Aktywne Wpisy
Zupa-jeza +244
Marzy mi się Polska w której takie komentarze są wyśmiewane, a nie lajkowane. Całe nasze życie w stadzie polega na stawianiu sobie ograniczeń, żebyśmy się nie pozabijali i żeby to jakoś działało. C--j tam, że 2tys zginie, 10tys zostanie rannych i 100tys postronnych osób będzie miało traumy do końca życia. Prawo do mojego z--------u jest najważniejsze. Gdybyśmy wszyscy mieli taki mental to dalej byśmy siedzieli w pubie w oparach dymu i śmierdzieli
nie_odpisuj +1
Dajcie mi jakąś randomową (bardzo) dobrą radę. Obojętnie jaką ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#kiciochypyta #tinder #zwiazki #samotnosc #wygryw #gruparatowaniapoziomu
#kiciochypyta #tinder #zwiazki #samotnosc #wygryw #gruparatowaniapoziomu
Mam 27 lat i moje życie seksualne nie istnieje. Ależ sensacyjna wiadomość na portalu wykop peel ( ͡° ͜ʖ ͡°) U mnie sytuacja jest trochę inna: mam różne okazje, które nigdy nie wynikają z mojej inicjatywy, ale za to ich nie wykorzystuję. S--s uprawiałem raz w życiu, w ramach zweryfikowania pewnej hipotezy badawczej, o czym napiszę później. Byłem w dwóch krótkich #zwiazki w czasach liceum.
Jeśli chodzi o wszelki kontakt fizyczny (głównie całowanie, jakieś macanki, pieszczoty, czasem petting), to dosłownie zawsze inicjatywa wynikała ze strony kobiet, czy to bezpośrednio (bardzo rzadko: propozycje słowne całowania/odbycia stosunku; na pierwsze zazwyczaj się zgadzałem, na drugie nigdy mi się nie udało przemóc), czy częściej pośrednio (te słynne wysyłanie sygnałów ( ͡° ͜ʖ ͡°); zazwyczaj wtedy odczytywałem sygnał i do czegoś dochodziło, ale też nie zawsze miałem na to ochotę).
Jeśli chodzi o związki, to wiele razy próbowałem, ale najczęściej spotykałem się z odmową/friendzonem/laska szybko traciła zainteresowanie. W pierwszym związku byłem w wieku 17 lat, bo poderwała mnie dziewczyna z innej szkoły. Rozstaliśmy się po 1,5 msc i na koniec powiedziała, że mam "zbyt romantyczne podejście do związków". Raz zaciągnęła mnie do pustego mieszkania ciotki na "oglądanie filmu". Nie była dziewicą i pomimo mojego braku doświadczenia w temacie relacji damsko-męskich, przeczuwałem o co chodzi. Do niczego ostatecznie nie doszło (oprócz całowania i macanek z jej inicjatywy), bo zwyczajnie tego nie czułem. Dodam, że nie chodzi o wygląd, bo dziewczyna idealnie w moim typie (drobna blondynka z ładną buzią, subiektywne 9/10). Po prostu, tak jakby czegoś brakowało.
W drugim związku byłem w wieku 18 lat. Była taka szara myszka 7/10 w naszej klasie. Kilka miesięcy przed maturą stwierdziłem, że zagadam, umówiliśmy się na gorącą czekoladę po szkole, fajnie się gadało i jakoś to poszło. Byłem dla niej pierwszym chłopakiem, a ona była katoliczką (ja już wtedy nie bardzo), więc wszystko rozkręcało się bardzo powoli. Na początku świetnie się dogadywaliśmy przez pierwsze 2-3 msc. Super się rozmawiało, żartowało, kontakt fizyczny też był bardzo satysfakcjonujący i często wynikał z mojej inicjatywy. Niestety, przez swoje wychowanie katolickie (s--s = zło) i bycie człowiekiem (odczuwanie popędu seksualnego) powstał w niej konflikt. Jednego dnia całowałem ją, pieściłem, lizałem jej sutki, itp. i wyglądała na bardzo zadowoloną, więc ja też byłem. Następnego dnia była z tego powodu przybita, mówiła że czuje się jak szmata/d----a i ja przez to też byłem smutny, bo nie chciałem jej sprawiać przykrości. Raz wyznała mi, że jak tylko powiedziałbym, że ją kocham, to by mi się oddała. Gdyby nie ten wspomniany wcześniej konflikt (na początku związku mówiła, że s--s dopiero po ślubie, a po 3 msc proponuje s--s, więc stwierdziłem, że to by jej zaszkodziło) i to, że akurat dla mnie słowa wiele znaczą (nigdy nie powiedziałem komuś, że go kocham, więc 3 msc związku to dla mnie za szybko na takie wyznanie), to pewnie bym się zgodził, bo miałem na nią ochotę. Potem wszystko zaczęło się psuć i po 2 msc prób naprawiania związku się poddałem i z nią zerwałem.
Potem przez 7 lat w ogóle nie interesowałem się tematem związków i seksu i przez większość czasu było super. Raz była tylko sytuacja, że zostałem zaproszony na sylwestra, jako osoba towarzysząca, bo akurat jedna znajoma nie miała z kim pójść. Zgodziłem się, miło spędziliśmy wieczór, po powrocie leżeliśmy sami na łóżku, ona dawała znaki (zaczęła mnie miziać jakimś kosmetykiem po twarzy), ewidentnie liczyła na cimcirimci i... nic. Znowu nie chodzi o wygląd, bo w podstawówce uważałem ją za najładniejszą dziewczynę w szkole, a ostatnio jak jechałem z kolegą i ona akurat biegała po okolicy, to 3 razy na rondzie nawracał, żeby się jej na tyłek pogapić xD Po prostu nie czułem takiej potrzeby. Wtedy to sobie racjonalizowałem, że za dużo wypiłem, ale koledzy zgodnie orzekli, że "jestem p------y, trzeba było ją r----ć". Dla jasności dodam, że nie jestem homoseksualny.
Lata mijały i moje bycie prawiczkiem zaczęło mi przeszkadzać. Zacząłem się zastanawiać dlaczego tak jest, co mnie blokuje. Ani nie jestem osobą religijną, ani nie uważam seksu poza związkiem za coś niemoralnego, ani nie narzekam na brak zainteresowania ze strony kobiet, ani nie mam za dużych wymagań, ani nie jestem nieśmiały. Skoro chciałbym uprawiać s--s i mam do tego okazje, no to niby dlaczego tego nie robię? Postawiłem więc hipotezę badawczą: "czy ja w ogóle jestem w stanie się r----ć?". Założenia miałem tylko dwa: laska ma mi się podobać i musi chcieć uprawiać ze mną s--s (divy odpadły). Long story short byłem w pewnej sytuacji towarzyskiej, gdzie podjąłem inicjatywę i po prostu zacząłem całować trochę ode mnie starszą, niebrzydką (pierwszy warunek spełniony) kobietę. Dzień później poszliśmy na spacer o tym pogadać i powiedziała, że jeszcze nie widziała takiej determinacji w oczach, jak wtedy gdy ją całowałem. Znowu się całowaliśmy i zaproponowałem dokończenie sprawy u mnie w mieszkaniu. Początkowo nie była przekonana, ale spotkaliśmy się u mnie i... moja determinacja zaczęła spadać. Poszliśmy tylko na spacer pogadać, ale umówiliśmy się na następny dzień. Następnego dnia, późnym wieczorem poszliśmy do parku, piliśmy wódę i zjaraliśmy blanta (myślałem, że trochę mnie to rozluźni i pomoże) i wróciliśmy do mnie, gdzie nocowała, bo przyjechała autem. W pewnym momencie powiedziała "tak bardzo bym chciała się z tobą teraz kochać" (drugi warunek spełniony), więc troszkę mnie to zachęciło, bo nie po to tyle działałem i starałem się przełamać, żeby teraz zrezygnować. Położyłem się obok niej, zaczęliśmy się całować i jakoś poszło. Sam s--s był całkiem przyjemny, choć spodziewałem się czegoś więcej. Kilka dni później pisała do mnie, bo chciała powtórkę, ale podziękowałem za miło spędzony czas i wytłumaczyłem, że wolałbym na tym poprzestać. Myślałem, że się przełamałem/odblokowałem i teraz moje życie seksualne nabierze tempa, ale kompletnie nic się nie zmieniło.
Opisałem to wszystko (i kilka innych rzeczy) pani seksuolog i powiedziała, że po prostu potrzebuję trochę głębszego poziomu intymności z drugą osobą. Powiedzcie mi, czy ja trafiam na same takie laski, które mają niskie potrzeby w tym względzie i chcą się r----ć, czy po prostu ja mam nienormalnie wysokie potrzeby? No jak bycie w związku od miesiąca z laską 9/10, która zaciąga mnie do mieszkania w wiadomym celu nie wystarczyło, żebym chciał ją wyruchać, to to chyba nie jest normalne? Na koniec sesji poruszyłem temat #demiseksualizm bo spotkałem się z tym terminem niedawno na wykopie i przyznam szczerze, że to by wiele tłumaczyło. Pani zapytała, jak rozumiem ten termin, to powiedziałem, że brak pożądania pierwotnego (czyli wyłącznie pod wpływem atrakcyjności fizycznej). Pani powiedziała, że przecież erekcja była, wytrysk był, o----m był, to odczuwałem pożądanie, po prostu satysfakcja seksualna była niższa, bo nie został osiągnięty wystarczający poziom intymności. Moim zdaniem te 3 rzeczy możnaby osiągnąć, gdyby jakaś nieatrakcyjna nieznajoma kobieta po prostu mnie związała, a potem zgwałciła i nie sądzę, że to co do niej bym odczuwał, mógłbym nazwać pożądaniem. W moim przypadku partnerka była dla mnie atrakcyjna, a pomimo to musiałem się zmusić, żeby uprawiać s--s. To chyba nie jest normalne, czy też tak macie?
Ogólnie to z kim nie gadam na temat demiseksualizmu (przyjaciele, psychoterapeuta), to słyszę, że to normalne i większość osób tak ma i że wymyślam na siłę jakieś głupoty i tym sobie tłumaczę swoje niepowodzenia w związkach (coś w stylu lasek na tinderze, które mają wpisane sapioseksualizm, żeby wyjść na takie oczytane i inteligentne, a wiadomo że wybiorą przystojnego przygłupa Oskarka, a nie inteligentnego, ale brzydkiego typa xD). Ostatnio przyjaciółka napisała mi, że "ma koleżankę, która była mega blisko, żeby się wyruchać z dość spoko typem, który ją podrywał, fizycznie jej się podobał, jej zdaniem inteligentny, wszystko grało, ale no nastąpił stop, bo nic ich w sumie nie łączyło głębokiego... Czy u Ciebie nie jest czasem podobnie?". Czyli mamy tu laskę, która NA POCZĄTKU coś czuła (pożądanie), a dopiero potem albo samo minęło, bo to nie było to albo zdecydowała się nie kontynuować tematu (świadoma decyzja, czyli abstynencja). U mnie NIGDY nie było tego uczucia pożądania drugiej osoby na początku (jak już było, to tylko romantyczne a nie seksualne), pomimo wielu różnych sytuacji i nie miałem na to żadnego wpływu. Nieważne jak atrakcyjna była kobieta, to moja chęć do uprawiania z nią seksu była taka jak w stosunku do nieatrakcyjnej kobiety albo chłopa - żadna. No jeśli to nie jest demiseksualizm, to chyba jestem po prostu s---------y, bo nie widzę innego sensownego rozwiązania. Dodam jeszcze tylko, że (oprócz drugiego związku przez pierwsze 3 msc) czułem pożądanie (rozumiane jako takie magnetyczne przyciąganie do drugiej osoby, takie że chciałoby się rzucić na nią i grzmocić, aż iskry będą szły, taki jakby zwierzęcy dziki impuls) tylko raz w życiu w zeszłym roku, do koleżanki, którą znam od 6 lat i niespecjalnie mi się podoba z wyglądu. Sytuację, podczas której z premedytacją gapiłem się jej na c---i, strasznie mnie do niej ciągnęło i gdyby nie znajomi w kuchni, to zacząłbym się do niej dobierać, poprzedzało tylko to, że trochę więcej ostatnio z nią gadałem, wydawało mi się, że nadajemy na tych samych falach i zacząłem brać ją pod uwagę jako potencjalną partnerkę. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo nie wiedziałem, że jestem w stanie coś takiego czuć. Wcześniej myślałem, że ja po prostu dobrze kontroluję swoje zwierzęce instynkty i zawsze dziwili mnie znajomi, którym o----------o na widok atrakcyjnej dziewczyny, a tu się okazuje, że ja po prostu tego nigdy nie odczuwałem.
Jeżeli ktoś tu dotarł, to podziwiam, że chciało Ci się tyle czytać. Byłbym bardzo wdzięczny za wszystkie opinie, jak Wy zachowalibyście się w podobnych sytuacjach, jaki jest "wymagany poziom intymności", żebyście mieli ochotę na stosunek i czy u Was podobnie wygląda sprawa pożądania (zwłaszcza na początku znajomości, na czym się ono opiera i jak długo się ono wykształca), a także te, że p------ę głupoty, bo sam tego niestety nie mogę wykluczyć. Ostatecznie liczę na fachową pomoc od seksuologa i że dowiem się, czy jestem po prostu z-----y, ale można mnie naprawić, czy jednak jestem jednym z baśniowych stworów ( ͡° ͜ʖ ͡°) Następna wizyta za tydzień.
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
No i pytanko nr 2 - jak z masturbacja? Jak często to robisz i czy w ogóle? Czy oglądasz p---o, albo w jaki kolwiek inny sposób się „wspomagasz”?
Masturbuję się raz dziennie, zazwyczaj przy pornografii, ale robiłem sobie w przeszłości kilkutygodniowe odpoczynki od p---o i wtedy jak naszła chcica, to wspomagałem się swoją wyobraźnią.
@spider-man: Idę o zakład że nie miała pojęcia o czym gadasz więc żeby nie wyjść na idiotkę dyskretnie podpuściła Cię żebyś jej ten termin wytłumaczył xD Zmień seksuologa.
@spider-man: totalna bzdura. Miałem 5/6 partnerek seksualnych (6 mocno po pijaku, nawet mi się nie podobała) i wszystkie mówiły ze s--s przy głębszej relacji i co? Maksymalnie czekałem do 2 randki na s--s. A były wśród nich dziewczyny religijne z chrześcijańskich domów.
Także, nie - prawie każdy ma zupełnie inaczej niż Ty. Tutaj bardziej jednak szukałbym nie wytłumaczenia na opartego o „intymniejsza relacje” a Twojego podejścia do seksu zaszytego głęboko w podświadomości i dlaczego jest takie a nie
Moje podejście do seksu też ewoluowało i obecnie uważam, że to tylko s--s i forma zrealizowania normalnego popędu. Nie mam też żadnej awersji seksualnej, moje odczucia do seksu określiłbym jako pozytywne, a nie oziębłe, a s--s, który zdarzyło mi się raz uprawiać, to było przyjemne doświadczenie. Problem w tym, że popęd (libido) mam na normalnym poziomie, ale nie mam jak tego spożytkować.
Jeśli jesteś mężczyzną o orientacji heteroseksualnej, to zakładam, że w przypadku poznania na imprezie jakiegoś fajnego ziomka, Twoja chęć na flirtowanie z nim, kontakt fizyczny, zaciągnięcie go do łóżka wynosi mniej więcej 0/10. Określiłbym się jako osoba heteroseksualna, więc moja chęć na s--s w podobnej sytuacji również byłaby 0/10, ale w przypadku kobiet mam to samo i to niezależnie, czy laska jest brzydka, czy zajebiście