Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #gwatemala #gory #podrozujzwykopem #heheszki

Wszedłem sobie na wulkana.

Nie żebym jakoś specjalnie lubił góry. Wręcz przeciwnie, nie mam pojęcia jak wchodzenie po schodach, czy chodzenie po górach może być dla kogoś rozrywką. Jasne, jak się wejdzie na górę to jest satysfakcja, widoki też są zazwyczaj ładne, a wiatr zazwyczaj chce wywiać z Ciebie duszę.

No ale przecież jestem na kontynencie, który słynie z wulkanów, to jak miałbym tak nie pójść? Szczególnie, że była to dwudniowa wycieczka z noclegiem na wysokości 3600 m i wejściem na szczyt na wschód słońca. Także przetrwałem te wszystkie nieprzyjemności z myślą, że będę miał przygody i dobre ujęcia. A było ich całkiem sporo. Jednak najwięcej było niewygód.

Już nie będę pisać o tym, że człowiek się poci jak świnia, a jak wejdzie wystarczająco wysoko to zaczyna wiać i trzeba się jeszcze zakisić kurtką. Takie coś zdarzyło mi się nie raz chodząc nawet po naszych górach. Jednak wraz z wysokością nieprzyjemności się nagromadzają. Szczególnie jeżeli masz tam spędzić noc.

Od ponad 2 miesięcy nie musiałem ubierać długich spodni, a tam miałem spędzić noc w namiocie, przy temperaturze poniżej zera. No i oczywiście nieść ten namiot, jak i całą resztę potrzebnego sprzętu i dużo wody. Mimo, że miałem na sobie bieliznę termiczną, długie spodnie, dwie koszulki, bluzę, skarpety zwykłe i narciarskie, oraz czapkę i leżałem w śpiworze, to było mi za zimno, żeby zasnąć.

Na szczęście sen i tak by nie trwał zbyt długo, bo trzeba było wstać o 4, żeby zdążyć na wschód. Idąc po drobnym żwirze pod solidnym kątem, co sprawiało że co dwa kroki cofałem się o jeden. Do tego wiatr. Im wyżej tym mocniejszy, jak na szczycie odkręciłem butelkę, to zaczęła gwizdać. No i jeszcze powietrze. Wiem, że na wysokościach jest rozrzedzone, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to aż tak będzie czuć.

Na początku myślałem, że to starość, albo jakaś inna choroba. Zrobiłem paręnaście kroków pod górę i nie mogę złapać tchu. Szlugów nie ruszam, więc co innego by to mogło być? Udało mi się jednak dojść na teren obozowiska, złapałem trochę oddechu i biorę się za rozkładanie namiotu. Schylam się, rozpakowuję torbę, wyciągam rzeczy na ziemię, ogarniam kijki i inne pierdoły. Na końcu wbijam śledzie i gwałtownie się prostuję. Chwilę potem myślałem, że padnę na glebę. Zrobiło mi się na przemian ciemno i jasno przed oczami, a zdyszałem się od tego rozkładania jakbym co najmniej ćwiczył z Chodakowską.

Także musiałem nieustannie zwracać uwagę, aby oddychać bardzo głęboko i regularnie, bo inaczej dusiło mnie i czułem się jak Deadpool w scenie, gdzie próbowali uaktywnić mutacje. W ogóle to oglądnąłem Deadpoola, bo człowiek który wraz ze mną mieszkał u miejscowej rodziny zobaczył, że czytam Dostojewskiego i przyniósł mi na pendrivie, żebym pochłonął też trochę nowoczesnej kultury. Albo po prostu było mu głupio.

No, ale przejdźmy do rzeczy. Nakręciłem dość sporo materiału, naoglądałem się dużo Gonciarza i mam zamiar skręcić jakiś świetny filmik z tej wyprawy. A na razie wrzucam coś na miarę moich obecnych możliwości.

https://www.youtube.com/watch?v=SS4srCnSXvE

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as @Cooyon i @angeldelamuerte
Pobierz zdzislawin - #zdzislawintheworld #gwatemala #góry #podróżujzwykopem #heheszki

Wsze...
źródło: comment_nNupvOIZutwNuytkAGll2QLfNlD8lGsJ.jpg