Wpis z mikrobloga

Po co nam książka o czytaniu książek?

Książka ‘jaka jest, każdy widzi’ i wydawałoby się, że nie potrzebujemy większej filozofii do tego, aby ją przeczytać – ot, bierzemy, przewertujemy spis treści (albo i nie), zaparzamy kapuczinę, siadamy i czytamy – o ile w ogóle czytaniem książek jesteśmy zainteresowani i mamy na to czas. Czytanie w ogóle zawsze było pewnego rodzaju snobizmem – salon każdego inteligenta zdobiła i wciąż zdobi pokaźna biblioteczka (a przynajmniej jej imitacja uwieczniona na tapecie - #pdk), a wśród korpo millenialsów panuje trend jeżeli nie wymieniania się książkami, które posiadamy, to przynajmniej wymieniania książek, które posiadamy, na przykład w przerwie na kawę w kuchni lub na różnego rodzaju portalach społecznościowych. Porzucając już ten prześmiewczy ton wytykany mi w komentarzach pod jednym z ostatnich postów – chociaż Lem stwierdził, że „jeżeli ktoś coś czyta, to nic nie rozumie, a jeśli nawet rozumie, to nic nie pamięta”, skoro w dobie internetu wciąż jednak czytamy, to musi nam to coś dawać – i czytać można z różnych motywacji, choć pewien element rozrywkowy jest obecny zawsze. Powtarzając w takim razie pytanie z początku akapitu – skąd pomysł na książkę o czytaniu książek?

Pierwsze wydanie „How to read a book” miało miejsce w latach 40. XX wieku, kolejne w latach 70. - i rzeczywiście da się to wyczuć, bo pod względem formy jest to dość inna, cięższa książka od wielu, które do tej pory przeczytałam. Ma ona w sobie klimat wizyty u dziadka, kiedy siadasz w wysiedzianym fotelu, pijesz mocną herbatę ze szklanki z parzącym w ręce blaszanym kapturkiem, a dziadek przycisza radio i mówi „siadaj mały #!$%@?, opowiem Ci historię o tym, jak to było za moich czasów” – i chociaż dziadek miejscami przynudza i się powtarza, to mimo wszystko jego opowieść pozostaje wartościowa, a rady całkiem sensowne. Bo czy rzeczywiście wiemy, jak czytać, żeby jednocześnie zapamiętać jak najwięcej, umieć weryfikować informacje, które prezentuje nam dany autor, wiedzieć, jak konstruktywnie krytykować książkę lub gdzie szukać źródeł stojących w kontrze do argumentów, o których właśnie przeczytaliśmy? Możemy czytać dużo i nie wyciągnąć z tego nic – możemy też przeczytać trzy książki tak, że uczynią nas one mądrzejszymi, bardziej otwartymi na różne poglądy oraz pozwolą nam rozwinąć się w sztuce krytyki.
Jak więc (według dziadka Adlera) czytać książki efektywnie?

------------------------------------------------------------

Jego teoria opiera się na czterech filarach czytania – elementarnym, inspekcyjnym, analitycznym oraz synoptycznym. Ten pierwszy to umiejętność, którą posiada każdy człowiek z wykształceniem podstawowym (czyli nawet ten z wytapetowaną biblioteczką w pokoju ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) – umiemy składać litery w słowa, słowa w zdania oraz jednocześnie rozumiemy znaczenie stojące za danymi symbolami. Kolejne trzy odnoszą się już bezpośrednio do sztuki czytania ‘dla dorosłych’ Autor sugeruje, że przed rozpoczęciem każdej książki powinniśmy wykonać pewną pracę oceniającą, o czym ona jest i z czego się składa – i nie ma w tym raczej niczego odkrywczego, bo to jest po części coś, co naturalnie robimy w księgarniach podczas napełniania koszyka – otwieramy książkę, wertujemy ją, czytamy akapit tu i tam, żeby ocenić czy jest warta zakupu. Podobno również czytanie ‘płytkie’ – czyli przeczytanie całej książki najpierw szybko, bez zatrzymywania się i sprawdzania niezrozumiałych pojęć – jest istotne przed rozpoczęciem czytania analitycznego. O co chodzi zatem w tym całym czytaniu analitycznym?

Jeżeli czytamy książki non-fiction, to naszym celem, poza dostarczeniem sobie rozrywki, powinno być przejście ze stanu niezrozumienia do stanu zrozumienia – a to może nastąpić tylko w wyniku wytężonej, celowej pracy. Czytanie jest de facto sztuką uczenia się bez nauczyciela, a jej opanowanie wymaga pracy - musimy mieć otwarty umysł, być nastawieni na obserwację, wykorzystywać własną pamięć, wyobraźnię oraz umiejętność analizy. Zainspirowana opisanym przez autora procesem, moja metoda czytania tych książek, z których chcę się czegoś nauczyć, wygląda obecnie tak:

1. Na początku czytam całość relatywnie szybko – nie skupiam się zbytnio na poszczególnych zdaniach i problemach, ale podkreślam ołówkiem / zapisuję sobie komentarze na marginesach w przypadku, gdy uznam coś za ważne.
2. Po przeczytaniu książki podsumowuję ją w kilku zdaniach i określam części, z jakich się składa. Nie muszą to być rozdziały, bardziej logiczne jednostki, które składają się na to, co opisałam w podsumowaniu.
3. Wypisuję sobie problemy, jakie chce rozwiązać autor + pytania, które przyszły mi do głowy po szybkim przeczytaniu całości
4. Czytam książkę jeszcze raz, ale w inny sposób – staram się jak najwięcej uwagi przeznaczać na najważniejsze części, z pominięciem opisów i mniej istotnych wątków. Wypisuję sobie najważniejsze zdania własnymi słowami (!) w zeszycie / na samoprzylepnych karteczkach (rzadziej) lub Google docs (częściej)
5. Wracam do pytań, które wypisałam sobie w punkcie 3. Czy na wszystkie z nich mam już odpowiedź? Jeżeli nie, to zastanawiam się, jak tę odpowiedź znaleźć – czy pominęłam coś w książce, czy powinnam poszukać innych źródeł? Jeżeli tak - to czy są one prawdziwe? Czy mam dowód na to, że dana teza jest fałszywa, czy moja krytyka jest tylko moją własną opinią?
6. Jeżeli temat jest wysoce ‘kontrowersyjny’, w takim sensie, że istnieje wiele dzieł stojących w kontrze do książki danego autora (czyli jak ma to miejsce np. podczas czytania historii czy ekonomii), szukam książki, którą mogłabym przeczytać dla porównania argumentów.

Do tej pory nie miałam jeszcze okazji przeczytać dwóch książek o ewidentnie rozmijających się wnioskach, ale mam to w planach (najprawdopodobniej będzie to ‘Kapitał w XXIw.’ Piketty’ego oraz ‘Ludzkie działanie’ Misesa). W jednej z części „How to read a book” autor opisuje techniki pomocne w czytaniu synoptycznym (które jest ostatnim, najbardziej skomplikowanym rodzajem czytania – tym, który pozwala opanować wiele dzieł o jednym temacie, ale niezgodnych ze sobą argumentach), więc kiedy to zrobię, na pewno podzielę się wnioskami i zastosowanymi technikami w oddzielnym poście.

------------------------------------------------------------

Ej Snuffkin, no błagam. Nikt nie ma czasu na czytanie książek w ten sposób + chyba nie myślisz, że przejdę tak np. przez „Władcę Pierścieni”


No, masz rację. Sam autor „HTRAB” podkreśla, że nie należy się stosować do tego zupełnie bezwzględnie. Sposób czytania powinien zależeć od określonego celu – jeżeli czytasz dla samej rozrywki, otwieraj książkę, wyciągnij czipsy, batony i skarpety takie grube i śmigaj. Jeżeli czytasz dla zwiększenia wiedzy i większego zrozumienia danej sprawy – im więcej pracy nad książką wykonasz, tym więcej w Tobie zostanie na przyszłość.

Wygląda legitnie, ale czy to jest tego warte?


Z moich doświadczeń wynika, że jest. Przeczytałam w ten sposób jeszcze raz „Pracę głęboką” opisywaną w jednym z poprzednich postów – i zauważyłam w ten sposób zdania i wnioski, które początkowo zupełnie pominęłam. Posiadanie tego typu notatek bardzo pomaga szczególnie wtedy, gdy chcesz coś z tą książką zrobić dalej – skrytykować lub zaprezentować innym.

A co jeżeli książka mi się nie podoba? Mam w nią brnąć mimo wszystko?


To zależy – głównie od tego, dlaczego Ci się nie podoba. Jeżeli okazuje się, że książka ewidentnie nie odnosi się do tematu, który Cię interesuje lub autor pitoli oczywiste kocopoły, to nie. Z drugiej strony – nie powinniśmy rezygnować z książki tylko dlatego, że natrafiamy na coś, co było sprzeczne z naszym dotychczasowym światopoglądem, to tym bardziej taką pracę nad książką powinniśmy wykonać – bo może się okazać, że pewne nasze przekonania, w które być może wierzyliśmy przez wiele lat, były błędne. Jednym z głównych postulatów autora jest powstrzymanie się przed krytyką danego argumentu do momentu, kiedy jesteśmy w stanie powiedzieć w 100%, że rozumiemy argument zaprezentowany w danym tekście – ale uważamy go za błędny z powodu braku informacji u autora lub złej ich interpretacji.

A co w przypadku czytania krótszych form – artykułów, gazet itd.?


Imho większość z zasad przedstawionych w książce – dążenie do prawdy, poleganie na faktach, a nie na własnych opiniach, krytyka czegoś dopiero po pełnym zrozumieniu i inne sprawdzają się również w przypadku czytania krótszych form. Ba, strasznie chciałabym, żeby więcej osób przeczytało książkę o sztuce czytania ze zrozumieniem i weryfikowania informacji, nawet niekoniecznie tę opisywaną właśnie przeze mnie – bo ilość dezinformacji, zarówno na tym portalu, jak i na wielu innych jest przytłaczająca.

Mam straszny problem, kiedy widzę wykopywane w ciemno clickbaitowe nagłówki, manipulację informacją, wymianę opinii, a nie argumentów popartych faktami i inne rzeczy powszechne nie tylko w polskim internecie. Jeden z moich kolegów stwierdził kiedyś, że marzy o lekcjach logiki w szkole – tak, aby każdy mógł nauczyć się, jak dostrzec np. użycie dowodu anegdotycznego lub odwracanie implikacji (mój ulubiony przykład to zasłyszane na kazaniu ‘80% par, które mieszkają ze sobą przed ślubem, się rozwodzi’ zamiast ‘wśród par, które się rozwiodły, 80% z nich mieszkało ze sobą przed ślubem). Ponieważ pozostaje to jednak w sferze naszych pobożnych życzeń, może wróćmy do podstaw – i nauczmy się sztuki czytania od nowa?

------------------------------------------------------------

PS polecam ciekawy wpis @eoneon o tym, czy w XXI wieku nadal warto czytać książki. Spoiler: oboje uważamy, że warto ;)

Opowiadam o książkach, które czytam, pod tagiem #nonfiction. Te posty służą mi również do tego, żeby nauczyć się lepiej pisać, stąd też informacja zwrotna bardzo mile widziana!

#ksiazka #ksiazki #czytajzwykopem #nauka #jezykpolski #literatura i po trochu #filozofia #rozwojosobisty #gruparatowaniapoziomu
S.....n - Po co nam książka o czytaniu książek? 

Książka ‘jaka jest, każdy widzi’ ...

źródło: comment_1587046756xWDslpoyxYvPfdIkWk4hoL.jpg

Pobierz
  • 31
  • Odpowiedz
PS polecam ciekawy wpis @eoneon o tym, czy w XXI wieku nadal warto czytać książki. Spoiler: oboje uważamy, że warto ;)


@Snuffkin: Pewnie że warto. Klasyki literatury, nauk społecznych/filozofii czy też - jak tutaj - popularnonaukowego non-fiction najczęściej też, mimo że to zawsze trochę trudniejsze do przetrawienia niż jeśli by wziąć coś z listy bestsellerów NYT (której nie dissuję, sam często zaglądam).

BTW. Z takich starszych książek to od dawna
eoneon - > PS polecam ciekawy wpis @eoneon o tym, czy w XXI wieku nadal warto czytać ...

źródło: comment_15870519506yEp8RuhbJNW00nmx4TLpV.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
@jazmojegopokoju: raz szybko, żeby poznać najważniejsze tezy przedstawione przez autora i wiedzieć, gdzie w książce czego szukać. Drugi raz wolniej, ale nie od deski do deski - mało istotne fragmenty pomijam, ważniejsze analizuję, wypisuję najważniejsze zdania i wnioski.

Poza tym taki sposób czytania bardzo pomaga w zapamiętywaniu faktów z książki
  • Odpowiedz
@Snuffkin: Całkiem ciekawy wpis, dzięki :) Od siebie dodam, że warto korzystać z programów wyświetlających tekst na ekranie np. dodatek do Chrome Spreed, strony takie jak https://www.spreeder.com/app.php?intro=1 czy aplikacje na telefon np. Balto Reading czy też A Fast Reader. To naprawdę pomaga i zachęca do czytania. Tylko oczywiście trzeba ustawić odpowiednią prędkość, żeby czytać w sposób jednocześnie szybki jak i zrozumiały.
  • Odpowiedz
a wśród korpo millenialsów panuje trend jeżeli nie wymieniania się książkami, które posiadamy, to przynajmniej wymieniania książek, które posiadamy, na przykład w przerwie na kawę w kuchni lub na różnego rodzaju portalach społecznościowych.


@Snuffkin: Pomijając czytanie poradników o czytaniu i lekcje logiki w szkołach, to szanuję za autokrytykę.
  • Odpowiedz
@Snuffkin: EH PANOWIE CORAZ WIĘCEJ AMATORÓW SIĘ PCHA DO ZABAWY HEHE MAM NADZIEJĘ, ŻE PRZEJDZIE TA NOWELIZACJA USTAWY I CZYTAĆ KSIĄŻKI BĘDZIE MOŻNA CZYNIĆ TYLKO Z LICENCJĄ BO SERIO NIEKTÓRZY NIE MAJĄ ANI DOŚWIADCZENIA ANI WYOBRAŹNI I NA PRZYKŁAD UPUSZCZĄ KSIĄŻKĘ NA PODŁOGĘ...
  • Odpowiedz
@Hawthorne: Jasne, że ma. Czytam w ten sposób i sprawdza się naprawdę dobrze. Osobiście preferuję prędkość czytania od 350 do 500 słów/na minutę, w zależności od książki. Przy zbyt dużej liczbie mózg po prostu nie nadąży z przetwarzaniem informacji. Sam zresztą możesz wypróbować tę metodę czytając fragmenty z różną szybkością i zobaczyć jaka Ci najbardziej odpowiada.
  • Odpowiedz
@Vokun ile schodzi przeciętnie czasu na książkę powiedzmy 300 stron, która normalnie nie jest ni drobna, ni Young adult tłusta? Wiem że pytanie z dupy bo powinienem podać ilość znaków :( ale chętnie wykonam proste porównanie
  • Odpowiedz