Wpis z mikrobloga

Pomóżcie pozbierać myśli Mirki, jestem rozbity. Czy ktoś z was nie utrzymuje kontaktów z najbliższą rodziną? Uważa ją za toksyczną? Co zrobiliście gdy uznaliście, że kontakt z np.rodzicami was wyniszcza? Ale po mam 29 lat, mieszkam około 100 km od rodzinnego domu, z duzej wsi/małego miasteczka do dużego miasta. Kontakty z najbliższą rodziną utrzymuje telefonicznie, staram się dzwonić jak najrzadziej, aczkolwiek ojciec często bywa w mieście w interesach(pracuje w pewnej firmie w rodzinnej miejscowości i często przejeżdża obok/przez miasto w którym mieszkam).
Wyprowadziłem się standardowo, jak każdy, po liceum. Pojechałem na studia i tak długo jak matka mogła się chwalić "studentem" był spokój. Czy przynajmniej relatywny spokój bo historia przemocy psychicznej w moim domu sięga w przeszłość daleko, praktycznie odkąd pamiętam byłem praktycznie hodowany. Matka nauczycielka (czy w zerówce pracują nauczycielki czy przedszkolanki? () ) Zawsze musiałem być najlepszy, zawsze musiałem być najgrzeczniejszy, przy czym "grzeczny" zazwyczaj znaczy mam zamknąć ryj i czekać. Nie śmieszkować jak inne dzieci, nie zadawać się z rówieśnikami z podwórka, bo mają "zły wpływ". Nigdy nie mogłem wyjść do znajomych na wieczór, czy później na noc. Mnie też znajomi nie odwiedzali bo matka jak nawiedzona, najpierw przesłuchanie, potem przytyki czy kpiny. Ostatni raz kolega odwiedził mnie jak miałem 12 lat i matka się śmiała, że jest uboższy i "jego stary to nowy samochód będzie miał jak sobie narysuje i wytnie" nie wnikając w szczegóły.
Gimbazjum jakos przeleciało, spędzałem głównie czas przy kompie #!$%@?ąc w diablo lub hirołsy, czasem całymi dniami przesiadywałem na sąsiednich wioskach u znajomych "grając w naruto"(wtedy to było mocno popularne ( ͡° ʖ̯ ͡°)) W liceum na szczęście trafiłem na bardziej ogarniętych znajomych, nowych przede wszystkich, bez uprzedzeń, ale opuściłem się w nauce, bo wbrew przewidywaniom mojej matki nie byłem prymusem, byłem zwyczajny. Skończenie gimnazjum z piątką na świadectwie to nie jest wyczyn, o ile się nie wagaruje powyżej 50% zajęć. To w liceum, w drugiej klasie pierwszy raz spędziłem noc poza domem, dzięki harcerstwu. Jakimś cudem matka uznała że to znakomity pomysł i na pewno dzięki temu i moich wzorowych wynikach w szkole zostanę celnikiem czy innym wysokiej ranki mundurowym (polska b mocno). Pierwszy raz byłem w wieku 18 lat na imprezie, bo mój najlepszy kolega z liceum też na nią szedł i jego matka przekonała moją aby mnie puściła. Ogólnie przez cały czas moja matka była dosłownie tyranem, do tego grała na emocjach jak najlepsza aktorka. Nastąpiło niestety nieszczęście, 8 lat temu wykryto u niej raka - nie wnikajmy w szczegóły - zaleczony jak narazie, ale oczywiście to moja wina bo ona przeze mnie (i ojca) żyje w stresie. Wcale nie dlatego że 40 lat jarała szlugi. Cały czas byłem przyrównywany przez mame do zapewne wyimaginowanych wyobrażeń dzieci swoich koleżanek. Oni odnoszą sukcesy a ja to ja.
Ogólnie możecie zauważyć wzór tego wpisu, trochę #zalesie na matkę. Z ojcem to inna sprawa, zazwyczaj mnie wspierał, ale był jechany przez matkę równie często, jak nie częściej co ja. Teraz są po rozwodzie, ale prawdopodobnie wtedy się wstrzymywał aby spędzać ze mną czas. Takiego ojca co ja mam to ze świecą szukać, gdyby nie on to pewnie już dawno skoczyłbym z rowerka. Tzn raz próbowałem, ale znalazłem 2 dychy w kurtce i wolałem się najpierw #!$%@?ć. Dobra, trochę piszę chaotycznie, jeżeli ktoś to czyta to postaram się poukładać myśli, ale wylanie tego wszystkiego z siebie troche mnie ruszyło. Tj. poryczałem się.
Jako gówniak byłem tak wytresowany, że jak ktoś chciał mi dać prezent (np na swięta/ czy dycha od dziadków na dzień dziecka) to najpierw oczy na matkę czy mogę wziąć.

no jasne kamilek no co się na mnie patrzysz

Z kasą nie było źle, nie chodziłem głodny i brudny, jak byłem starszy nawet miałem jakieś kieszonkowe na kole i czipsy czy kino raz na miesiąc. Aczkolwiek dostawanie pieniędzy zawsze wiązało się z klasycznym "puścisz mnie z torbami", "na co ci to" , "a gdzie leziesz" itd. Dobra, odpocząłem sobie. Nie mogłem się zmusić do kontynuacji i zrobiłem w sumie parę godzin przerwy. Boli mnie próba odseparowania od rodziny, szczególnie matki, bo dalej zależy mi teoretycznie na nich. Oczywiście moja miłość do rodziny blednie kiedy matka mi wszystkich nastawia przeciw mnie, nakręca dziadków, wujków, większość na mnie naskakuje co ja za odludek, rodziny nie szanuje itd. ( ͡° ʖ̯ ͡°) Nie czuję się komfortowo wśród (większości) rodziny, chodzę jak na szpilkach, matka, jej siostry i babcia wieszają na mnie koty. Nie przyjechałem na święta, nie odbieram od tygodnia telefonów. Dostaję ich około 20 razem z smsami dziennie, po tym jak napisałem, że jestem zajęty i nie przyjadę. Oczywiście groźby, wyzwiska, ale nie dam się. Pominę w opowieści etap moich studiów bo ten wpis był dwa razy tak długi. W każdym razie możecie się domyślić, że rzucenie studiów tuż przed inżynierem aby spróbować w tzw "dream job" nie poprawiło naszych relacji. Pomocy, jak żyć z taką matką i nie oszaleć? #pytanie #zycie #przegryw
#codziennysynbozy
  • 2
@fdgdfgdrhth: rodziny się nie wybiera, czasami się trafi fajna, czasami toksyczna. Na szczęście po opuszczeniu domu rodzinnego i uniezależnieniu się finansowo od rodziców jest się już całkowicie wolnym człowiekiem. Sam możesz wtedy decydować z jakimi ludźmi utrzymywać kontakt a z jakimi nie. Także skoro przy dobieraniu znajomych odrzucasz tych toksycznych, to dlaczego członków rodziny miałbyś traktować ulgowo? Matka ma na ciebie zły wpływ? Nara, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.