Wpis z mikrobloga

@jmuhha:
Pośród narzekających na home office zauważyłem tylko dwie, bardzo konkretne grupy:
1. Rodzice, którym dzieciaki nie dają pracować przy stole w k̶u̶c̶h̶n̶i̶ aneksie kurnika deweloperskiego 40 metrów i do biura przychodzą odpocząć od darcia ryja (jednocześnie mają wymówkę przed żoną, "że tak trzeba").

2. Młodzi single, którzy liczą, że w biurze wyrwa partnerkę/partnera albo chociaż zahaczą się na jakieś eventy towarzyskie po pracy na których liczą, że coś wyrwą. ¯\_(ツ)_/¯
@smk666: @jmuhha: Są jeszcze ci co nie mają dzieciaków ale mają blisko do biur i mogą podejść / podjechać do biura w 10-15 minut, mają w biurze więcej miejsca niż w gównoklitce na 10 piętrze, jest więcej podś#!$%@? z kolegami i wspólne wypady na burgera / kebsa. Rachunek ekonomiczny też się im zgadza - kawka, prąd, sranie za friko, w domu za wszystko płacisz, nawet listek papieru do podcierania dupy
@jmuhha: Brak porannej rutyny, prasowania koszuli, nakładania perfum, spaceru na przystanek zbiorkomu. Brak zmiany środowiska - odczuwałem frustracje z faktu "ciągłego siedzenia w domu" braku możliwości podejścia do kogoś i przegadania tematu irl. Jak wchodziłem do swojego pokoju to zamiast mieć miłe skojarzenia z gierkami odrazu widziałem otwartego lapka i siebie na callu.
Lubie też mieć kontakt i załatwiać sprawy z podwładnymi f2f a nie przez slacka czy starleafa [*]

No