Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mireczki i Mirabelki, chciałem się z wami podzielić historią mojego ostatniego związku, po prostu potrzebuję się wygadać i może usłyszeć jakiś słów otuchy czy rad, jak sobie dalej radzić.

TL:DR, ale wypadałoby przeczytać całość.


Przed tym związkiem byłem w jeszcze poprzednim - kilku letnim - mieszkałem 2 lata z borderką. Ogólnie historia na inny wpis (chyba nawet już coś pisałem na ten temat), ale w skrócie skończyło się ganianiem mnie po domu z nożem i wizytą policji. W każdym razie, na studiach poznałem dziewczynę, o której jest ten wpis. Uczyliśmy się razem, wychodziliśmy na długie spacery po zajęciach. Jestem raczej zamknięty w sobie, jednak przed nią się otworzyłem, powiedziałem o całym tym związku, o wszystkim. Ona mnie zrozumiała i cholernie mi pomogła. Dogadywaliśmy się tak wspaniale, że postanowiliśmy zostać ze sobą. Z wyglądu jest dla mnie 10/10 (dla was pewnie 8+/10), po prostu idealny mój typ – szczupła, drobniutka. Do tego lubiliśmy podobne rzeczy, choćby programowanie (studiujemy informatykę), rozmawialiśmy o wszystkim, ciągle wychodziliśmy, zwiedzaliśmy, mieliśmy jakieś wspólne romantyczne rzeczy i wspaniałe plany. No co tu dużo mówić – czułem się tak, jak nigdy wcześniej, myślałem, że znalazłem ‘tę jedyną’. Wcześniej uważałem, że nigdy nie wplątam się w ślub, dzieci, jednak gdy poznałem ją troszkę zmieniło mi się spojrzenie na ten temat. Wiadomo, na wszystko było za wcześnie, tylko tak wspominam, że odmieniła mi spojrzenie na wszystko. Aha, no i jeden, jedyny minus– różnice poglądów w kwestiach religijnych: ja -ateista, ona zagorzała katoliczka z katolickiej rodziny – to ważne dla całej historii.

No, to tyle takim tytułem wstępu, pozytywów było o wiele więcej, jednak chyba nie powinienem o tym pisać, żeby łatwiej mi było sobie z tym poradzić. Do rzeczy, studiujemy w jednym z największych polskich miast, jednak nasze rodziny są troszkę z innych części polski (100 – 300 km od miasta, w którym studiujemy). Nadeszły wakacje, ona miała już zaplanowane praktyki u siebie w rodzinnym mieście, więc musiała tam pojechać. Widywaliśmy się w ten lipiec na weekendy, najpierw przyjeżdżała ona, potem ja. Ogólnie ja zawsze byłem nastawiony, że takie związki nie mają prawa bytu, jednak przecież skoro to tylko 2-3 miesiące i potem mamy się widzieć na co dzień to da się to przetrwać. Radziliśmy sobie (wg mnie) znakomicie. Potem w sierpniu pojechała z rodzicami na wakacje (jak to planowali to jeszcze ze sobą nie byliśmy, więc nie mogłem z nimi pojechać, ale na przyszłe wakacje już dostałem zaproszenie). W ten wyjazd też radziliśmy sobie całkiem w porządku, jednak, gdy już wracała mieliśmy jakąś tam małą różnice zdań – drobnostka, po 3 tygodniach bez widzenia siebie jest troszkę ciężko – i nie odzywaliśmy się troszkę. Jakoś dobę czy dwie. Potem po tym wyjeździe miała ona do mnie przyjechać. Jednak tak jakoś między nami (z jej strony) zaczęło się robić dziwnie. Czułem się trochę olewany, ona w tym czasie ‘myślała’, pisała mi jakieś dłuższe wiadomości, że jej jest ciężko z uczuciami i nie wie czy do mnie coś czuje. W pewnym momencie napisała, że nie przyjedzie do mnie tak jak planowała, tylko później, bo musi dalej myśleć. Wspomniała coś o przyjaźni – w sensie, że powinniśmy tak spróbować, bo ona chce, żeby uczucia wróciły… Lampka mi się zapaliła, od razu do niej zadzwoniłem. Wytłumaczyłem, że skoro tyle się nie widzieliśmy, no i w przeciągu ostatnich 2 miesięcy widzieliśmy się właściwie 3 razy to tak może wszystko działać, że tracimy te uczucia, ale gdy już będziemy razem to wszystko wróci do normy. Podziękowała mi totalnie za telefon, powiedziała, że poprawiłem jej humor i że da znać czy przyjedzie na drugi dzień – bo tak ją zaprosiłem, no i takie były plany miesiąc wcześniej. Na drugi dzień w zasadzie byłem pewny, że przyjedzie, przygotowywałem się do tego. Jednak okazało się, że nie przyjedzie, bo chce wszystko przemyśleć i przyjedzie za kolejny tydzień podając przy tym jakieś głupie wymówki. Bardzo się wtedy załamałem, stresowałem się kolejne godziny, wymienialiśmy długie wiadomości. Potem napisała mi, że to chyba nie to i musimy przystopować, znowu zaproponowała przyjaźń. Wpadłem w atak paniki. Jak tylko odetchnąłem wsiadłem w auto i pojechałem do niej do miasta – jakieś prawie 3 godziny jazdy w jedną stronę. Dojechałem, wyszła gdzieś przed dom, bo nie chciała, żeby rodzice mnie widzieli (o tym później), pomyślałem, że w sumie no może i to logiczne, nie chce żadnych dramatów robić, no bo niby skąd się tam wziąłem o 21? Pogadaliśmy ponad godzinę, powiedziała, że jestem cudownym chłopakiem, że cieszy się, że przyjechałem i że mam rację z tym wszystkim i ona trochę przesadziła. Umówiliśmy się, że przyjedzie na tydzień za tydzień. Ja pojechałem z powrotem do domu…

Jak przyjechała to było mniej więcej ok, trochę spała u mnie. Gdy się widzieliśmy było cudownie, gdy się nie widzieliśmy (miała też inne sprawy do załatwienia) było trochę gorzej – czułem się trochę olewany, czułem, że może nie chce się ze mną widzieć, coś było nie tak.

W końcu pewnego wieczoru umówiłem się z nią i zapytałem wprost, czy coś do mnie czuje. W skrócie usłyszałem, że nie. Powiedziałem, że ja tak nie mogę i wyszedłem. Nie spałem całą noc, czułem się tragicznie, z samego rana pojechałem do niej, była w czymś w rodzaju pracy, więc w skrócie napiszę, że udało się z nią pogadać jakieś 40 minut, potem nie dokończyliśmy, więc umówiliśmy się na wieczór na dłuższą rozmowę. Rozmawialiśmy prawie 5 godzin. Cały czas trzymaliśmy się za ręce, przytulaliśmy się, płakaliśmy. Czuć było między nami uczucie, widać było, że jej dobrze, gdy jestem obok. Jednak nie doszliśmy do porozumienia, ona chciała zostać przyjaciółmi i poczekać, gdy uczucia wrócą, ja kategorycznie odmówiłem, bo to bez sensu. Powód tego wszystkiego wg niej był taki, że mamy różne podejście do religii i ona nie chce być z kimś kto nie wierzy w boga. Ogólnie tragedia. Rozmawialiśmy na ten temat na samym początku związku – ja powiedziałem, że nie przeszkadza mi jej wiara. Jeśli nie wpływa na mnie, jeśli nie próbuje mnie do niej przekonać, a jej sprawia ona przyjemność to czemu nie. Ona była takiego samego zdania, nawet wspomniała mi o ślubie połowicznym – nie wiedziałem, że coś takiego istnieje, jednak bardzo się ucieszyłem, że tak wtedy do tego podchodziła.

Moja teoria do tego wszystkiego jest taka, gdy przyjechałem do niej do domu i oni modlili się przy posiłku, a ja stałem i nic nie robiłem, jej rodzice zrozumieli, że nie wierzę no i zaczęli z nią rozmawiać. Ogólnie, jej rodzice się poznali na oazie, ona też na takich bywała, jeździ na jakieś pielgrzymki itp. Podczas naszej ostatniej rozmowy usłyszałem przez telefon jak jej mama pytała, czy ze mną już ostatecznie koniec. To dało mi właśnie do myślenia, że do tego wszystkiego nakłonili ją jej rodzice. Ona – wiedziała, że nie zgodzę się na przyjaźń – bała się zerwać sama, więc nakłoniła mnie do tego, abym zrobił to ja…

Ogólnie wiem – o wszystkich pozytywach dotyczących jej i tego związku powinienem zapomnieć. Po co mi dziewczyna, która tak do tego podchodzi. Powinienem się cieszyć, że tak wcześnie to się rozwiązało, a nie po paru latach... Jednak no czuję się źle, smutno. O ile łatwiej byłoby mi gdybym już jej nigdy nie zobaczył, o tyle studiujemy razem i już od października będziemy się widywać codziennie – co jest dla mnie nie do pomyślenia… Nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim poradzić.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam sobie nic do zarzucenia – nikt nikogo nie zdradził, nic nie mógłbym zrobić lepiej – a musiałem się rozstać z ukochaną osobą… Sprawa jest świeża, bo ta nasza rozmowa była w niedzielę. Radzę sobie całkiem ok – śpię w nocy, mam wsparcie znajomych – jednak po prostu jest mi totalnie smutno, przykro i nie wyobrażam sobie znaleźć kogoś takiego jak ona i poczuć coś takiego jak z nią…


#zwiazki #logikarozowychpaskow #religia #zalesie #oswiadczenie

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 27
zaniepokajacz: Kurcze, sam mam podobną sytuację. Wspaniała dziewczyna, choć nie sądzę, że rodzice ją do czegokolwiek namawiają i twierdzi, że akceptuje moją niewiarę, to ostatnio dwa razy się zdarzyło, że "może byś się za mnie pomodlił" a potem że wszystko fajnie, ale "w kwestii religii to mógłbyś jeszcze popracować". Ja od początku akceptuję jej religię i obrzędy, byłem bierzmowany pod naciskiem rodziny i powiedziałem, że mogę nawet wziąć ślub kościelny, jeśli