Wpis z mikrobloga

Parę tygodni temu zmarł mój ukochany tata.
Był jedną z bardzo nielicznych osób naprawdę mi bliskich.
Zmarł nagle, zupełnie niespodziewanie. Na nic nie chorował [a przynajmniej tak wszyscy myśleli], pił okazjonalnie, nie palił- ot, normalny gość. Miał 57 lat i był dla mnie najlepszym tatą pod słońcem.
Robisz normalne rzeczy, coś cię cieszy, coś cię denerwuje, praca, zabawa... aż tu nagle dzieje się matrix, świat się zatrzymuje. Zupełnie niespodziewanie, jak obuchem w łeb, szok. Nie sposób opisać tego bólu i stanu kompletnego oszołomienia, zaprzeczenia, krzyku, braku tchu, paniki. I wiecie co myślałam wtedy jak mantrę, w kółko, jak jakiś wirus: miałam oddzwonić wieczorem, przecież parę godzin temu dzwonił, dlaczego nie oddzwoniłam od razu, tak długo nie dzwoniłam ostatnio, musiało mu być przykro, dlaczego po prostu tego nie zrobiłam, dlaczego nie robiłam tego częściej...?!?!?!
Pogrzeb odbył się nieco ponad tydzień po śmierci. To był drugi szokujący moment, niewiele pamiętam.
Przygotowałam mowę. W stronę duchownych odprawiających ceremonię, wieńców i... urny, nie spojrzałam, nie dałam rady.
Ale mowa... musiałam go uczcić i pożegnać tak, jak na to zasłużył. Bo musicie wiedzieć, że mój tata był naprawdę, zupełnie obiektywnie, wspaniałym człowiekiem, który nie pozostawił po sobie NIC złego, NIKOGO nie skrzywdził. I tak- mówiłam tak i myślałam również zanim to się stało.
Osoba czytająca mowę, duchowny, który odprawił nie jeden pogrzeb, miał z nią problem... łamał mu się głos. To był list, dłuższy niż standardowa mowa, osobisty, pełen uczuć.
Kiedy już było prawie po wszystkim, stałam z bratem nad grobem- zaczęto kłaść wieńce. Patrzyłam tylko w ziemię. Zaczęło brakować na nie miejsca. I kolejne, kolejne... Podniosłam wzrok i dopiero wtedy zobaczyłam to. Na cmentarzu wokół było mnóstwo ludzi, MNÓSTWO! Powiem Wam, że to szok i niezwykle serce wtedy rośnie. Kiedy ludzie tak licznie, sami z siebie [informowaliśmy tylko najbliższych] tak licznie się stawiają, żeby kogoś pożegnać. Jakoś tak robi się inaczej. Ale nie dobrze... bo to niemożliwe. Taki był mój tatuś, wyjątkowo ludzki i prawdziwy w tym #!$%@?łym świecie.
Mówią, że czas leczy rany. Faktycznie- z czasem udaje mi się coraz lepiej spychać te wszystkie uczucia w głąb, nie myśleć, uśmiechać się, funkcjonować normalnie.
Ale wiele razy dziennie rozdziera mnie ból. Wystarczy drobna myśl, skojarzenie. Nadal jest to dla mnie zupełnie absurdalne, mam wrażenie, że się obudzę z tego snu. Da się normalnie żyć na codzień, ale jest inaczej, jakiś demon siedzi w środku i ciągle póki do drzwi, czuć go z tyłu głowy. To ból i rozpacz, strata. Wiem, że już nigdy nie opowiem nic tacie, nie zjemy razem obiadu, nie będzie go w kolejnych ważnych wydarzeniach w naszym życiu, nie zobaczymy się.
Doceniajcie Mirki swoich bliskich. Wiem, że to straszny banał. Ale naprawdę ten telefon, ta wizyta może być ostatnią.
Mi siedzi w głowie ciągle myśl jak ostatni raz zamykałam za tatą drzwi, że nawet cieszył mnie ten fakt, bo chciałam już zająć się swoimi sprawami. Rozumiecie? Akurat to był ostatni raz. A przecież uwielbialiśmy spędzać czas razem, ale to był ostatni raz...
Życie toczy się dalej, a ja muszę żyć z tym teraz, znaleźć gdzieś w sobie na to miejsce, po prostu przeżyć to.
Kiedyś przestanę ronić łzę parę razy dziennie, będę bez strachu przed kompletnym rozbiciem się wspominać, tęsknić dojrzalej i spokojniej niż teraz.
Ale to nie wróci mi taty.

#wyznanie #rodzina #pogrzeb #psychologia
  • 69
  • Odpowiedz
@hellyea: Młody facet współczuję. Mija 6 rok od kiedy pochowałem Ojca (w podobnym wieku był) a nadal mi go brakuje wiem co możesz czuć ( ͡° ʖ̯ ͡°) W momencie kiedy dowiedziałem się że odszedł kompletnie nie myślałem nie mogłem uwierzyć że to rzeczywistość dopiero po chwili pojawiło się setki myśli o tym co było i o tym co mogło być, o co mogłem go zapytać co
  • Odpowiedz
ja odwiedzam swoich rodziców raz czy dwa w miesiącu a mam 600km i czasem dzwonię, ważna jest kazda chwila a z czasem i wiekiem kazda jest ważniejsza

3maj się @hellyea
  • Odpowiedz
@hellyea: opowiem Ci o czymś. Kilka lat wstecz, gdy byłem młodszy i byłem w relacji - dziś już ex - dziewczyną, zdarzyła się dla niej osobista tragedia. M z racji tego, że wtedy studiowała na ASP, brała lekcje rysunku u pana Michała Moląga. Niestety pan Moląg zmarł nagle, zostawiając rodzinę, uczniów, przyjaciół i znajomych w żałobie. M poprosiła mnie o towarzyszenie jej w tym dniu, na co się zgodziłem. Oboje studiowaliśmy
  • Odpowiedz