Wpis z mikrobloga

Mirki, mam najdziwniejszy problem na świecie: za dużo zarabiam.

Zmieniłem pracę na lepiej płatną.
Jednocześnie mojej żonie (nauczyciel) praca się pochrzaniła, i składa ułamek etatu z pojedynczych godzin w różnych dziwnych placówkach.

Jakoś tak dziwnie wyszło, że nagle okazało się, że zarabiam prawie 10x tyle, co ona.

I jakoś tak wyszło, że w gruncie rzeczy jej praca w takiej formie... trochę nie ma sensu ekonomicznego.

I tak utrzymuję w całości rodzinę. Realnie rzecz biorąc, jestem w stanie utrzymać wszystko i jeszcze co miesiąc jej przelewać pieniądze tytułem "kieszonkowego na pierdoły", a w zamian syn będzie trochę wcześniej odbierany z przedszkola.

Kompletnie nie przeszkadza mi bycie #betabankomat .

Ale mojej żonie przeszkadza bycie #karyna . W gruncie rzeczy jej się nie dziwię.

Taki to ze mnie opresyjny #szowinista #meskaszowinistycznaswinia .

Z jednej strony - rozumiem jej rozżalenie, ambicje, i cichą zazdrość.
Z drugiej strony - staram się tego nie okazywać, ale trochę mnie irytuje jej wieczne zmęczenie, z którego właściwie nic nie ma.
Z trzeciej strony - rozumiem, że po całym dniu jeżdżenia od jednej pracy do drugiej, ma prawo być zmęczona.
Z czwartej strony - wychodzi rachunek ekonomiczny.
Z piątej strony - kurde, jednak kocham ją i po prostu mi jej żal :(

No i kurde, klops :(.

  • 10
@r4do5 może nie mieć takiej możliwości. Znam kogoś, kto jako nauczyciel robi na 3 niepełne etaty i ma w sumie kolo 4k, odliczając dojazdy dwa razy w tygodniu po 80km w dwie strony. Jakby robiła na jeden, miałaby może minimalną, skoro Mirek zarabia 10razy więcej, to przyjmijmy, że z 12k, więc nadal jej praca nie ma ekonomicznego sensu