Wpis z mikrobloga

Najbardziej znienawidzonym przeze mnie momentem wesela jest chwila jak orkiestra puści nasz znany, polski przebój "Facet to świnia". To co się dzieje wtedy z kobietami potrafi przekroczyć ludzkie pojęcie. Odpala się w nich jakaś zwierzęca feministyczna natura i parkiet nie różni się za bardzo od wybiegu. Paluchy wskazujące niczym świdry niemal wbijają się w klatki, czoła, buzie i inne części ciała swoich partnerów oraz rzucają je po całej sali wskazując innych facetów, że mało przy tym sobie na wzajem nie powybijają oczu, śpiewając energicznie jak wyjące z głodu małpy w zaniedbanym ZOO "FAAAACETTTT TOOO ŚWINIAAAAA". Celowo podkreśliłem wyraz świnia tak jak one to robią bo słychać go pewnie w promieniu porównywalnym do obszaru zniszczeń po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszime... Taka mała anegdotka, bo jestem w trakcie składania multicama z tej piosenki

#rozowepaski #pasta #heheszki
  • 128
@Damasweger Albo 'Hallelujah'. Młodzi zapatrzeni w siebie, goście wzruszeni płaczą, a w tle 'she tied you to a kitchen chair, she broke your throne, she cut your hair' () U mojej znajomej z pracy poleciało dwa razy jeszcze w kościele, bo 'to taka romantyczna piosenka!'. Jak stado baranów: będą puszczać, bo Grażyna na swoim ślubie też miała ( _)
@Damasweger: i "cudownych rodziców mam", jeśli ma się słabe kontakty a rodzice nie przełożyłi ręki do organizacji. Moja kuzynka tak zrobiła, kółeczko, śpiewy, kwiatki, tak pięknie, a wszyscy wiedzieli, że z ojcem jest pokłócona x lat, z matką gada tylko z okazji świąt. I nie, że nastąpiła wewnętrzna przemiana, bo dzień później ciotka wyjeżdżała śmiertelnie obrażona.