Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
TL;DR


Jestem ze swoim różowym już ponad dwa lata, o tym że choruje dowiedziałem się mniej więcej po pół roku znajomości. Na początku nie było łatwo, trochę się bałem jak to będzie ale wspólnymi siłami daliśmy radę - ona zaczęła chodzić do lekarza, brać leki, poszła też na terapię i wszystko jakoś szło do przodu. Wiadomo, raz było lepiej, raz trochę gorzej ale nigdy nie było jakoś tragicznie.

Problemy zaczęły się jakieś 10 miesięcy temu - objawy się nasiliły, nie wychodziła z domu, często nawet z łóżka. Wszystko spadło wtedy na moją głowę - zakupy, gotowanie, sprzątanie, rachunki itp. Do tego przestała o siebie dbać, w najgorszych momentach musiałem ją wyganiać do łazienki. Trwało to kilka tygodni, z pomocą lekarza i kolejnych leków udało jej się z tego jakoś wyjść ale nic już nie było takie jak dawniej.

Nie wiem jak to najprościej opisać, ale po tym epizodzie część spraw stała się dla niej kompletnie obojętna.

Np. dbanie o siebie - na co dzień nie przykłada do tego żadnej wagi, ubiera się bez większego pomysłu - po prostu bierze pierwsze lepsze rzeczy w szafie, nie chodzi do fryzjera, na zakupy itp. Czasami ma jakiś przebłysk - np. pomaluje paznokcie, ale później to olewa i tak chodzi z tym odrapanym lakierem do kolejnego przebłysku. W domu oczywiście jakieś stare, wyciągnięte dresy, włosy spięte w kucyk. Do tego jej libido kompletnie spadło przez co nasze życie seksualne praktycznie nie istnieje.

Tak samo olewa wszelkie obowiązki domowe - gdy już zje śniadanie to zostawi talerz na środku salonu, nie pomyśli żeby go wynieść do kuchni, nie mówiąc już o pozmywaniu. Zakupy? Na mojej głowie, gotowanie też (czasami mi pomoże).

Jej wolny czas? Ma go sporo, na uczelnię chodzi ale nieregularnie (nie musi, załatwiła sobie to w dziekanacie - dostała zaświadczenie od lekarza). Często po prostu siedzi w domu, w piżamie i albo ogląda jakieś durne seriale w TV albo kwejki i inne memy. Gdy ja wracam z pracy wymaga ode mnie 100% uwagi, chce żebym siedział przy niej i oglądał te głupoty w telewizji, nie potrafi zrozumieć że po całym dniu chcę mieć też chociaż krótką chwilę dla siebie.

Rzadko kiedy gdzieś wychodzimy razem, głównie jest to moja inicjatywa. Sama z siebie czasami wyskoczy gdzieś z koleżankami po zajęciach - ale zazwyczaj idą wtedy na piwo i to się źle kończy. Przez leki ma słabszą głowę, a do tego nie potrafi się kontrolować i najczęściej kończy się to tak że jej koleżanki dzwonią do mnie żebym ją odebrał bo sama nie jest w stanie ustać prosto...

Do leczenia się nie przykłada - często zapomina o lekach i muszę jej przypominać, tak samo o wizytach u lekarza. Na terapię nie chce już chodzić - nie wiem dlaczego.

To wszystko sprawia że coraz trudniej jest mi trwać w tym związku, czasami mam wrażenie że jestem z jakąś małą, niesamodzielną dziewczynką za którą wszystko trzeba robić i o wszystkim pamiętać. Brakuje mi już na to sił, nie jestem w stanie dalej tak funkcjonować - chciałbym mieć oparcie w swojej partnerce, wrócić kiedyś do posprzątanego mieszkania w którym przywita mnie zadbana ukochana, z ciepłym obiadem czekającym na stole i namiętnym seksie na deser...

Pod koniec kwietnia pojechała na kilka dni sama do domu. Głupio mi to przyznać ale poczułem wtedy ulgę. Mogłem zająć się sobą, posprzątać na spokojnie mieszkanie i wiedzieć że nadal takie będzie gdy wrócę do domu, nie musiałem się martwić tym w jakim stanie ją zastanę, co jeszcze będę musiał zrobić, mogłem po prostu wyjść z pracy i odpocząć we własnym mieszkaniu.

#gorzkiezale #zalesie #depresja #zwiazki #rozowepaski

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 15
@AnonimoweMirkoWyznania: Zaraz się pojawią wpisy jaki to jesteś wspaniały i współczujący. Tak. Ale kosztem siebie i swojego życia. Postaw jej ultimatum-albo porządnie się leczy i ogarnia się dla samej siebie i dobra Waszego związku,albo koniec tego niańczenia, chyba że masz inny pogląd na związek,niż partnerska relacja, bo z tego,co opisujesz to Ty jesteś motorem napędowym wszystkiego w tej relacji. Akurat jej choroby można leczyć, jeśli sama ma na to wywalone, to
run OP run: Spedzilem w takim zwiazku 4 lata. O 3,5 za duzo. Jak sie zorientowalem to powinienem spierdzielac dalej niz widzialem.
Szantaze emocjonalne, wieczne klotnie, zabarczosc, zazdrosc i przy okazji w najgorszych momentach samookaleczanie sie aby wywolac we mnie poczucie winy.
Zwichrowalo mi to psychike i troche spedzilem zeby to odbudowac. Nie warto - albo sie zmieni albo nara, choc jak problemy masz juz z nia teraz to po moich
różowy : Mi to wygląda na skrajne hashimoto lub niedoczynność tarczycy, stąd brak chęci na cokolwiek, brak motywacji, kiepski nastrój i problemy z libido. Psychotropami tego nie wyleczy. O ile oczywiście, jest na coś chora, bo mam wrażenie, że po prostu zrobiła sobie z tej 'choroby' wymówkę i czuje się przed sobą usprawiedliwiona i rozgrzeszona z siedzenia w domu i obijania się. Przed szkołą także. Nie jest jej głupio tak z tymi
EleganckaHostessa: Jakbym czytał o swoim zyciu. Mam o czym mówić bo u mnie prawie 10 lat po ślubie i dwójka dzieci. Musicie się rozstać bo Ty nie masz naprawiac świata (ludzi) tylko znaleźć najlepszą osobę do stworzenia rodziny. Wiem że nie będzie łatwo. Ale jej też to może w dłuższym okresie pomoc.

Zaakceptował: sokytsinolop
OP: Dzięki za wszystkie odpowiedzi, chociaż trochę mało optymistyczne ( ͡° ʖ̯ ͡°)

rozowy - na większości uczelni można sobie załatwić indywidualny tok studiów w przypadku choroby. Chora jest bo do lekarza chodzi, zdiagnozowana też jest. Tarczyca - nie wiem ale to też może być jakiś trop, z tego co czytam to przy Hashimoto może też występować depresja.

Kasa - dostaje od rodziców, mieszka u mnie więc