Wpis z mikrobloga

#czarnobyl #seriale #hbo #dziesiatamuza

- Po co martwić się o coś, co się nie stanie?
- Doskonałe motto. Powinno widnieć na naszych banknotach.

Nie jestem w stanie stwierdzić czy ostatnia produkcja HBO to najlepszy serial w historii telewizji. Jest zdecydowanie za wcześnie żeby to stwierdzić, taka pozycja musi przyjść w czasie gdy cały entuzjazm opadnie. Podobnie kilkanaście sekund po ekspozji reaktora nr. 4, trudno byłoby przewidzieć całkowite konsekwencje tego zdarzenia łącznie z efektem domina w postaci upadku ZSRR. Ale pewne podejrzenia można było mieć.

I ja także przeczuwam, że Czarnobyl na długo pozostanie w pamięci widzów.

Stara, dobra zasada scenariopisarska mówi o tym, że ludzie kochają, to co znają. Już samo to pokazuje nam jak rewelacyjny jest zamysł serialu. Bo o katastrofie z 1986 roku słyszał każdy, niemalże bez względu na położenie geograficzne, czy wiek (tak, nawet ci głupi amerykanie, czy te niesforne postmillenialsy, samo hasło każdy kiedyś słyszał). Samo słowo urosło do synonimu spektakularnej katastrofy i przez lata rozbudzało fantazje żądnych apokalipsy szurów czy zwyczajnych przeciwników energii jądrowej.

Każdy słyszał, ale mało kto zna. Pokazać jak to wyglądało, ze sznytem i dokładnością dokumentalisty oraz fabułą i kreacją bohaterów godną największych klasyków. Już tyle by wystarczyło, żeby osiągnąć sukces.

Ironicznie, ogromny wkład w popularność Czarnobyla mają David Benioff i D.B. Weiss, niesławny duet D&D odpowiedzialny za Grę o Tron - jej wzrost i spektakularny upadek. Rozczarowani fani, ostatkiem sił przed anulowaniem subskrypcji HBO GO sięgnęli po coś, co wydawało się inne ale dobrze znane. W dodatku mało odcinków, wygląda ciekawie, co szkodzi zajrzeć? Mam wrażenie, że to także przez to Czarnobyl jeszcze przed samym zakończeniem serii został wywindowany na szczyt listy IMDb. Oglądając ósmy sezon GoT można zapomnieć jak rewelacyjne rzeczy można zrobić przy pomocy tak plastycznego medium jakim jest telewizja.

Ale pokazać coś znanego to nie jest taka łatwa sprawa. Punkt wyjścia wszyscy znają - eksplozja w elektrowni jądrowej. Pokłosie, niestety też - żyjemy, świat się nie skończył. A mimo to, napięcie i poczucie wszechogarniającej paniki i nadchodzącego armaggeddonu czuć przez cały czas w powietrzu. Bo wiemy, że ostatecznie katastrofa nuklearna nie ogarnie całego świata, ale nie wiemy jakim kosztem. Pośrednio znamy skutki choroby popromiennej, ale nie chcemy sobie zwizualizować rozpadającego się ludzkiego ciała. Domyślamy się jakie skutki ta katastrofa wywołała pośród lokalnej ludności, ale nie myślimy o czymś tak przyziemnym jak eksterminacja skażonych zwierząt. I jakie skutki psychologiczne się z tym wiążą.

Czarnobyl może zasługiwać na miano jednego z najlepszych seriali w historii, bo prawdę mówiąc nie widzę powodów dlaczego by nie miał.

To serial, który wszystko robi fenomenalnie. Żaden z elementów nie wybija się ponad pozostałe i wszystko reprezentuje tu najwyższy poziom. Chciałbym powiedzieć, że najbardziej podobała mi się subtelna strona wizualna, z dynamicznym bleknięciem kolorów czy delikatnym zawrotem głowy kamery, ale potem przypominam sobie o rewelacyjnej muzyce rodem z reaktora jądrowego przemieszaną z ludowymi pieśniami kozaków. Z kolei przypominam sobie, że technikalia to nie wszystko i przypominam sobie wzruszenie gdy dwóch umierających ludzi przekonuje się nawzajem, który jest mniejszym bohaterem, wtedy też uświadamiam sobie że nie sposób nie wspomnieć o fantastycznej grze aktorskiej - zarówno tych, którzy pojawiali się przez cały odcinek Harris jak Skarsgaard, jak i tymi którzy pojawiali się na dwie sceny; ich geniusz z kolei wynikał z zapadających w pamięć, trafnych dialogów oraz prostego ale bardzo wiarygodnego rozwoju postaci, i tak dalej, i tak dalej...

Rozumiecie do czego zmierzam - to trochę jak z Ojcem Chrzestnym. Nie wymieniłbym go w ścisłym gronie moich ukochanych filmów życia, ale pójdę na miecze z każdym kto zasugeruje, że nie jest to film idealny. Czarnobyl w ramy "ideału" także się wpisuje.

Świetny kawałek telewizji, który w ciągu zaledwie pięciu tygodni był w stanie wygenerować niesamowitą społeczność budującą memy, zachęcić ludzi do odkrywania pozostałych tajemnic, które skrywa Czarnobyl (polecam reportaże Swietłany Aleksiejewicz), czy pogłębiania wiedzy na temat elektrowni jądrowych.

Nie jest to dokument i nie pretenduje do tego aby nim być, ale jednak zachowuje się jak trzeba - dając closure w napisach końcowych, co dzieje się z poszczególnymi bohaterami i przyznaje się do licentia poetica, choćby w stworzeniu nieistniejącej postaci, będącej zbiorczym hołdem dla kilkunastu nieumieszczonych. Nawet ten angielski nie razi - przeciwnie, różnorodnością akcentów tylko pokazuje zróżnicowanie językowe w ZSRR.

Czarnobyl to naprawdę perełka, która na miejsce w panteonie wielkich seriali telewizyjnych na pewno zasługuje. A odcinek numer 5 zwieńczeniem, na które nie zasługiwaliśmy, ale bardzo potrzebowaliśmy.
Joz - #czarnobyl #seriale #hbo #dziesiatamuza

- Po co martwić się o coś, co się ni...

źródło: comment_DcwRIQayYR2aTtr1gZMEVvMGo1IPXpQI.jpg

Pobierz
  • 25
via Wykop Mobilny (Android)
  • 9
@dertom: Trochę jak efekt vertigo, tylko w zupełnie innej osi. Mnóstwo jest w tym serialu takich małych smaczków, które nie przyćmiewają całości, a pozwalają cieszyć się kunsztem produkcyjnym.

Z moich ulubionych to pod względem audiowizualnym scena na dachu, chociaż równie wysoko bym ocenił retrospektywę w ostatnim odcinku, sekunda po sekundzie co się działo.
Ale pokazać coś znanego to nie jest taka łatwa sprawa. Punkt wyjścia wszyscy znają - eksplozja w elektrowni jądrowej. Pokłosie, niestety też - żyjemy, świat się nie skończył. A mimo to, napięcie i poczucie wszechogarniającej paniki i nadchodzącego armaggeddonu czuć przez cały czas w powietrzu.


@Joz: Tym fragmentem przekonałeś mnie, że warto będzie za jakiś czas ten serial sprawdzić. Niegdyś odczuwałem bardzo podobnie lekturę 1453. Upadku Konstantynopola Rogera Crowleya.

Opracowanie teoretycznie
@Joz: Scenografia to jest majstersztyk. Klimat tamtych czasów jest oddany doskonale, przywołuje wspomnienia. Jedna rzecz mnie tylko raziła, ale może to tylko moja subiektywna opinia. Mianowicie papierosy z filtrem w kartonikowych paczkach odpalanie zapalniczkami. Gdy sięgnę pamięcią do PRLu, to przypominam sobie, że rodzice i znajomi rodziców palili papierosy marnej jakości z papierowych opakowań, bez filtra, czasem z "fifki", odpalane najczęściej zapałkami. Nie znam realiów ZSRR, ale podejrzewam, że mogłoby być
@Joz: Czarnobyl to dobrze opowiedziana historia, praktycznie bez żadnego błędu, bardzo klimatyczna, mimo że znana. Ma dobrze pokazane postacie, dobre dialogi, ale moim zdaniem daleko mu do najlepszego serialu w historii. To tylko dokument. Ma wiele dobrych scen, ale tylko część jest godnych zapamiętania i wspominania. Podobnie z dialogami - oprócz pamiętnego "3.6 roentgen. Not great, not terrible" są głównie gadające głowy. Nie mówię że to źle, ale nie mówię, że