Aktywne Wpisy
Fosfofruktokinaza +123
A ja powiem że mi jest przykro jak patrzę na ten plakat. (╯︵╰,)
Nie chodzi o samo założenie, tylko o formę plakatu. Na dni tylko dla kobiet dało się zrobić ładny plakat ze zrelaksowanymi kobietami, nie trzeba było dorzucać zdjęcia przekreślonego konkubenta w brudnej koszulce.
Jestem obecnie wykluczona z 90% miejskich aktywności (nie pójdę z małymi dziećmi do kina, muzeum, na siłownię, restauracje i kawiarnie tylko takie z
Nie chodzi o samo założenie, tylko o formę plakatu. Na dni tylko dla kobiet dało się zrobić ładny plakat ze zrelaksowanymi kobietami, nie trzeba było dorzucać zdjęcia przekreślonego konkubenta w brudnej koszulce.
Jestem obecnie wykluczona z 90% miejskich aktywności (nie pójdę z małymi dziećmi do kina, muzeum, na siłownię, restauracje i kawiarnie tylko takie z
JaZestarym +116
Dzwońcie po śmieciarkę, z tego już nic nie będzie #urodziny
Już sporo czasu minęło, odkąd obiecałem kumplom z #rowerowywroclaw, że zabiorę ich nad morze. Okazja i finalizacja planu dokonała się wreszcie wczoraj. Zbiórka o 4:30 na Zawalnej, pojawiają się @cherrycoke2l @krzysiekdw oraz @wspodnicynamtb, a chwilę później dołączają jeszcze @uysy z różową. Wspólnie lecimy przy wschodzie słońca na północ starą DK5. W Żmigrodzie po dobrej zmianie @uysy z partnerką zawracają do Wrocławia, a reszta drużyny jedzie dalej. Po 9 meldujemy się na pierwszym postoju w Kościanie pod biedrą. Spotykamy tam również chmury deszczowe, które niosą niezbyt agresywny, ale jednak deszcz. Krzysiek decyduje się na dworzec, a my na moknięcie od mokrego asfaltu. Wielkopolskie drogi dość nas nużą, wariancja krajobrazu jest słaba. Za Stęszewem zaczynają się pierwsze odbicia po nowe gminki, każdy według potrzeb zgarnia swoje. W Szamotułach montujemy postój nr 2. Front atmosferyczny zupełnie nas opuścił, do samego morza nie był już żaden opad planowany. Od Szamotuł do Obrzycka lecimy cywilizowaną ścieżką rowerową. Kilometry przez Czarnków, Trzciankę bardzo nam się dłużą, na dodatek na wybranej drodze wojewódzkiej był sporawy ruch. Wreszcie, po 300km lądujemy w Wałczu w maczku. Siedzimy tam około godzinę, kalkulując kilometry do sklepów, stacji i przygotowując się mentalnie do jazdy w nocy. Chwilę przez 20 ruszamy dalej. W Czaplinku lądujemy już zupełnie po ciemku, robimy ostatnie zakupy w biedrze, ubieramy ciepłe ciuchy. Noc, podobnie jak dzień, do ciepłych nie należy - przeciętnie było 15 stopni, ale przy jeziorkach potrafiła temperatura spaść nawet do 11. W Połczynie Zdroju odłącza się cherrycoke, zwijając się na spanko w Białogardzie. Około drugiej w nocy ze spódnicą dojeżdżamy wreszcie do Świdwina, dość podmęczeni, nieco śpiący. Ratujemy się herbatką z Orlenu i bufetem zgromadzonym po kieszeniach. Przez ostatnie 50km do Kołobrzegu męczymy się niemiłosiernie. Prosta, beznamiętna droga z marną urbanizacją nie ułatwiała zadania. Robimy dwa któtkie postoje by wyrwać się z monotonii jazdy. Przez 6 pojawia się upragniony cel podróży - Kołobrzeg. Śniadanie - zapieksa - konsumujemy na lokalnej stacji benzynowej. Następnie udajemy się na molo obejrzeć szybko morze. Ostatni akt tej wyprawy to zjazd do Białogardu na pociąg - tutaj za rogatkami miasta się rozdzielamy, uzupełnić swoje niedobory lokalnych gminek. Ja zaglądam jeszcze do Koszalina, który niestety ominęliśmy podczas wyprawy bożocielnej. Aaaa, no i Biesiekrzu zaskakuje mnie pomnik ziemniaka - grzecznie stoi blisko drogi, wstyd przegapić i zdjęcia nie zrobić ;D Na pół godziny przed pociągiem udaje się dotrzeć na dworzec, przy którym jest nawet otwarty sklep.
I tyle, Pośladki jeszcze mnie nie znienawidziły, choć było blisko. Udało się przejechać całość (30h brutto) bez ładowania garmina (zostało 18%).
#rowerowyrownik #100km #200km #300km #400km #500km #rower #szosa #zaliczgmine (+33)