Wpis z mikrobloga

Najpierw tekst o Wiśle Kraków, która przegrała ważny mecz w walce o utrzymanie. Następnie tekst o Legii Warszawa, która przegrała ważny mecz w walce o utrzymanie. Niby zdołałem się na to przestawić, a jednak ciężko w to uwierzyć, że po upływie kilkunastu lat od pierwszej dekady XXI w. takie rzeczy mają miejsce jednocześnie.

Wyznaję pogląd, że nic nie jest dane raz na zawsze, choć w innych krajach są kluby, które od wielu lat dominują daną ligę i wciąż mają się dobrze. Tymczasem w Polsce, z czołówki pod względem zdobytych mistrzostw, najwyżej w aktualnej tabeli ligowej jest Górnik Zabrze. Wisła i Legia są nisko, a Ruch Chorzów jeszcze niżej. Fajnie, że wchodzą też nowe zespoły po latach tułaczki po niższych ligach i taki hit jak Radomiak – Raków nie razi mnie. Jednak takie mecze jak dzisiejszy skłaniają do refleksji, jak można było rozmontować takie kluby, jakimi w przeszłości były Wisła i Legia…

Problemy w Wiśle potraktowałem dość ogólnie, bez zagłębiania się w detale, ale mam wrażenie, że to trochę podobny przypadek do naszego. Oczywiście degrengolada trwa tam już od dłuższego czasu, ale wciąż było tam chyba przekonanie, że oni z walką o utrzymanie nie mają nic wspólnego, a pod wodzą Guli decydują się na wprowadzenie czegoś ambitniejszego. Chyba dopiero po meczu ze Stalą Mielec dotarło do nich, że jednak trzeba reagować. W dodatku sprzedali czołowych zawodników przed startem rundy wiosennej, czego zespoły walczące o utrzymanie raczej by się wystrzegały.

W Legii popełniano podobne błędy. W efekcie, dziś Legia wyszła na Wartę w zasadzie bez kreatywnego zawodnika w pierwszym składzie. Największą smykałkę do gry kombinacyjnej może mieć Muci, ale nie jest to typ dziesiątki, a raczej podwieszonego napastnika lub nawet dziewiątki. Warta, która delikatnie mówiąc, nie ma większych możliwości od nas ani lepszego składu, była dużo lepiej zorganizowana i tą organizacją nas wręcz ośmieszała. Legia miała problemy z przekroczeniem linii środkowej boiska. Z tyłu niby nie działo się nic złego, ale z tego „nic złego” wyszedł kuriozalny gol, rzut karny oraz kilka bardzo niebezpiecznych innych stałych fragmentów gry. Bohaterem Johansson, który kilka razy nie umiał wybić piłki, a przeciwko Trałce przegrał chyba wszystkie pojedynki powietrzne, co tylko cudem nie zakończyło się utratą kolejnych goli.

Tak samo można mieć pretensje do Rose’a, który popisał się wejściem w stylu Crnomarkovicia, jak również do Boruca, którego nigdy nie krytykuje mi się łatwo, ale po prostu nie można robić takich rzeczy w niegroźnej sytuacji, i to będąc najbardziej doświadczonym zawodnikiem i liderem zespołu. Ci zawodnicy pokazali, że w trudnym momencie nie radzą sobie, mimo że w teorii mają wiele, aby stanowić solidne punkty drużyny. A i tak to nie nasza defensywa była największym problemem. Kolejny raz w tym roku tracimy gola, który nie miał prawa paść. Takich rzeczy da się spokojnie uniknąć. Dużo gorzej, że nie mamy żadnych argumentów w środkowej strefie ani w ataku. Tych zawodników nie było dziś stać na stworzenie sobie choćby pół dogodnej sytuacji i pod żadnym względem nie zasługiwali nawet na remis.

Tak naprawdę podobnie było z Zagłębiem, gdzie szczęście było po naszej stronie, a dzisiaj już nie. Tylko że wtedy to przynajmniej był jeden zawodnik, który próbował zaryzykować trudniejsze podania na połowie przeciwnika (Josue), a także jeden, który próbował do nich dojść (Skibicki). Ja sam wiele razy krytykowałem Skibickiego, w tym momencie nie jest to zawodnik na Ekstraklasę, ale przynajmniej jego styl gry pozwala jakoś rozrywać defensywę rywali, jest jedynym, który chociaż startuje do podań i coś z nich usiłuje zrobić. Tutaj, gdy w zasadzie jedyna nadzieja została w wahadłowych, ani nikt nie był w stanie do nich zagrać, żeby mogli wejść w pojedynek z obrońcą lub mu uciec, ani oni nie ustawiali się odpowiednio, lub z piłką przy nodze błyskawicznie ją tracili. Jedyne przebłyski miały miejsce wtedy, gdy już po czerwonej kartce było trochę więcej miejsca (również Warta nie broniła już tak dobrze) i Ciepiela parę razy urwał się oraz zagrał do przodu. Tyle wystarczyło, aby być najbardziej kreatywnym zawodnikiem Legii. Ten sam Ciepiela zresztą zupełnie nie potrafił zorganizować się po stracie piłki i jego powroty pod własną bramkę wołały o pomstę do nieba. A w końcówce były już na tyle zaburzone proporcje, że nie mógł grać tylko do przodu, bo wraz z Celhaką musiał też dbać o zabezpieczenie tyłów.

Generalnie rzecz biorąc, Legia nie ma kim grać. To jest duży problem, również w tym kontekście, że Vuković nagle się nie zbuntuje i nie zażąda transferów. Co by nie mówić o naszych zagranicznych wynalazkach w roli trenerów, to oni jednak naciskali na wzmocnienia, gdy była taka konieczność. Vuković czy wcześniej Magiera wolą się nie wychylać i najchętniej ściągaliby tylko uzupełnienia. Branie zawodników z polskiej ligi też jest ok, bo nawet stąd da się ściągać przynajmniej solidnych grajków. Tylko że ciężko się godzić na kolejne osłabienia, których w zasadzie nic nie rekompensuje. A po 10 letnich transferach i wydanych sporych pieniądzach, skład nadal jest niezadowalający. Nie mówiąc o tym, że znowu nie zdecydowano się na wzięcie rezerwowego bramkarza i teraz przez co najmniej trzy mecze trzeba będzie drżeć o to, jak spisze się Miszta…

Nawet jednak przy takich problemach nie powinno to wyglądać w ten sposób. Nawet na granie antyfutbolem trzeba mieć jakiś pomysł. Przy maksymalnie uproszczonych środkach trzeba mieć chociaż jeden działający i dopracowany. Tutaj mamy zaś walkę nie tyle z przeciwnikiem, co z samym sobą, żeby w ogóle piłkę przyjąć i podać, a co dopiero zaryzykować i zagrać do przodu, zwłaszcza gdy w zasadzie nikt nie wychodzi na wolną pozycję. W ten sposób na pewno niczego nie zdziałamy.

Inną rzeczą, która wywołuje zgrozę, jest mental tych zawodników. Nawet najsłabsze drużyny są w stanie od czasu do czasu strzelić gola i zremisować mecz, w którym przegrywały 0-1. W przypadku Legii wiadomo, że taki gol oznacza koniec. Nawet tydzień temu w Lubinie, kiedy padł gol na 1-2, zrobiło się nerwowo. Jesień była dołująca i wiadomo, że nie jest łatwo z tego wyjść, ale skala tego kryzysu jest porażająca. Nawet nie zremisować jednego meczu, który się nie układał, to się w głowie nie mieści. Wiadomo, że piłkarsko to nie są wirtuozi, ale to też nie są zawodnicy na strefę spadkową. Fizycznie, znając życie, może przyjść poprawa po kilku tygodniach, patrząc na to, jak rozkręcało się to u Vukovicia, forma nie była od razu top. Natomiast jeżeli nie uda się tego poukładać taktycznie ani mentalnie, to może być naprawdę ciężko.

Ja cały czas biorę pod uwagę spadek, dopóki nie zapewnimy sobie matematycznie utrzymania. Pierwsze mecze w tym roku są bardzo ważne, bo to w nich można realnie liczyć na punkty i ustabilizować swoją sytuację albo wręcz przeciwnie. Jeżeli przegrywamy z Wartą u siebie i to zasłużenie, to z kim chcemy wygrać? Z Zagłębiem już nie zagramy, a jeden z meczów z Niecieczą będzie na wyjeździe, i to niestety ten najbliższy. Z takich słabszych zespołów, to nawet z Górnikiem Łęczna może nie być teraz łatwo, a do takiego Białegostoku czeka nas wyjazd, gdzie dawno nie wygraliśmy. Nie oczekuję w tej chwili wyrównanych meczów ani nawet punktów z czołówką ligi. Tam będzie niespodzianka, jeżeli w ogóle coś zdobędziemy. Natomiast punkty są do ugrania tu i teraz, a taka porażka jak dzisiaj, może mocno komplikować sprawę.

Właśnie dlatego nie cieszyłem się za bardzo na start Ekstraklasy… Koszmar Legii wcale nie skończył się, bo oprócz kilku tygodni przerwy niewiele wydarzyło się, aby to przeciąć. Nadal wydaje mi się, że skala całej tej sytuacji jest niewyobrażalna, żeby w kilka miesięcy z dość pewnego mistrza Polski stać się drużyną, która boi się petard. „Drużyną” bardziej w cudzysłowie, bo w tej chwili zupełnie to tak nie wygląda. Do końca sezonu niby sporo meczów, ale w rzeczywistości czas ucieka. To już są naprawdę mecze o życie i strach pomyśleć, jak może to wyglądać, jeżeli za tydzień nie wygramy w Niecieczy…

#kimbalegia #legia
  • 5
@Kimbaloula:

A po 10 letnich transferach i wydanych sporych pieniądzach, skład nadal jest niezadowalający.


Mógłbyś wytłumaczyć co tutaj masz na myśli?

może przyjść poprawa po kilku tygodniach, patrząc na to, jak rozkręcało się to u Vukovicia, forma nie była od razu top

Tu nie ma czasu na czekanie tak jak sam napisałeś :/
Inną rzeczą, która wywołuje zgrozę, jest mental tych zawodników


@Kimbaloula: Tutaj im się w ogóle nie dziwię- oni wiedzą, że realnie ryzykują pobicie, groźby wobec siebie i rodziny. Zawsze kilku debili wśród kiboli Legii się znajdzie i ci piłkarze już się nie nadają do gry w tym klubie właśnie ze względu na psychikę.