Wpis z mikrobloga

@cutecatboy: dzięki sklepom lokalnym więcej kapitału zostaje w rękach społeczności i miasta co ma pozytywny wpływ na tą właśnie społeczność. Poza tym do hipermarketu trzeba dojechać, a chodzenie po wielkopowierzchniowych sklepach może być problemem dla seniorów i osób niepełnosprawnych. No i w marketach są #!$%@? bułki xD
@czykoniemnieslysza: Moje podejście do osiedlowych sklepików oparty jest na czystej nostalgii i nieuzasadnionej potrzebie "kibicowania małemu". Mogę nawet zapłacić trochę więcej, dla tego klimatu dzieciństwa, sprzedawania na zeszyt, fajek na sztuki, tanich winiaczy gimbusom. Wiadomo, że żabki wygodniejsze ale serce nie sługa. Niech żyją warzywniaki i bambry (jak je u mnie na osiedlu nazywano).
@czykoniemnieslysza: ja pamiętam czasy dominacji takich sklepów i nie wspominam tego dobrze.
W 2005 roku na moim osiedlu nie było ani jednego dyskontu, najbliższy był Lidl oddalony o około 2,5 kilometra.
I wiesz co? Dymaliśmy te 2500 metrów piechotą (bo samochodu nie było a autobusu z naszego przystanku tam nie było)
Dymaliśmy z powrotem niosąc po 10-15 kg każdy.

Różnica w cenie na niektórych produktach była dwukrotna. A wielu produktów z
@czykoniemnieslysza: problemem tych sklepów jest to że nie są samoobsługowe. Niedaleko moich rodziców jest taki sklep, dobrze zaopatrzony, masa różnego towaru. Problem w tym, że ni uja nie widzisz z bliska towarów. Mogę tam sobie kupić jakiś napój albo coś ze słodyczy, ale duże normalne zakupy to bym robił z pół godziny i zatamował cały ruch. Są dwie kasy i jak są kolejki to nie możesz podejść przypatrzeć się co jest.
@cutecatboy: jest zapotrzebowanie ale przy tych kosztach wynajmu, gazu, zusu i innej biurokracji przestaje to byc oplacalne. Proawdziles kiedys mala dzialanosc? Znam ludzi ktorzy proawdza takie sklepiki po kilkadziesiac lat i niestety sie zamykaja.