Aktywne Wpisy
przeczki +19
Pytanie do zaznajomionych z tematem. Taki pistolet będzie ok do jakiejś podstawowej obrony w razie W? Jeśli nie to dajcie jakieś propozycje co kupić bez zezwolenia #wojna
Pewno #nikogo ale kilka osób może tu kojarzy że wyszedłem z #it a glownie z #testowanieoprogramowania gdzie zarabiałem naprawdę ładną kasę przez lata i zacząłem bawić się na powaznie w #bojowkapiekarska
IT jest ok ale mnie po 18 latach już nawet nie tyle że męczyło co nie dawalo radości i bywały dni że wolałem iść na rower niż pracować (a zarabiałem 660 euro dziennie więc sporo, ale nawet to mnie nie motywowało)
IT jest ok ale mnie po 18 latach już nawet nie tyle że męczyło co nie dawalo radości i bywały dni że wolałem iść na rower niż pracować (a zarabiałem 660 euro dziennie więc sporo, ale nawet to mnie nie motywowało)
Pierwszy wpis w ramach #wykopstories #rozkminkrzaka
Jestem człowiekiem który rzucił studia po pierwszym semestrze. Dwa-#!$%@?-razy xD
Pierwsze studia na UE we Wrocławiu, drugie WSZiB w Krakowie.
Rodzice od początku wychodzili z założenia, że mam iść na studia, zaś ja - hmm ustalmy, że nie zadawałem wtedy pytań, mając skończone liceum i te 18-19 lat nie zadawałem pytań. Choć może zadawałem - pytań miałem zawsze setki tylko innego rodzaju. Ale wszyscy szli, czemu ja miałbym nie iść? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak cudowną możliwość dali mi rodzice i zwyczajnie tego nie doceniałem, ale chyba tak to jest jak jest się gówniarzem, a przynajmniej ja taki byłem.
Pierwsze studia bardzo szybko zweryfikowały moją niechęć do nauki - okazało się, że to co każdy słyszał w szkole czyli "zdolny ale leń" było tylko połowiczną prawdą. Nie byłem tam ani zdolny, ani nawet nie byłem leniem. Byłem zbyt leniwy na lenia. Początkowo podchodziłem do wszystkiego z wielkim entuzjazmem, uczyłem się, nawet jeden wykładowca zasiał we mnie ziarno ciekawości tematem ekonomii ale gdy przyszła sesja semestru nawet nie zaliczyłem bo był ze mnie zwykły dzban i zaświeciło się światło, że ekonomia chyba nie jest dla mnie. Że chyba w ogóle studiowanie nie jest dla mnie. Będąc osobą w gorącej wodzie kąpanym chciałem działać. Już teraz zaraz. Chciałem też poznawać świat którego jeszcze nie znałem a wyjazd do dużego miasta dał... No wolność. Brak kontroli i mnogość ciekawych studenckich opcji ( ͡º ͜ʖ͡º)
Skoro świadomie zadecydowałem, żeby przez pół roku wywalić i podeptać pieniądze rodziców, coś trzeba było postanowić - przede wszystkim w którą stronę pchnąć życie. Sprzedałem moje dwie najcenniejsze wtedy rzeczy (kupione za hajsy z robót wakacyjnych):
looper bossa rc-50 i gitarę Ibaneza(*). Do dzisiaj czuje ich brak ;D
Cały hajs który poszedł żeby zapłacić za studia to były najgorzej i jednocześnie najlepiej wydane pieniądze w moim życiu. Jako, że sam zarobiłem na nie, miałem przeświadczenie, że nie muszę tłumaczyć się rodzicom co robię, przecież jestem dorosłą osobą która wie czego chce - no chce studiować. Ba, chce studiować zarządzanie połączoną z informatyką! Świat komputerów zawsze kochałem, a zarządzanie? Nie ważne, ważne to co napisali na stronie - będę mieć świetlaną przyszłość i szeroką wiedzę.
Cała wiedza została spalona. Dosłownie, bo przejarałem je całe. Będąc szczerym na samych studiach nie zrobiłem praktycznie nic, to była jedna wielka impreza którą... Miałem być szczery - wspominam cholernie dobrze, przykro mi. Nawet z perspektywy, mając świadomość jak bardzo te pół roku poszło z dymem.
To był jednocześnie rozkwit mojego pierwszego poważnego związku (już wtedy trwał 3 lata) największych imprez, gigantycznych domówek i wspominam... śmiech. Przede wszystkim śmiech. Bo śmiech był wtedy wszędzie. Każdą jedną pojedynczą czynność robiło się dla śmiechu. Każda krzywa akcja, nie ważne jakie były koszta - były bardzo precyzyjnie obliczone dla odpowiedniej dawki śmiechu. Humor im bardziej abstrakcyjny tym lepiej, a jako, że ekipa już od lat była dotarta i znana - im większy pocisk w czyjąś stronę i ewentualna riposta - tym lepiej. Życie chwilą szło bardzo dobrze, jednocześnie żeby dorobić zawsze coś tam działałem na allegro - kupowałem coś tanio, sprzedawałem drożej, czasem kupowałem coś zepsutego żeby naprawić i sprzedać z większym zyskiem. To mi zresztą zostało, 80% moich rzeczy poczawszy od telefonów, komputerów instrumentów i różnych pierdółek kupowałem albo używane, albo naruszone - przecież można naprawić i mieć za pół darmo. W większości miałem do tego szczescie i nie żałowałem.
Ale nie oszukujmy się, z tyłu głowy cały czas były studia i myali "co ja zrobię, przecież nie zdam" które skutecznie było zakrywane następną imprezą, czy następnym lolkiem. Po trzech miesiącach (chyba) już dobrze wiedziałem, że z tego nic nie będzie i że rezygnuję definitywnie że studiów. No ale był cholerny strach przed reakcją rodziców. Przede wszystkim przed tym że ich zwyczajnie zawiodłem, tym bardziej że w tamtych czasach kontakt z nimi miałem dość utrudniony. Z jeden strony z racji różnicy wieku (rodzice urodzili mnie po 40, już wtedy mieli 60 lat) choć w większości to była moja wina bo zwyczajnie ich nie rozumiałem - wiecie jak wąskie horyzonty potrafi mieć młoda osoba.
Miały być studia. Miałem dać radę. A ja? A ja miałem masę pytań ale zazwyczaj tylko do tego jednego profesora który akurat potrafił mnie zainteresować a inni mogli nie istnieć. Przy innych nie umiałem się w ogóle uczyć. Studia całościowo nigdy nie rozbudziły we mnie ciekawości. A ja jestem cholernie ciekawskim gościem. Mam masę pytań, lubię wchodzić w dysputy, zaś ojciec od zawsze oczekiwał jasnych agumentów przy dyskusji - bez tego nawet nie warto było zaczynać tematu. Czytałem wtedy masę książek, internet był niesamowicie ciekawym miejscem a ja chciałem wiedzieć wszystko. Nie zapamiętać później nic, ale wiedzieć wszystko.
No i nie oszukujmy się:
To cholerny idiotyzm, by już na początku liceum wstępnie decydować co chciałoby się robić w życiu.
Nawet nie wiecie jak wtedy mnie bolał fakt, że jestem kompletnie zagubioną osobą. Nie wiedziałem nic, nie wiedziałem co ze sobą zrobić i przede wszystkim - nie wiedziałem co chciałbym robić w życiu. Zazdrościłem kolegom którzy już w liceum mieli przepis na siebie, którego ja nigdy nie posiadałem. Niby w liceum zawsze twierdziłem, że chciałbym mieć swoją firmę jak ojciec, ale to szybko szło w zapomnienie gdy słyszałem o innych opcjach. Tym bardziej że jestem królem słomianego zapału. Mistrzem nakręcania się, próbowania i porzucania gdy coś staje się trudne.
Miałem akurat to szczęście, że nie wiedząc czemu dosyć szybko doszło do mnie, że chciałbym w życiu być szczęśliwym. Ja wiem jak to banalnie brzmi, ale cholera, nie macie czasem wrażenia, że ludzie zapominają po co żyją? Ja zaś wiedziałem jedno: Chcę żeby to co będę robić mnie cieszyło.
I w ten sposób mając 20 lat, podwójne niezaliczone studia wróciłem do rodzinnego domu, do rodziców którzy byli baaardzo zadowoleni z syna xD Który oświadczył że studiować nie będzie, bo patrząc na znajomych i tak po studiach nic nie ma, a ja chcę mieć doświadczenie. To była poniekąd zasłona dymna, ale najważniejszy argument trafił: nie mogę od Was brać pieniędzy na coś czego w ogóle nie jestem pewien i co mogę znowu porzucić. Była walka, była złość jednocześnie moje dalsze zagubienie - ale rodzice wiedzieli jak się tym zająć.
W rodzinnym domu zawsze miałem trochę obowiązków, co tydzień koszenie w piątek albo sobotę (dużo koszenia, od 3-5 godzin w zależności jak szła praca) jednocześnie zawsze ojcu coś pomagałem przy firmie, zaś przy dużym domu z paroma budynkami gospodarczymi ZAWSZE jest co robić. Więc zajmowali mi czas, zaś ja zacząłem szukać pracy i okazało się że bez doświadczenia wcale nie będzie tak łatwo. Tym bardziej że okres był naprawdę wredny - ogólny problem z bezrobociem, do tego końcówka roku. Ale zacząłem szukać. I zaczynałem kombinować.
Kontynuacja następnym razem bo się chyba za bardzo rozpisałem.
#dziendobry #wykopstories #rozkminkrzaka #opowiadanie #tworczoscwlasna
PS: jako bonus zdjęcie mojego psa, który w tamtych czasach podczas największych kłótni z rodzicami o to jak wielkim deklem jestem ratował mi dupę jak mało kto - komunikowałem że idę na spacer z psem i na to nie było riposty bo Czaka (dalmatynczyko-bernardyno-wyżeł swoją drogą xD) miała nieskończone pokłady energii i potrzebowała spacerów by nie roznosić domu.
Swoją drogą cholernie wierny pies, do dzisiaj wracając do domu i kierując się do garażu gdzie miała legowisko czegoś mi brakuje a minęło już parę lat...