Wpis z mikrobloga

Ten post będzie długi i bardzo proszę o zachowanie powagi i kultury w komentarzach.

Minęły 3 lata od mojej pierwszej ciąży po której mimo leczenia psychiatrycznego dalej mam traumę a bycie w kolejnej niestety dodatkowo powoduje wspomnienia.
Powiecie że życie.
Najbardziej boli fakt że to szpital nie zrobił wszystkiego co mógł. Ba, moim zdaniem zlał, zawalił i nie pokierował tam gdzie ktoś uratował by jedną z moich córek a drugą uchronił przed wcześniactwem.

Była to ciąża bliźniacza jednokosmówkowa, jednoowodniowa. Od razu skierowano mnie na patologię ciąży gdzie z tygodnia na tydzień dowiadywałam się o nieprawidłowościach w rozwoju płodowym dzieci. Jedno rozwijało się około 2 tygodni do tyłu, drugie jeszcze więcej.
W końcu stałam się niemalże ekspertem w dziedzinie siUGR, TTS, hipotrofii, wad serca i jedyne co słyszałam że trzeba czekać.
"Jak coś to się w 27 tygodniu sterminuje"
Czytałam w sieci, gadałam z kobietami które to przeżyły ale które miały zabiegi na przepływy, na macicę, których dzieci pomimo takich wad przeżyły i mają się dobrze.
Wszystkie były w szoku że w Krakowie nikt nic nie robi, nikt mi nie pomaga.
I nadszedł grudzień 2015. Napisałam do profesora Preisa z szanowanej kliniki w Gdańsku. Wysłałam skany wyników, błagałam o pomoc. Odpisał tylko żebym w poniedziałek stawiła się u niego w klinice. Nawet się nie zawahałam, spakowałam się i pojechałam ostatnim nocnym pociągiem w niedzielę do Gdańska.
Tam na jednym USG miałam z 20 profesorów z różnych dziedzin medycyny którzy zastanawiali się co zrobić i niestety usłyszałam wyrok.
"Trafiła pani do nas za późno, już nic nie da się zrobić"
Zrobili różne badania genetyczne i wróciłam do Krakowa gdzie 20 grudnia zgodziłam się na zabieg terminacji.
Tak, wyjaśnię wam co to takiego. Jest to zabieg odcięcia pępowiny przez wprowadzenie igłą lasera przez powłoki brzuszne. Niby boli ale da się przeżyć. Fizycznie. Psychicznie byłam wrakiem.
Oczywiście poinformowali mnie że to moje dziecko wtedy 27 tydzień się "wchłonie" i zniknie a ja w terminie urodzę to lepsze, zdrowsze dziecko.
Wypuścili mnie że szpitala na święta. Po nowym roku pojechałam tylko do szpitala Narutowicza gdzie prowadziłam ciążę na zmianę dokumentacji medycznej z ciąży mnogiej na pojedynczą. Lekarka miała chwilę więc zaprosiła mnie na badanie, chciała zobaczyć gdzie się ułożył martwy płód i co ze zdrowszym dzieckiem.
Zdjęłam spodnie no i ... Okazało się że krwawię.
Nie wiedziałam od kiedy, było to rano i na pewno ubierając się do szpitala na pewno tego nie było. Musiałam zacząć w drodze.
Zamówiła karetkę i powiedziała że odwożą mnie na Kopernika bo nie wezmą odpowiedzialności za to co mi zrobili.
Tak spędziłam tydzień. Bez żadnego badania, krwawiąc i słuchając że to nic takiego. Leżałam w bólach brzucha i dopiero w sobotę kiedy byłam już wykończona zrobiłam raban że chce lekarza. Oczywiście był problem bo to sobota, wieczorem dopiero przyszła jakaś pani doktor z innego oddziału. Zbadała mnie ręką na Łóżku i mówi do położnej że no tak jakby jest duże rozwarcie więc tak jakby rodzę. Sprawdzili czy odchodzą mi wody oczywiście odchodziły. Cesarkę zrobili mi w pół godziny.
Najprawdopodobniej mój organizm chciał wydalić to martwe dziecko.

Życie rodzica wcześniaka pomine tu. Opiszę to w innym poście. Nie mam dziś siły.

Dlaczego to we mnie tak bardzo siedzi? Zostałam znów skierowana tam na patologię ciąży. Nie wiem jak tam wejde, nie wiem co zrobię jeśli znów dostanę tego samego lekarza.

I tak, wiem że was to nie obchodzi. Chciałam jednak zwrócić uwagę na to że takie przypadki dzieją się w Polsce bardzo często.
Miłego wieczoru
#ciaza #macierzynstwo #medycyna #szpitale #depresja #trudnesprawy
  • 12
@caalkiem_nowe03 :( odkąd jestem mamą nie mogę czytać takich rzeczy a co dopiero to wszystko przeżyć. Bardzo bardzo współczuję, trzymam kciuki swoje, córki, męża i sąsiadów żeby wszystko było dobrze. Kopernika to jedyny szpital w którym możesz leżeć?