Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Ostatnio dochodzę do wniosku, że najważniejszym czynnikiem na udany związek to mieć takie same (albo bardzo podobne) priorytety i niestety, ale... podobne zarobki jak partner.
Nie pochodzę z bogatej rodziny, ale też nigdy nie brakowało obiadu na stole. Taka typowa polska rodzinka. No, może trochę poniżej średniej. Moi rodzice nie mieli nigdy samochodu (w latach 90 chwilę mieli fiata, ale był zbyt drogi w utrzymaniu), na wczasy rzadko jeździliśmy (raz na 4 lata nad morze czy w góry), ale zawsze chodziłem najedzony, w czystych, wyprasowanych ubraniach. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek o coś prosił rodziców jak byłem mały. Dostawałem chyba 10zł kieszonkowego i jak coś chciałem, to było w moim interesie, żeby sobie na to odłożyć. Oczywiście mam tu na myśli jakieś dziecięce zachcianki, bo rzeczy jak buty na zimę itd. to zawsze mi rodzice kupowali.
Mimo dobrze zdanej matury, która pozwoliłaby mi się dostać na większość kierunków publicznych uczelni, nie wiedziałem na jakie iść studia. Zdecydowałem, że pójdę do pracy, popracuję rok i może wtedy mi to naświetli bardziej drogę.
Poszedłem pracować do call center pewnego banku, sprzedając kredyty. Na początku było ciężko, duża przepaść między siedzeniem w szkole na lekcjach, a ciągłym gadaniem przez 8h z klientami. Z czasem jednak zaczęło mi iść coraz lepiej, udawało mi się sprzedać czasem jakiś kredyt. Dostawałem za to prowizje. Tak minął rok, praca zaczęła mi się podobać, co do studiów dalej nie byłem pewny, więc odpuściłem całkowicie kwestię studiów i pracowałem.
Mimo, że nie miałem żadnych konfliktów z rodzicami, postanowiłem, że się wyprowadzę i wynajmę pokój. Często czułem się tam jak trzymany pod kloszem i chciałem się poczuć bardziej od nich niezależny. Trafiłem na świetnych współlokatorów, z którymi się zaprzyjaźniłem. Mieszkam z nimi do teraz.
Teraz mam 23 lata i awansowałem wyżej do innego działu. Z podstawą + prowizjami od sprzedaży zarabiam średnio około 3000 netto.
Na wynajem pokoju i życie wydaję około 1500zł. Drugie 1500 zostaje mi na swoje zachcianki, czasami kupię sobie jakiś ciuch, itd., ale generalnie to odkładam. I nie robię tego z musu, po prostu nie widzę potrzeby kupowania nie wiadomo czego.
Do pracy mam 7 minut tramwajem, więc szkoda mi pieniędzy na samochód.
Od roku spotykam się z pewną dziewczyną. Nazwijmy ją Klaudia. Ma 25 lat. Pracuje w korpo na odpowiedzialnym stanowisku i zarabia około 5500 zł netto.
Pochodzi ze stosunkowo bogatej rodziny i jest przyzwyczajona do życia w bardziej luksusowych warunkach niż ja.
Klaudia ma samochód. Wynajmuje samodzielnie kawalerkę.
Wytyka mi, że nie jestem usamodzielniony, bo nie mam samochodu i muszę jeździć tramwajami. Że nie jestem usamodzielniony, bo nie wynajmuję kawalerki, lecz pokój z kolegami. Tylko, że ja naprawdę nie potrzebuję samochodu, ani mieszkać samemu w kawalerce. I prawdę mówiąc, szkoda mi na to pieniędzy. Powiedziałem jej to, a ona na to, że to jest kolejny etap wchodzenia w dorosłość. Tylko, że mi naprawdę się z tym nie spieszy i naprawdę nie widzę potrzeby przepłacania za samochód, mając tak blisko do pracy i przepłacania za kawalerkę, mając dobrych przyjaciół za współlokatorów.
Nawet jakbyśmy mieli razem kiedyś zamieszkać i wynajmować kawalerkę, gdzie można znaleźć naprawdę fajne za 1500zł, które wcale nie są w jakimś prlowskim klimacie, to jej to i tak nie pasuje, bo ta kawalerka nie jest w centrum miasta i wolałaby taką, która kosztuje np. 2500zł.
Moja samoocena bardzo się zaniżyła. Nabawiłem się kompleksów. To wszystko też powoduje, że zaniżona samoocena zaczęła hamować moje uczucia wobec niej. Tak jakby ostygły. I to tylko przez te cholerne pieniądze i "standard życia" i bycie "męskim".
Ona oczywiście ma skończone studia i też naciska, żebym zrobił byle jakie, ale żebym chociaż miał to wyższe wykształcenie. Tylko znowu - szkoda mi pieniędzy wydawać na czesne na studia, które mnie nie interesują.
Moje hobby nie są aż tak kosztowne: siłownia, książki (powieści, ale też ekonomiczne, filozoficzne, psychologiczne) oraz szachy.
Szczerze, to czuję, że to wszystko się sypie i to właśnie przez te odmienne priorytety. Ja - minimalista kontra ona - kobieta ceniąca sobie wygodę.
A może to ze mną coś nie tak? Boję się, że każda kobieta teraz będzie mnie skreślała i brała za kogoś mało ambitnego. Z tym, że mi naprawdę odpowiada taki tryb życia. Nie czuję, żeby mi czegoś brakowało. Czy może jedynym wyjściem, to jest znaleźć sobie dziewczynę, która też nie wychowywała się w luksusie?
#zwiazki #rozowepaski #niebieskiepaski #zarobki #praca #zycie #pieniadze

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 19
@AnonimoweMirkoWyznania: niestety Mireczku ale to co opisałes powyżej to prawda. Duża przepaść między zarobkami w opcji gdzie laska zarabia więcej zawsze będzie powodowała, że będziesz czuł się gorszy. W drugą stronę tak by już nie było - wiem, stereotypy ale nie spotkałam się jeszcze z odwrotną sytuacją. Jest to przykre. Nie będę Cię mamić, że Twoja dziewczyna ocenia Cię za to kim jesteś, jesli wytyka Ci takie sprawy jak brak samochodu
@Episkey @AnonimoweMirkoWyznania
Moim zadaniem zależy jak leży. Pieniądze nie ważą aż tak na związku jak priorytety.
Bo Wy się nie rozbijacie o kasę, tylko o priorytety.
Mieszkanie/samochód to są rzeczy wymagające kasy, ale też chęci by je mieć.
@Episkey jakbyś miał kasę, ale nie widział potrzeby, żeby ją ładować w mieszkanie i samochód to byłoby tak samo.

Między mną a moim partnerem różnica zarobków wynosi 1/3, więc też nie tak mało.
Z
AluminiowyRogal: Kobiete to trzeba brać taką co mniej zarabia by tobą nie rządziła i szanowała. Hipergamia. Jak zarabiacie równo to jest tak wiesz, na dwoje babka wrozyla i kobieta bedzie marudzić, albo moze znalezc lepszego bolca. Jak zarabiasz mniej to nie ma szans.

Jesli zarabiasz wiecej to mozesz oczywiscie trafic na zakłamaną która leci na kasę, ale... powiedzmy sobie szczerze, nie najdziesz kobiety ktora zwiaze sie z tobą w niedostatku, gdy
@AnonimoweMirkoWyznania: No po prostu się nie dobraliście. Są ludzie co zarabiając 10k będą sobie jeździć passatem na wakacje, a są ludzie którzy cenią sobie większy komfort w życiu niż mieszkanie na kupie w wynajmowanym pokoju jak studenci.
Osobiście bardziej skłaniam się do poglądów Twojej dziewczyny bo skoro można żyć lepiej to po co sobie odmawiać? Też nie mieszkałabym z chłopakiem w kawalerce bo to można sobie po miesiącu oczy wydłubać z
DiabelskaElfka: > Moim zadaniem zależy jak leży. Pieniądze nie ważą aż tak na związku jak priorytety.

Bo Wy się nie rozbijacie o kasę, tylko o priorytety.

Mieszkanie/samochód to są rzeczy wymagające kasy, ale też chęci by je mieć.

jakbyś miał kasę, ale nie widział potrzeby, żeby ją ładować w mieszkanie i samochód to byłoby tak samo.


@alfka madrze napisane, mimo dobrych zarobkow kase zamiast na imprezy i modne ciuchy wole przeznaczac
CiepłyDziadek: > I też już nie pisz jaki to nie jesteś uśmiechnięty i zadowolony, jak mało Ci potrzeba do szcześcia bo wystarczyła jedna konfrontacja z kimś kto ma troszkę więcej od Ciebie i już piszesz, że Ci poczucie własnej wartości leci na łeb na szyję.

@Shyvana: bo jest zadowolony gdy jest sam, ale gdy go kobieta ciśnie i czuje się od niego lepsza, to jak ma sie czuc? tym gorszym.
SilnaŁania: > to nie kwestia zarobkow, a przyjętych priorytetów i stylu życia. Sam zarabiam czteroktornosc pensji żony, a dogadujemy się bardzo dobrze. Ot, wspólne zainteresowania i podejście do finansów. I mamy wspólne konto ;)

@zielone_szekle: chyba sobie kpisz. większość kobiet będzie milutka póki zarabiasz tyle więcej, bo się boi że straci takiego dzianego gościa.

Zaakceptował: kwasnydeszcz}

@AnonimoweMirkoWyznania a i był okres, że byłem bez pracy 2 miesiące. Na własne życzenie, bo mnie pracodawca wkurzył i rzuciłem papierami. Miałem pełne wsparcie zony. Raczej jestem zdania, ze większość związków jest niedopasowana i niedojrzala, szczególnie jeżeli w grę wchodzi oszukiwanie się w zakresie finansów, to już w ogóle jest to słaby związek.
MglistyNiebieskipasek: > no nie, ale kiedyś oboje zarabialismy nic ;)

@zielone_szekle: to jest roznica kiedy nic sie nie zarabia razem, a gdy mezczyzna zarabia mniej. osobiscie nie znam kobiet ktore potrafia dlugotrwale zyc w takim zwiazku i szanowac mezczyzne. 2 miesiace bez pracy to nie jest cos wielkiego, bo zona pewnie wiedziała że się szybko podniesiesz, że to krótkotrwałe, że to twoja wlasna decyzja. nie uznała jako porażki czy słabości