Wpis z mikrobloga

@Graner: szkoda trochę, bo w liceum wystarczyło się zakręcić koło organizacji dni otwartych i jako mat-fiz-inf robiłem kilka doświadczeń, bo wychowawczyni była chemiczką. "Flesz wodny", "termit" albo trijodek azotu, który wybucha od krzywego spojrzenia... Bawiło się ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@Graner: Lekcje chemi były dla mnie drugim największym rozczarowaniem w szkole, zaraz po informatyce. Za to po histori nie spodziewałem się niczego a były to fajne lekcje.
  • Odpowiedz
@Graner
@GwaltowneWypaczenieCzasoprzestrzeni
Widocznie mieliście c-------h nauczycieli którym nic się nie chciało. W gimnazjum miałem mega zajebistą nauczycielkę, która co lekcje przygotowywała jakiś eksperyment, który musiał wykonać ktoś z klasy, a wykonanie było przez nią oceniane - chodziło o bezpieczne wykonywanie doświadczeń (skierowanie wylotu menzurki na siebie lub klasę oznaczało automatycznie ocenę negatywną)
  • Odpowiedz
@Graner: Oprócz fenoloftaleiny barwiącej się na malinowo po raz 10000000000 to całkiem fajne było np.: spalanie magnezu (nawet kolega patus ukradł trochę i rozdawał po szkole innym więc sobie to powtórzyłem w domu, tak się chyba robi granaty błyskowo-hukowe) czy eksperyment na fizyce z próżnią i telefonem grającym melodię (chodziło o pokazanie, że dźwięk to wibracje np powietrza i gdy go nie ma to nie ma dźwięku) albo zabawy pryzmatem.
  • Odpowiedz
@Graner takie powinno być. Nauka przedmiotów ścisłych powinna wyglądać tak: doświadczenie-> rozkmina dlaczego tak zaszło, burza mózgów -> naukowe przedstawienie zjawiska (teoria) -> obliczanie. K---a natomiast nawet na polibudzie mam tylko teorię. Nawet k---a liczenia nie mamy. Albo mamy jakieś bieda liczenie. Na egzaminie było podaj definicję i elo. Skończyło się na tym że najwyższą ocenę zgarnęła laska co kulała na laborkach czy kolosach obliczeniowych. Ale c--j według uczelni ona umie
  • Odpowiedz