Wpis z mikrobloga

POV: Jesteś działaczem pseudoekologicznym z miasta wojewódzkiego we wschodniej Polsce. Jest niedziela, miałeś zjeść na obiad tofu z makaronem z alg, ale akurat mama zrobiła bitki wołowe w sosie z kopytkami. Niby jesteś wegetarianinem ale żeby jedzenie się nie zmarnowało to zjadasz. Wychodzisz z domu, żeby podjechać swoim autem do galerii handlowej żeby na darmowym Wi-Fi wysłać mejle do 30 samorządów. Jeśli chociaż jedna oferta twojej fundacji wygra, to jesteś ustawiony na jakiś czas. Ale tym z zarządu gul skoczy. Uśmiechasz się i walisz dłonią w czoło. Przecież w tej fundacji jesteś tylko ty. Przy okazji zrobisz zdjęcia gazet w punkcie prasowym i zobaczysz co dzisiaj wyrzucili do śmietnika.
Jesteś na dole, już otwierasz drzwi i widzisz plakat że swoim zdjęciem. To pewnie robota tych hejterów z internetu. Znowu mama i tata będa mieli łzy w oczach, tak jak na wigili, jak przyjechał kuzyn, pułkownik SG z rodziną, twój rówieśnik. To chyba to mięso które zjadłeś żeby ratować planetę tak cię pobudziło. Łapiesz za telefon i dzwonisz do hejtera z internetu, rzucasz mu wyzwanie. Będziecie się bić. Po odłożeniu słuchawki uspokajasz się. Co ja właściwie zrobiłem? Przecież ja nigdy się nie biłem, to mnie zawsze bili w szkole. Zaczynasz nerwowo rechotać, he he, to były takie żarty Łukasz, mówisz do siebie. Odechciało ci się wychodzić z domu, szczególnie że plakaty są pewnie rozwieszone na całym osiedlu. W przedpokoju odruchowo pytasz: Pomagasz czy hejtujesz? Ale to twoje odbicie w lustrze. Zanim wejdziesz do swojego biura w małym pokoju i zaczniesz gasić hejterów ma YT rzucasz tylko: Mamo, ugotujesz grochóweczkę?

#kononowicz
  • 1