazało się że hippisi też przyszli na ceremonię, ale powinnismy stąd pójść, bo działanie substancji jest pobudzane przez muzykę, a po paru godzinach już powinniśmy się wyciszyć.

Poszliśmy w kolejne miejsce. Już byłem mocno zmęczony tułaczką. Zdałem sobie też sprawe, że mój smartwach się zawiesił i już jest w oklicach godziny 15:00. Dziwne. Mój smartwatch się nigdy nie zawiesza. , a zawiesił się podczas ceremonii.
Po dotarciu na miłą polanę dostałem polecenie wypicia tyle wody ile mogę. Teraz ta woda ma mnie oczyścić z mescaliny. Do tego dostałem lekki posiłek. Parę bananów, bułke i orzechy. Na tym etapie byłem już wycieńczony. Natomiast ani leżenie, ani siedzenie ani nic innego nie dawały mi odpoczynku. Pomimo że działanie meskaliny słabło ciągle je czułem. Posiedzielismy jeszce z godzinę. I szaman zamówił taksówkę na 17:30.
Wracając ledwo ciągnałem nogę za noga. Miałem już dość. Jednocześnie rozmawiałem z szamanką, która dzieliła się swoją wizją swiata. Jak na bycie szamanka, to całkiem sensowne rzeczy mówiła o dziwo. Co więcej faktycznie słuchała to co mowię i potrafiła się do tego sensownie odnieść. Jednocześnie nie bombardując mnie swoją ideologią, ale proponując inne spojrzenie na rozmaite kwestie. Uznaje to za wartościowe doświadczenie.
Wsiedlismy do taksówki. Sprawdziłem telefon. Zobaczyłem siebie w przedniej kamerze. Wyglądalem jak ofiara rozboju. Do hotelu dotarłem ok 18.00.
Ciężko mi sklasyfikować to doświadczeni i określić, czy jestem z niego w stanie skorzystać. Przemyslenia i doznania miały bardziej charakter ogólny. Całość mocno wykraczała poza strefę komfortu, natomiast nie odbywało się to wyłącznie na obszarze emocjonalnym i psychicznym, ale w dużej częsci również na wykończeniu fizycznym.
Z perspektywy czasu może uda mi się to lepiej sklasyfikować.
  • Odpowiedz