Wpis z mikrobloga

tl;dr Byłem dzisiaj pierwszy raz w życiu u seksuologa. Chciałbym się podzielić moimi przemyśleniami po wizycie i wysłuchać opinii losowych ludzi z internetu. Może akurat ktoś się interesuje #seksuologia a jak nie, to #seks interesuje prawie każdego. Zapraszam do zapoznania się z moją historią.

Mam 27 lat i moje życie seksualne nie istnieje. Ależ sensacyjna wiadomość na portalu wykop peel ( ͡° ͜ʖ ͡°) U mnie sytuacja jest trochę inna: mam różne okazje, które nigdy nie wynikają z mojej inicjatywy, ale za to ich nie wykorzystuję. Seks uprawiałem raz w życiu, w ramach zweryfikowania pewnej hipotezy badawczej, o czym napiszę później. Byłem w dwóch krótkich #zwiazki w czasach liceum.

Jeśli chodzi o wszelki kontakt fizyczny (głównie całowanie, jakieś macanki, pieszczoty, czasem petting), to dosłownie zawsze inicjatywa wynikała ze strony kobiet, czy to bezpośrednio (bardzo rzadko: propozycje słowne całowania/odbycia stosunku; na pierwsze zazwyczaj się zgadzałem, na drugie nigdy mi się nie udało przemóc), czy częściej pośrednio (te słynne wysyłanie sygnałów ( ͡° ͜ʖ ͡°); zazwyczaj wtedy odczytywałem sygnał i do czegoś dochodziło, ale też nie zawsze miałem na to ochotę).

Jeśli chodzi o związki, to wiele razy próbowałem, ale najczęściej spotykałem się z odmową/friendzonem/laska szybko traciła zainteresowanie. W pierwszym związku byłem w wieku 17 lat, bo poderwała mnie dziewczyna z innej szkoły. Rozstaliśmy się po 1,5 msc i na koniec powiedziała, że mam "zbyt romantyczne podejście do związków". Raz zaciągnęła mnie do pustego mieszkania ciotki na "oglądanie filmu". Nie była dziewicą i pomimo mojego braku doświadczenia w temacie relacji damsko-męskich, przeczuwałem o co chodzi. Do niczego ostatecznie nie doszło (oprócz całowania i macanek z jej inicjatywy), bo zwyczajnie tego nie czułem. Dodam, że nie chodzi o wygląd, bo dziewczyna idealnie w moim typie (drobna blondynka z ładną buzią, subiektywne 9/10). Po prostu, tak jakby czegoś brakowało.

W drugim związku byłem w wieku 18 lat. Była taka szara myszka 7/10 w naszej klasie. Kilka miesięcy przed maturą stwierdziłem, że zagadam, umówiliśmy się na gorącą czekoladę po szkole, fajnie się gadało i jakoś to poszło. Byłem dla niej pierwszym chłopakiem, a ona była katoliczką (ja już wtedy nie bardzo), więc wszystko rozkręcało się bardzo powoli. Na początku świetnie się dogadywaliśmy przez pierwsze 2-3 msc. Super się rozmawiało, żartowało, kontakt fizyczny też był bardzo satysfakcjonujący i często wynikał z mojej inicjatywy. Niestety, przez swoje wychowanie katolickie (seks = zło) i bycie człowiekiem (odczuwanie popędu seksualnego) powstał w niej konflikt. Jednego dnia całowałem ją, pieściłem, lizałem jej sutki, itp. i wyglądała na bardzo zadowoloną, więc ja też byłem. Następnego dnia była z tego powodu przybita, mówiła że czuje się jak szmata/dziwka i ja przez to też byłem smutny, bo nie chciałem jej sprawiać przykrości. Raz wyznała mi, że jak tylko powiedziałbym, że ją kocham, to by mi się oddała. Gdyby nie ten wspomniany wcześniej konflikt (na początku związku mówiła, że seks dopiero po ślubie, a po 3 msc proponuje seks, więc stwierdziłem, że to by jej zaszkodziło) i to, że akurat dla mnie słowa wiele znaczą (nigdy nie powiedziałem komuś, że go kocham, więc 3 msc związku to dla mnie za szybko na takie wyznanie), to pewnie bym się zgodził, bo miałem na nią ochotę. Potem wszystko zaczęło się psuć i po 2 msc prób naprawiania związku się poddałem i z nią zerwałem.

Potem przez 7 lat w ogóle nie interesowałem się tematem związków i seksu i przez większość czasu było super. Raz była tylko sytuacja, że zostałem zaproszony na sylwestra, jako osoba towarzysząca, bo akurat jedna znajoma nie miała z kim pójść. Zgodziłem się, miło spędziliśmy wieczór, po powrocie leżeliśmy sami na łóżku, ona dawała znaki (zaczęła mnie miziać jakimś kosmetykiem po twarzy), ewidentnie liczyła na cimcirimci i... nic. Znowu nie chodzi o wygląd, bo w podstawówce uważałem ją za najładniejszą dziewczynę w szkole, a ostatnio jak jechałem z kolegą i ona akurat biegała po okolicy, to 3 razy na rondzie nawracał, żeby się jej na tyłek pogapić xD Po prostu nie czułem takiej potrzeby. Wtedy to sobie racjonalizowałem, że za dużo wypiłem, ale koledzy zgodnie orzekli, że "jestem #!$%@?, trzeba było ją ruchać". Dla jasności dodam, że nie jestem homoseksualny.

Lata mijały i moje bycie prawiczkiem zaczęło mi przeszkadzać. Zacząłem się zastanawiać dlaczego tak jest, co mnie blokuje. Ani nie jestem osobą religijną, ani nie uważam seksu poza związkiem za coś niemoralnego, ani nie narzekam na brak zainteresowania ze strony kobiet, ani nie mam za dużych wymagań, ani nie jestem nieśmiały. Skoro chciałbym uprawiać seks i mam do tego okazje, no to niby dlaczego tego nie robię? Postawiłem więc hipotezę badawczą: "czy ja w ogóle jestem w stanie się ruchać?". Założenia miałem tylko dwa: laska ma mi się podobać i musi chcieć uprawiać ze mną seks (divy odpadły). Long story short byłem w pewnej sytuacji towarzyskiej, gdzie podjąłem inicjatywę i po prostu zacząłem całować trochę ode mnie starszą, niebrzydką (pierwszy warunek spełniony) kobietę. Dzień później poszliśmy na spacer o tym pogadać i powiedziała, że jeszcze nie widziała takiej determinacji w oczach, jak wtedy gdy ją całowałem. Znowu się całowaliśmy i zaproponowałem dokończenie sprawy u mnie w mieszkaniu. Początkowo nie była przekonana, ale spotkaliśmy się u mnie i... moja determinacja zaczęła spadać. Poszliśmy tylko na spacer pogadać, ale umówiliśmy się na następny dzień. Następnego dnia, późnym wieczorem poszliśmy do parku, piliśmy wódę i zjaraliśmy blanta (myślałem, że trochę mnie to rozluźni i pomoże) i wróciliśmy do mnie, gdzie nocowała, bo przyjechała autem. W pewnym momencie powiedziała "tak bardzo bym chciała się z tobą teraz kochać" (drugi warunek spełniony), więc troszkę mnie to zachęciło, bo nie po to tyle działałem i starałem się przełamać, żeby teraz zrezygnować. Położyłem się obok niej, zaczęliśmy się całować i jakoś poszło. Sam seks był całkiem przyjemny, choć spodziewałem się czegoś więcej. Kilka dni później pisała do mnie, bo chciała powtórkę, ale podziękowałem za miło spędzony czas i wytłumaczyłem, że wolałbym na tym poprzestać. Myślałem, że się przełamałem/odblokowałem i teraz moje życie seksualne nabierze tempa, ale kompletnie nic się nie zmieniło.

Opisałem to wszystko (i kilka innych rzeczy) pani seksuolog i powiedziała, że po prostu potrzebuję trochę głębszego poziomu intymności z drugą osobą. Powiedzcie mi, czy ja trafiam na same takie laski, które mają niskie potrzeby w tym względzie i chcą się ruchać, czy po prostu ja mam nienormalnie wysokie potrzeby? No jak bycie w związku od miesiąca z laską 9/10, która zaciąga mnie do mieszkania w wiadomym celu nie wystarczyło, żebym chciał ją wyruchać, to to chyba nie jest normalne? Na koniec sesji poruszyłem temat #demiseksualizm bo spotkałem się z tym terminem niedawno na wykopie i przyznam szczerze, że to by wiele tłumaczyło. Pani zapytała, jak rozumiem ten termin, to powiedziałem, że brak pożądania pierwotnego (czyli wyłącznie pod wpływem atrakcyjności fizycznej). Pani powiedziała, że przecież erekcja była, wytrysk był, orgazm był, to odczuwałem pożądanie, po prostu satysfakcja seksualna była niższa, bo nie został osiągnięty wystarczający poziom intymności. Moim zdaniem te 3 rzeczy możnaby osiągnąć, gdyby jakaś nieatrakcyjna nieznajoma kobieta po prostu mnie związała, a potem zgwałciła i nie sądzę, że to co do niej bym odczuwał, mógłbym nazwać pożądaniem. W moim przypadku partnerka była dla mnie atrakcyjna, a pomimo to musiałem się zmusić, żeby uprawiać seks. To chyba nie jest normalne, czy też tak macie?

Ogólnie to z kim nie gadam na temat demiseksualizmu (przyjaciele, psychoterapeuta), to słyszę, że to normalne i większość osób tak ma i że wymyślam na siłę jakieś głupoty i tym sobie tłumaczę swoje niepowodzenia w związkach (coś w stylu lasek na tinderze, które mają wpisane sapioseksualizm, żeby wyjść na takie oczytane i inteligentne, a wiadomo że wybiorą przystojnego przygłupa Oskarka, a nie inteligentnego, ale brzydkiego typa xD). Ostatnio przyjaciółka napisała mi, że "ma koleżankę, która była mega blisko, żeby się wyruchać z dość spoko typem, który ją podrywał, fizycznie jej się podobał, jej zdaniem inteligentny, wszystko grało, ale no nastąpił stop, bo nic ich w sumie nie łączyło głębokiego... Czy u Ciebie nie jest czasem podobnie?". Czyli mamy tu laskę, która NA POCZĄTKU coś czuła (pożądanie), a dopiero potem albo samo minęło, bo to nie było to albo zdecydowała się nie kontynuować tematu (świadoma decyzja, czyli abstynencja). U mnie NIGDY nie było tego uczucia pożądania drugiej osoby na początku (jak już było, to tylko romantyczne a nie seksualne), pomimo wielu różnych sytuacji i nie miałem na to żadnego wpływu. Nieważne jak atrakcyjna była kobieta, to moja chęć do uprawiania z nią seksu była taka jak w stosunku do nieatrakcyjnej kobiety albo chłopa - żadna. No jeśli to nie jest demiseksualizm, to chyba jestem po prostu #!$%@?, bo nie widzę innego sensownego rozwiązania. Dodam jeszcze tylko, że (oprócz drugiego związku przez pierwsze 3 msc) czułem pożądanie (rozumiane jako takie magnetyczne przyciąganie do drugiej osoby, takie że chciałoby się rzucić na nią i grzmocić, aż iskry będą szły, taki jakby zwierzęcy dziki impuls) tylko raz w życiu w zeszłym roku, do koleżanki, którą znam od 6 lat i niespecjalnie mi się podoba z wyglądu. Sytuację, podczas której z premedytacją gapiłem się jej na cycki, strasznie mnie do niej ciągnęło i gdyby nie znajomi w kuchni, to zacząłbym się do niej dobierać, poprzedzało tylko to, że trochę więcej ostatnio z nią gadałem, wydawało mi się, że nadajemy na tych samych falach i zacząłem brać ją pod uwagę jako potencjalną partnerkę. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo nie wiedziałem, że jestem w stanie coś takiego czuć. Wcześniej myślałem, że ja po prostu dobrze kontroluję swoje zwierzęce instynkty i zawsze dziwili mnie znajomi, którym #!$%@?ło na widok atrakcyjnej dziewczyny, a tu się okazuje, że ja po prostu tego nigdy nie odczuwałem.

Jeżeli ktoś tu dotarł, to podziwiam, że chciało Ci się tyle czytać. Byłbym bardzo wdzięczny za wszystkie opinie, jak Wy zachowalibyście się w podobnych sytuacjach, jaki jest "wymagany poziom intymności", żebyście mieli ochotę na stosunek i czy u Was podobnie wygląda sprawa pożądania (zwłaszcza na początku znajomości, na czym się ono opiera i jak długo się ono wykształca), a także te, że #!$%@?ę głupoty, bo sam tego niestety nie mogę wykluczyć. Ostatecznie liczę na fachową pomoc od seksuologa i że dowiem się, czy jestem po prostu #!$%@?, ale można mnie naprawić, czy jednak jestem jednym z baśniowych stworów ( ͡° ͜ʖ ͡°) Następna wizyta za tydzień.
  • 26
@spider-man: może czegoś się boisz, i stąd ta blokada? nie wiem, ciąży, przywiązania się do jednej osoby, złamania serca komuś? ja też miałem przez wiekszosc zycia dość nietypowe podejscie do zycia seksualnego, ale z całkiem innych powodów niz twoje.
@integrator1234: Rozważałem to, ale nic takiego nie dostrzegam. Co prawda, druga dziewczyna trochę mnie zniechęciła do kontaktów fizycznych (przez ten jej wewnętrzny konflikt) i związków w ogóle, bo zawsze chciałem dla niej jak najlepiej, ale niestety musiałem z nią zerwać i potem wysyłała mi takie rzeczy jak pic rel. Ale koniec końców po czasie udało mi się to przetrawić i też przepracować pewne rzeczy na psychoterapii, więc jest git. I to
spider-man - @integrator1234: Rozważałem to, ale nic takiego nie dostrzegam. Co prawd...

źródło: comment_1629902157jlZdeJ9RU2vHe5WJKi6lHm.jpg

Pobierz
Zarejestrowałam się żeby odpisać. Wydaje mi się, że możesz mieć tak samo jak ja. Nie znalazłam lepszego słowa niż demiseksualność ale problem z tym słowem to:
1. Ludzie którzy mają "normalne" porządanie w sensie chęć na seks, ale z jakichś narzuconych sobie samym powodów wybierają seks pod warunkiem np. dłuższej znajomości, iluś randek, oficjalnego statusu czy czegokolwiek podają się często za demiseksualnych. Tymczasem to kompletnie nie to, nie chodzi o żadne normy
@magrru: u kobiet sprawdź tę zależność jest wiecej skuteczna niz testy, to z naukowej publikacji

piszę w wolnym tłumaczeniu:

Mogą przyciągać ich intuicyjne, z wyobraźni postacie osoby; powszechne jest TO WAZNE ROZROZNIENIE, że czują pociąg do postaci granej przez aktora, ale nie odczuwają pociągu do samego aktora, gdy nie mają tego ich charakteru