Wpis z mikrobloga

Najdalej gdzie byłem w życiu to w Ameryce. Doszło do tego tak, że moja matka ma siostrę Baśkę, obecnie Beti, która wraz ze swoim mężem wujkiem Jurkiem, obecnie Dżeri, w latach ’80 pojechała na wycieczkę do USA i już nie wróciła. Osiadła w Nowym Jorku i stamtąd dzwoniła do mojej matki i jej mówiła, żeby ona koniecznie do niej przyjeżdżała bo tam to jest życie (co znajduje zresztą potwierdzenie w najpopularniejszym utworze z gatunku rock-polo, Miłość w Zakopanem). Przysyłała nam też potem różne rzeczy niedostępne w latach ’90 w Polsce, z których najlepiej zapamiętałem gumową śpiewającą rybę, którą wiesza się na ścianie, naciska guzik, a ona śpiewa.

Ciotka sama nie mogła przyjechać, bo jakby stamtąd wyjechała, to już by nie wjechała z powrotem, bo z wujkiem przebywali tam w charakterze nielegalnych imigrantów ekonomicznych, którzy po tygodniowej wycieczce po prostu nie stawili się na lot powrotny do Polski – chociaż wujek utrzymywał, że on musiał wyjechać „za Solidarność”, chociaż nigdy do niej nie należał. Moja matka też nigdy tam nie była, bo gdyby pojechała, to chyba na swój własny pogrzeb, bo panicznie boi się latać samolotem i nad Atlantykiem z pewnością miałaby zawał.

Kilka lat temu ciotka zadzwoniła, że wujek Dżeri powiedział, że on już będzie umierał i ona już do niego kompletnie nie ma siły i się z nim sama wykończy. Po rodzinnych naradach zapadła decyzja, że w tej sytuacji do Ameryki pojadę ja, bo jestem ciotce winny przynajmniej dwa tygodnie wsparcia emocjonalnego za wszystkie ekskluzywne zabawki przesłane mi z USA w dzieciństwie, ze śpiewającą rybą na czele.

Wsiadłem do samolotu na Okęciu i poleciałem. Akurat wtedy była ogólnonarodowa podkręta lotnicza z okazji zakupu przez PLL LOT samolotów typu Dreamliner. Obok mnie na fotelu siada typ tak koło 30-stki w krótkich spodniach i klapkach i mówi, że w drodze na lotnisko to go przepizgało, ale przynajmniej nie musiał ze sobą niepotrzebnie do Ameryki wieźć butów i ciepłych ubrań, jak tam takie upały. Ja mu mówię, że hehe nie wiem, przecież listopad jest, a on mówi, że #!$%@? się znam i czy telewizji nie oglądam, bo tam w Ameryce jest wszędzie słońce i plaża. Wtedy wtrącił się typ, który siedział z drugiej strony tego typa w klapkach, bo w tych Dreamlinerach są po trzy fotele obok siebie i mu tłumaczy, że plaża i słońce to jest może w słonecznym Miami albo Kaliforni, a w Nowym Jorku to jest pogoda jak w Warszawie, albo i nawet gorsza. Ten w klapkach mu mówi TA? NO TO #!$%@? PATRZ PAN i mu odpala na tych telewizorkach, co są w oparciach foteli film Za Szybcy, Za Wściekli (2). To tamten typ mu mówi, że trzeba było pierwszą część obejrzeć, to byś pan lepiej wiedział, bo ta pierwsza jest w Nowym Jorku właśnie, a druga w Los Angeles w Kaliforni. W tej sytuacji typ w klapkach odpalił Szybcy i Wściekli (1), która też znajdowała się w ofercie filmowej Dreamlinera, i zaraz panika, bo faktycznie tam wszyscy chodzą normalnie ubrani jak w Polsce. Zaczął się dopytywać stewardessy, czy w tym podniebnym sklepie wolnocłowym co sprzedają wódę, szlugi i perfumy można kupić też przynajmniej skarpety, ale okazało się, że nie, więc koniec końców #!$%@?ł z samolotu taki kocyk co dają do spania podczas lotu i potem łaził po lotnisku JFK nosząc go jak sukienkę xD

Z lotniska pojechałem do ciotki i wujka na Brooklyn. Szybko zrozumiałem na czym polegał problem ciotki Beti, bo z wujkiem kwestia była następująca:
Wujek Dżeri pracował 30 lat na nielegalu przy wyburzaniu budynków, co w wśród polonii amerykańskiej nazywa się potocznie „kontraktorka”. Przez te 30 lat pił, bo na kontraktorce istniał przesąd, że alkohole wysokoprocentowe dezynfekują organizm z cząstek azbestu, obficie na placach wyburzeniowych występującego. Potem 5 lat nie pił, bo już nie pracował, bo był zarobiony, ale chwilę przed moim przyjazdem znowu zaczął pić, bo kupił samochód. Nie było to jednak picie radosne, oblewanie nowego auta, a picie ze stresu, bo jako nielegalny imigrant ekonomiczny nie mógł kupić fury na siebie, bo nie miał żadnych papierów. Kupił więc samochód na swojego najlepszego przyjaciela, Rodrigo, który według słów wujka był „jedynym porządnym meksykiem”. Tutaj muszę nadmienić, że nie nazwał bym wujka ksenofobem, bo niskie mniemanie posiadał on o wszystkich żyjących w USA nacjach, na czele z samymi Amerykanami, jak i Polakami. Niemniej jako, że wszystkie papiery były na Rodrigo, to gdyby ten zdecydował się go wydymać, to wujek Dżeri nie mógłby nawet pójść na policję, bo by go pewnie zaraz przymusowo odesłali do Polski.

Wujek leżał więc całymi dniami na rozkładanej kanapie przed zajebiście wielką plazmą, walił wódę i oglądał zestaw DVD „MECZE ROBERTA LEWANDOWSKIEGO”. Każdą część widział już 1000 razy, ale nie pozwalał, aby stawało to na przeszkodzie piłkarskim emocjom i z każdym golem Roberta unosił się tak, jakby oglądał to na żywo na Stadionie Narodowym w Warszawie. Był jednak kibicem surowym i jak Lewandowski coś #!$%@?ł, jak to w piłce bywa, to słał na niego mega wiązanki, które ulatywały przez okno i odbijały się echem na całym Brooklinie, a potem na przykład przewijał o 2 minuty wstecz, oglądał tę samą akcję i znowu go bluzgał TY #!$%@? FRAJERZE #!$%@? NO #!$%@? PODAJ #!$%@?, jakby nigdy tej akcji nie widział xD Padało też wiele słów, za które Facebook banuje, więc ich nie przytoczę xD
Ciotka żeby nie siedzieć z wujkiem zaczęła się udzielać w COMMUNITY CENTER przy lokalnym kościele i całymi dniami gotowała jedzenie dla bezdomnych, których z tego powodu nieco mi żal, ale o tym za chwilę. Ja korzystałem z pobytu w NYC i byłem w Central Parku, na ruinach WTC, Times Square (ciągle istniejącym) itd. Po kilku dniach pobytu ciotka Beti powiedział mi, że odbędzie się jakaś polska parada – coś w stylu tego słynnego St. Patrick’s Day czy coś takiego, na którą ona nagotowała masę jedzenie z koleżankami z community center i ja koniecznie muszę przyjść.

Jak niektórzy z was wiedzą, USA nazywane są tyglem kulturowym, a Nowy Jork to już w ogóle najbardziej. Mieszkają tam ludzie z 200 różnych krajów i każdy z nich ma nawet jeżeli nie pełnoprawną paradę, bo jest z jakiegoś małego państwa jak Nicaragua, to przynajmniej festyn na lokalnym skwerku. Więc jest na przykład dzień niemiecki czy portorykański i ludzie się zbierają i można zjeść tradycyjnego jedzenia, jest malowanie twarzy dzieciom, balony, wata cukrowa itd.

Na tym polskim festynie nie było jednak miejsca na kwestie tak banalne jak balony i malowanie twarzy, bo jego głównym elementem był występ pewnego polskiego posła goszczącego akurat w USA, który z mównicy odczytywał Listę Zdrajców Narodu, a zebrani (pokrzepieni asortymentem Giewont Liquore Store, który wsparł inicjatywę 4 skrzynkami wódki) po każdym wymienionym nazwisku krzyczeli ZDRADA. Potem dwóch typów pobiło się po mordzie na tle różnicy poglądów wobec jednej z odczytanych postaci i wszyscy poszli do domu
.
Jeszcze kilka dni pozwiedzałem Nowy Jork, a potem okazało się, że mój ziomek jest na konferencji służbowej w Waszyngtonie i ma opłacony pokój dwuosobowy w hotelu na 5 dni i mogę do niego przyjechać jak chcę i tam kimać za darmo, co zresztą było początkiem kolejnej inby, którą niebawem opiszę. Zmęczony już nieco piłkarskimi emocjami wujka Dżerego zakomunikowałem, że następnego dnia rano wsiadam w pociąg do Waszyngtonu, a ciotka stwierdziła, że musi w takim razie zrobić mi tradycyjną, polską kolację pożegnalną w postaci kotletów schabowych. Kupiła puszkę mielonki, #!$%@?ła ją na patelnię pełną oleju po brzegi i obsmażyła, po czym dała do jedzenia z z usmażonymi na tym samym oleju frytami. W połowie kotleta czułem, że już ze mną słabo, więc podziękowałem tłumacząc, że byłem wcześniej na obiedzie na China Town i tam się najadłem. Potem do 4 w nocy leżałem w łóżku i tak mi się chciało rzygać, że oblewał mnie zimny pot, ale nie chciałem iść bełtać bo to małe mieszkanie i ciotce by było przykro. O 4 rano nie wytrzymałem, przebiegłem przez pokój gdzie wujek Dżeri znowu szkalował Lewandowskiego i poleciałem do kibla. Gdy zwisałem głową w muszli wujek z ciocią stanęli za mną

WIDZISZ BETI, U TYCH KITAJCÓW NA CHINA TOWN SIĘ CHŁOPAK MUSIAŁ CZYMŚ ZATRUĆ

#pasta #heheszki
  • 40
Na tym polskim festynie nie było jednak miejsca na kwestie tak banalne jak balony i malowanie twarzy, bo jego głównym elementem był występ pewnego polskiego posła goszczącego akurat w USA, który z mównicy odczytywał Listę Zdrajców Narodu, a zebrani (pokrzepieni asortymentem Giewont Liquore Store, który wsparł inicjatywę 4 skrzynkami wódki) po każdym wymienionym nazwisku krzyczeli ZDRADA.


@mendrix: złoto xD