Miał być krótki wpis o sytuacji, która mnie dziś spotkała, ale moje #gorzkiezale widać się przelały i wyszło jak wyszło. TL;DR #!$%@? mnie patologia z okolicy, szkoda mi ich dzieci.
Skąd się tacy głupi ludzie biorą to ja nie wiem. Po wizycie u patologicznych znajomych aż mnie trzęsie. Rzadko u nich bywam, prawie wcale, ale że kupili ode mnie stare auto to byłam dopełnić formalności. Wcześniej bywałam częściej pomagać jednemu z dzieciaków w angielskim, bo mimo, że rodzice głupi to dzieciaki fajne i aż ich szkoda, bo i tak pójdą na zmarnowanie. Ogólnie sytuacja wygląda tak - siódemka dzieci (w tym trójka już dorosłych). Stary od zawsze pracuje, nawet ciężko #!$%@? bym powiedziała, ale bez żadnej szkoły i ciekawszych umiejętności więc za gówno pieniądze i zazwyczaj na czarno. Nic nie robi, żeby to zmienić. Matka znalazła sobie sposób na życie w "wychowywaniu" dzieci. Biorę w cudzysłów, bo wg mnie wychowanie oznacza coś więcej niż urodzenie i przetrzymanie w domu do pełnoletności. Dorosłe dzieci już w domu nie mieszkają. Dwoje z nich za granicą jakoś sobie radzą, ale że nie skończyli nawet gimnazjum to łatwo im nie jest. Pracują przy sadzonkach itp, a popołudniami piją (chyba jedyna rozrywka). Ten co został w kraju nawet skończył zawodówkę (samochodówkę), ale do roboty ma dwie lewe ręce więc dorabia byle przeżyć na fuchach, pije, ćpa i szwęda się po wsi. Ot takie życie wybrał i nawet nie widzę, żeby mu źle z tym było. Młodsze dzieci mają po kolei 13, 7, 4 lata i najmłodsze 8 miesięcy. Syn trzynastoletni właśnie nie zdał do kolejnej klasy. Szkoda, bo fajny, niegłupi dzieciak, ale niedopilnowany się nie uczy i olewa szkołę. Jak rodzice to komentują? "Debil, leń #!$%@?! Skończy jak menel, jak Marek (ten dorosły już syn, który się po wsi szwęda)". Siedmioletnia córka jakoś sobie jeszcze radzi, ale dopiero do drugiej klasy pójdzie więc zobaczymy jak długo. Rodzice w lekcjach jej nie pomagają (nie mają przecież czasu), obarczają tym starsze rodzeństwo, czyli po wyprowadzce tych dorosłych - "debila", który nie zdał do pierwszej gimnazjum. Generalnie Maryśka jest trochę słabo rozgarnięta jak na swój wiek. Liczyć nie umie, mówi niewyraźnie, często bez ładu i składu. Do tego po prostu tępa. Aż przykro mi pisać tak o niewinnym dziecku, ale miałam do czynienia z wieloma dzieciakami i taki fakt po prostu muszę stwierdzić. Do najmłodszych czepiać się nie będę, bo i nie ma do czego. Dzieci jak dzieci.
Z czego się utrzymują? Stary zarabia jakieś 2 tys, czasem coś więcej w sezonie. Oczywiście na czarno. Do tego zasiłki, pomoce z gminy, finansowane obiady dla dzieci w szkole, żywność z pomocy, dofinansowania na wyprawki szkolne, ubrania dla dzieci w większości też dostają od znajomych, listonosza, pani sołtys i innych. Dom też dostali. Po iluś pismach i codziennych wycieczkach do gminy, przyznano im i wyremontowano chałupę. Może nie luksus, ale też bym nie pogardziła jakby mi taką dali. Matka nigdy nie pracowała. Tak jak pisałam, chyba zrobiła sobie z rodzenia dzieci sposób na życie. Niby narzeka na każdą kolejną ciążę, ale jak z nią rozmawiam o antykoncepcji to zawsze ma jakieś "ale". Tabletki nie, bo źle się po nich czuje, w plastry nie wierzy, spiralki się boi, prezerwatyw mąż nie uznaje. Mam wrażenie, że boi się co będzie robić jak już nie będzie miała wymówki, że musi siedzieć w domu bo dzieci.
Alkohol? Nie jest nawet tak źle (przynajmniej nie tragicznie). Stary pije weekendowo bo w tygodniu nie ma czasu. Pracuje od rana do wieczora, jak wraca do domu to pada na ryj ze zmęczenia i tyle go widzieli. Matka lubi popiwkować, ale nie upija się za bardzo. Ot tak dla towarzystwa z sąsiadką, siostrą czy z kimkolwiek innym. #!$%@? niemiłosiernie tylko fakt, że nie widzi nic złego w takim piwkowaniu podczas ciąży. Jej słowa "Nie jedno dziecko urodziłam i każde zdrowe". Szkoda tylko, że nie widzi związku między tym piciem, a niską wagą swoich dzieci, tym że są wyjątkowo małe jak na swój wiek i trochę przygłupie (nie wszystkie, ale jednak). Fajki też w ciąży paliła, a i przy dzieciach obydwoje palą.
Biedny bo głupi? Takie powiedzenie nie raz słyszałam. Coś w tym jest. Pomijając fakt, że stary nic nie robi, żeby lepiej zarabiać, nie ma kompetencji i ich nie podwyższa, a matce się robić nie chce, to śmieszy mnie ich sposób "oszczędzania". Jeżdżą czasem do miasta 30 km tylko dlatego, że w którymś z marketów jest promocja na ziemniaki lub jabłka i są kilka groszy tańsze niż w wioskowym sklepie. Kupują mnóstwo zbędnych rzeczy tylko dlatego, że są w promocji. Dzieciom kupują najtańsze buty (np za 30 zł na jakimś rynku) i #!$%@?ą te biedne dzieci za to, że zniszczyły po dwóch miesiącach. Kupują następne i tak kilka razy w roku zamiast kupić jedne, ale lepsze. Policzyłam, że ja mniej wydaję na podstawowe buty dla mojego młodego (podstawowe bo nie liczę sportowych) niż oni dla jednego dzieciaka w ciągu roku, a ja kupuję te z "wyższej półki". Kupili tableta, którego dzieci #!$%@?ły po dwóch tygodniach. Po co? Bo brakowało rachunków do jakiegoś zwrotu pieniędzy z gminy. Z szanowaniem przedmiotów, w tym zabawek, to mnie w ogóle do szału doprowadzają bo jak podjeżdżam pod ich dom to na podwórku to wszystko #!$%@?. Rowery rzucone, zabawki połamane leżą, nawet sprzęty elektroniczne jeszcze działające.
Co mnie dzisiaj tak #!$%@?ło? Otóż sytuacja. Weszłam do nich pouzupełniać te papiery związane z kupnem samochodu. Siedzimy sobie przy kawie (proponowali piwo, ale ja samochodem więc w końcu przestali namawiać po moich słowach "Nie i #!$%@?"). U mamuśki na rękach najmłodsze dziecko. Ośmiomiesięczna Julcia. Matka siedzi i karmi córcię czekoladowym wafelkiem. No #!$%@?. Brała matka do ust kawałki tego wafelka, żuła, rozdrabniała, a potem wpychała dziecku do ust. Przy tym cieszyła się, że mała ma taki apetyt i to już drugi wafelek dzisiaj. Po chwili jedno ze starszych dzieci dorwało się do czipsów. Mała krzyczy i macha rękami w jego stronę, więc co? Trzeba małej też dać czipsów. W końcu mamuśka pomyślała, że może Julci chce się pić. Zrobiła herbatkę w małej butelce (jakieś 150 ml na oko) i dosypała do niej czubatą łyżeczkę cukru. Na moje pytanie po co słodzi tak małemu dziecku herbatę odpowiedziała tylko "bo gorzka". Lizak na uspokojenie? Normalka. Dodam tylko, że dziecko starsze siedmioletnie nie ma zębów, ale nie dlatego że mleczaki wypadły tylko dlatego, że próchnica zeżarła. Ma czarne resztki po mleczakach i powoli wychodzą stałe zęby. Dziecko czteroletnie (synek) ma jeszcze zęby, ale całe czarne. Wytłumaczenie rodziców? "To po ojcu, stary też miał zawsze słabe zęby".
Co mnie jeszcze #!$%@?? Ich stosunek do życia, pieniędzy, dzieci. Za każdym razem jak z nimi rozmawiam to słyszę teksty typu „bieda z kasą, bo te #!$%@? jeszcze nie wypłaciły rodzinnego” albo „złodzieje #!$%@? jeszcze więcej kwitów chcą żeby dać kasę”. Nie dość, że to oni ciągną od państwa ile mogą to jeszcze mają pretensje, że nie dostają na pstryknięcie palca tylko muszą coś formalnie udowadniać. No #!$%@? mnie strzela, bo ja uczciwie pracując, osoba wykształcona i (tak myślę) niegłupia zarabiam mniej niż oni z gminy wyżebrają plus na czarno zarobią. Wspomniałam o stosunku do dzieci. Tak, bo nie wyobrażam sobie dziecka mojego nazwać debilem, pasożytem, #!$%@? (swoją drogą to brzmi trochę zabawnie w ustach matki), mendą, przygłupem. U nich to jest na porządku dziennym. Dodatkowo #!$%@? mnie ich stosunek do szkoły. Wszyscy nauczyciele są źli i się uwzięli. Jak jest temat jakiejś wycieczki to tylko słyszę "Nie chce im się lekcji prowadzić tylko jakieś wyjazdy wymyślają, aby kasę ciągnąć". Nie ważne czy to wycieczka do stolicy, do Gdańska, muzeum, kina, teatru, arboretum. Zawsze to samo. Nauczyciele leniwi i tylko wycieczki wymyślają, żeby lekcji nie prowadzić.
Pomoc? W zasadzie nie widzę możliwości. Mają już tzw. opiekunkę rodziny, wcześniej też kuratorów do tych już dorosłych dzieci. Oczywiście ich #!$%@?, bo ktoś doniósł do opieki społecznej, a przecież u nich nic złego się nie dzieje. Tylko że ta opiekunka, z tego co słyszałam, głównie przyjeżdża na ploty, pomóc uzupełnić kolejne wnioski o zapomogi itp, ewentualnie pomóc w lekcjach dzieciom, ale jak widać z marnym skutkiem. Ja kiedyś starałam się pomagać. Nie rodzicom, ale dzieciom. Tłumaczyłam tym już teraz dorosłym żeby w szkole się starali, że ja im pomogę. To były naprawdę godziny rozmów, ale nie skorzystali. Teraz coś tam temu trzynastoletniemu pomagam. Czasem przyniesie jakieś wypracowanie do sprawdzenia, czasem o matmę zapyta. Jednak potem i tak robi swoje i olewa szkołę. Prezentów dawać nie będę bo idą na zmarnowanie (tak jak wyżej wspomniane przeze mnie zabawki i sprzęty). Zresztą i tak dużo dostają bo każdy się lituje.
Po prostu jak się na takich ludzi patrzy to odechciewa się pracować, uczyć, starać, bo o patoli w naszym kraju bardziej dbają. Wystarczy regularnie składać odpowiednie pisma do gminy czy jakiegoś innego urzędu i zarabiać wystarczająco mało lub wcale. Jednak przede wszystkim szkoda mi dzieci, które nie są niczemu winne, rodziców kochają bezwarunkowo, ale życie na samym starcie już mają #!$%@?.
Jeżeli ktokolwiek przeczyta całość i dotrwa do tego momentu to może zrozumie dlaczego się tak rozpisałam. Gdzieś te żale musiałam wyrzucić.
@don_eladio: Ja się tymi starymi nie przejmuję. Im też mówię wprost co o tym myślę. Z dzieciakami właśnie rozmawiam tak jak napisałeś. Niby się ze mną zgadzają i wydają się rozsądnie odpowiadać, ale potem i tak wychodzi kiepsko. Tak jak ze starszym rodzeństwem.
@xamini: Niestety na OPS nie można liczyć. Od lat znają sytuację. Tak, to asystent rodziny, zresztą nie pierwszy, wcześniej był też kurator. Dziewczynka chodzi w szkole na dodatkowe zajęcia z pedagogiem i na wyrównawcze z wychowawczynią. Wszyscy znają sytuację, ale to nie jedyna taka rodzina w okolicy niestety. Tą akurat dosyć dobrze znam więc wiem co się w domu dzieje. W zasadzie to nie da się chyba pomóc.
@feketehajuno: Dałoby sie pomóc gdyby pomoc społeczna funkcjonowała tak jak powinna, a z tego co piszesz to nie ogarną tego prędko albo wcale. Trzymaj kontakt z dzieciakami i pokazuj im normalny świat. Potrzebują choć troche zdrowego środowiska. Powodzenia ;))
@feketehajuno: a to sobie wykształcona paniusia znalazła problem. Taka patola ma już 7 dzieci, a taka wykształcona paniusia jak dobije do 2 to będzie sukces. Pytanie czyje geny przetrwają i czyje dzieci będą potem miały więcej dzieci? :)
Takim ludziom nie należy pomagać, takim ludziom należy przestać dawać jakiekolwiek pieniądze i nie reagować choćby dzieci z głodu miały umierać, chyba że ktoś osobiście za swoje pieniądze będzie je wspierał, ale o
A to o mnie? Jeżeli tak to nic chyba nie zrozumiałeś z mojego wpisu. Nic też nie pisałam o finansowej pomocy dla nich, a wręcz przeciwnie - napisałam, że nie ma sensu nic im dawać.
@feketehajuno: nie wiem o kim, o tej osobie która ma problem z ta rodziną. A ja pisałem, że ty pisałaś żeby im dawać więcej pieniędzy? To taka moja ogólna refleksja w temacie, cieszę się, że się zgadzamy :)
@feketehajuno: sam kiedyś mieszkałem obok patoli. Ja z 3 kumplami w dwupokojowym mieszkaniu w kamienicy w centrum warszawy, całość koszt 2k. Obok typek z żonką i dzieckiem w kawalerce za friko, która normalnie 1,4k. Matki nigdy nie spotkałem, ale seba generalnie nie schodził poniżej promila. Coś tam pracował przy szuflowaniu węgla więc nie było tak źle. Sebek oczywiście był królem osiedla i jak akurat nie szuflował węgla to robił za osiedlową
@feketehajuno: Ja #!$%@?. Srogo. Powiem Ci, że zdarza mi się mieć kontakt z toksycznymi rodzinami, ale tutaj widzę kombos. Taka kompilacja patologii. Szkoda dzieciaków, ale całego świata niestety nie uratujesz. Ja po pewnym czasie też dałem sobie spokój.
Najbardziej razi mnie w oczy to, że wszystko się należy. Wbrew pozorom społecznie to im się najmniej należy, bo najmniej do tego społeczeństwa wnoszą. Zawsze wychodzę z założenia, że ludziom należy się tyle
@feketehajuno: Rozumiem twoje zdenerwowanie, to niestety nie jest jedyna taka rodzina. Dobrze ze z siebie chociaz troche wyrzucilas zalow bo nie ma co sobie psuc zdrowia, a latwo sie z tym nie da pogodzic.
To tak ma działać? Jestem na Plutonie bez kombinezonu w samych majtkach, poziom tlenu w atmosferze 0%, temperatura -200 st. C. Moja postać od razu po wyjściu ze statku powinna chyba umrzeć? xd #starfield #gry #bethesda
TL;DR #!$%@? mnie patologia z okolicy, szkoda mi ich dzieci.
Skąd się tacy głupi ludzie biorą to ja nie wiem. Po wizycie u patologicznych znajomych aż mnie trzęsie. Rzadko u nich bywam, prawie wcale, ale że kupili ode mnie stare auto to byłam dopełnić formalności. Wcześniej bywałam częściej pomagać jednemu z dzieciaków w angielskim, bo mimo, że rodzice głupi to dzieciaki fajne i aż ich szkoda, bo i tak pójdą na zmarnowanie. Ogólnie sytuacja wygląda tak - siódemka dzieci (w tym trójka już dorosłych). Stary od zawsze pracuje, nawet ciężko #!$%@? bym powiedziała, ale bez żadnej szkoły i ciekawszych umiejętności więc za gówno pieniądze i zazwyczaj na czarno. Nic nie robi, żeby to zmienić. Matka znalazła sobie sposób na życie w "wychowywaniu" dzieci. Biorę w cudzysłów, bo wg mnie wychowanie oznacza coś więcej niż urodzenie i przetrzymanie w domu do pełnoletności. Dorosłe dzieci już w domu nie mieszkają. Dwoje z nich za granicą jakoś sobie radzą, ale że nie skończyli nawet gimnazjum to łatwo im nie jest. Pracują przy sadzonkach itp, a popołudniami piją (chyba jedyna rozrywka). Ten co został w kraju nawet skończył zawodówkę (samochodówkę), ale do roboty ma dwie lewe ręce więc dorabia byle przeżyć na fuchach, pije, ćpa i szwęda się po wsi. Ot takie życie wybrał i nawet nie widzę, żeby mu źle z tym było. Młodsze dzieci mają po kolei 13, 7, 4 lata i najmłodsze 8 miesięcy. Syn trzynastoletni właśnie nie zdał do kolejnej klasy. Szkoda, bo fajny, niegłupi dzieciak, ale niedopilnowany się nie uczy i olewa szkołę. Jak rodzice to komentują? "Debil, leń #!$%@?! Skończy jak menel, jak Marek (ten dorosły już syn, który się po wsi szwęda)". Siedmioletnia córka jakoś sobie jeszcze radzi, ale dopiero do drugiej klasy pójdzie więc zobaczymy jak długo. Rodzice w lekcjach jej nie pomagają (nie mają przecież czasu), obarczają tym starsze rodzeństwo, czyli po wyprowadzce tych dorosłych - "debila", który nie zdał do pierwszej gimnazjum. Generalnie Maryśka jest trochę słabo rozgarnięta jak na swój wiek. Liczyć nie umie, mówi niewyraźnie, często bez ładu i składu. Do tego po prostu tępa. Aż przykro mi pisać tak o niewinnym dziecku, ale miałam do czynienia z wieloma dzieciakami i taki fakt po prostu muszę stwierdzić. Do najmłodszych czepiać się nie będę, bo i nie ma do czego. Dzieci jak dzieci.
Z czego się utrzymują? Stary zarabia jakieś 2 tys, czasem coś więcej w sezonie. Oczywiście na czarno. Do tego zasiłki, pomoce z gminy, finansowane obiady dla dzieci w szkole, żywność z pomocy, dofinansowania na wyprawki szkolne, ubrania dla dzieci w większości też dostają od znajomych, listonosza, pani sołtys i innych. Dom też dostali. Po iluś pismach i codziennych wycieczkach do gminy, przyznano im i wyremontowano chałupę. Może nie luksus, ale też bym nie pogardziła jakby mi taką dali. Matka nigdy nie pracowała. Tak jak pisałam, chyba zrobiła sobie z rodzenia dzieci sposób na życie. Niby narzeka na każdą kolejną ciążę, ale jak z nią rozmawiam o antykoncepcji to zawsze ma jakieś "ale". Tabletki nie, bo źle się po nich czuje, w plastry nie wierzy, spiralki się boi, prezerwatyw mąż nie uznaje. Mam wrażenie, że boi się co będzie robić jak już nie będzie miała wymówki, że musi siedzieć w domu bo dzieci.
Alkohol? Nie jest nawet tak źle (przynajmniej nie tragicznie). Stary pije weekendowo bo w tygodniu nie ma czasu. Pracuje od rana do wieczora, jak wraca do domu to pada na ryj ze zmęczenia i tyle go widzieli. Matka lubi popiwkować, ale nie upija się za bardzo. Ot tak dla towarzystwa z sąsiadką, siostrą czy z kimkolwiek innym. #!$%@? niemiłosiernie tylko fakt, że nie widzi nic złego w takim piwkowaniu podczas ciąży. Jej słowa "Nie jedno dziecko urodziłam i każde zdrowe". Szkoda tylko, że nie widzi związku między tym piciem, a niską wagą swoich dzieci, tym że są wyjątkowo małe jak na swój wiek i trochę przygłupie (nie wszystkie, ale jednak). Fajki też w ciąży paliła, a i przy dzieciach obydwoje palą.
Biedny bo głupi? Takie powiedzenie nie raz słyszałam. Coś w tym jest. Pomijając fakt, że stary nic nie robi, żeby lepiej zarabiać, nie ma kompetencji i ich nie podwyższa, a matce się robić nie chce, to śmieszy mnie ich sposób "oszczędzania". Jeżdżą czasem do miasta 30 km tylko dlatego, że w którymś z marketów jest promocja na ziemniaki lub jabłka i są kilka groszy tańsze niż w wioskowym sklepie. Kupują mnóstwo zbędnych rzeczy tylko dlatego, że są w promocji. Dzieciom kupują najtańsze buty (np za 30 zł na jakimś rynku) i #!$%@?ą te biedne dzieci za to, że zniszczyły po dwóch miesiącach. Kupują następne i tak kilka razy w roku zamiast kupić jedne, ale lepsze. Policzyłam, że ja mniej wydaję na podstawowe buty dla mojego młodego (podstawowe bo nie liczę sportowych) niż oni dla jednego dzieciaka w ciągu roku, a ja kupuję te z "wyższej półki". Kupili tableta, którego dzieci #!$%@?ły po dwóch tygodniach. Po co? Bo brakowało rachunków do jakiegoś zwrotu pieniędzy z gminy. Z szanowaniem przedmiotów, w tym zabawek, to mnie w ogóle do szału doprowadzają bo jak podjeżdżam pod ich dom to na podwórku to wszystko #!$%@?. Rowery rzucone, zabawki połamane leżą, nawet sprzęty elektroniczne jeszcze działające.
Co mnie dzisiaj tak #!$%@?ło? Otóż sytuacja. Weszłam do nich pouzupełniać te papiery związane z kupnem samochodu. Siedzimy sobie przy kawie (proponowali piwo, ale ja samochodem więc w końcu przestali namawiać po moich słowach "Nie i #!$%@?"). U mamuśki na rękach najmłodsze dziecko. Ośmiomiesięczna Julcia. Matka siedzi i karmi córcię czekoladowym wafelkiem. No #!$%@?. Brała matka do ust kawałki tego wafelka, żuła, rozdrabniała, a potem wpychała dziecku do ust. Przy tym cieszyła się, że mała ma taki apetyt i to już drugi wafelek dzisiaj. Po chwili jedno ze starszych dzieci dorwało się do czipsów. Mała krzyczy i macha rękami w jego stronę, więc co? Trzeba małej też dać czipsów. W końcu mamuśka pomyślała, że może Julci chce się pić. Zrobiła herbatkę w małej butelce (jakieś 150 ml na oko) i dosypała do niej czubatą łyżeczkę cukru. Na moje pytanie po co słodzi tak małemu dziecku herbatę odpowiedziała tylko "bo gorzka". Lizak na uspokojenie? Normalka. Dodam tylko, że dziecko starsze siedmioletnie nie ma zębów, ale nie dlatego że mleczaki wypadły tylko dlatego, że próchnica zeżarła. Ma czarne resztki po mleczakach i powoli wychodzą stałe zęby. Dziecko czteroletnie (synek) ma jeszcze zęby, ale całe czarne. Wytłumaczenie rodziców? "To po ojcu, stary też miał zawsze słabe zęby".
Co mnie jeszcze #!$%@?? Ich stosunek do życia, pieniędzy, dzieci. Za każdym razem jak z nimi rozmawiam to słyszę teksty typu „bieda z kasą, bo te #!$%@? jeszcze nie wypłaciły rodzinnego” albo „złodzieje #!$%@? jeszcze więcej kwitów chcą żeby dać kasę”. Nie dość, że to oni ciągną od państwa ile mogą to jeszcze mają pretensje, że nie dostają na pstryknięcie palca tylko muszą coś formalnie udowadniać. No #!$%@? mnie strzela, bo ja uczciwie pracując, osoba wykształcona i (tak myślę) niegłupia zarabiam mniej niż oni z gminy wyżebrają plus na czarno zarobią. Wspomniałam o stosunku do dzieci. Tak, bo nie wyobrażam sobie dziecka mojego nazwać debilem, pasożytem, #!$%@? (swoją drogą to brzmi trochę zabawnie w ustach matki), mendą, przygłupem. U nich to jest na porządku dziennym. Dodatkowo #!$%@? mnie ich stosunek do szkoły. Wszyscy nauczyciele są źli i się uwzięli. Jak jest temat jakiejś wycieczki to tylko słyszę "Nie chce im się lekcji prowadzić tylko jakieś wyjazdy wymyślają, aby kasę ciągnąć". Nie ważne czy to wycieczka do stolicy, do Gdańska, muzeum, kina, teatru, arboretum. Zawsze to samo. Nauczyciele leniwi i tylko wycieczki wymyślają, żeby lekcji nie prowadzić.
Pomoc? W zasadzie nie widzę możliwości. Mają już tzw. opiekunkę rodziny, wcześniej też kuratorów do tych już dorosłych dzieci. Oczywiście ich #!$%@?, bo ktoś doniósł do opieki społecznej, a przecież u nich nic złego się nie dzieje. Tylko że ta opiekunka, z tego co słyszałam, głównie przyjeżdża na ploty, pomóc uzupełnić kolejne wnioski o zapomogi itp, ewentualnie pomóc w lekcjach dzieciom, ale jak widać z marnym skutkiem. Ja kiedyś starałam się pomagać. Nie rodzicom, ale dzieciom. Tłumaczyłam tym już teraz dorosłym żeby w szkole się starali, że ja im pomogę. To były naprawdę godziny rozmów, ale nie skorzystali. Teraz coś tam temu trzynastoletniemu pomagam. Czasem przyniesie jakieś wypracowanie do sprawdzenia, czasem o matmę zapyta. Jednak potem i tak robi swoje i olewa szkołę. Prezentów dawać nie będę bo idą na zmarnowanie (tak jak wyżej wspomniane przeze mnie zabawki i sprzęty). Zresztą i tak dużo dostają bo każdy się lituje.
Po prostu jak się na takich ludzi patrzy to odechciewa się pracować, uczyć, starać, bo o patoli w naszym kraju bardziej dbają. Wystarczy regularnie składać odpowiednie pisma do gminy czy jakiegoś innego urzędu i zarabiać wystarczająco mało lub wcale. Jednak przede wszystkim szkoda mi dzieci, które nie są niczemu winne, rodziców kochają bezwarunkowo, ale życie na samym starcie już mają #!$%@?.
Jeżeli ktokolwiek przeczyta całość i dotrwa do tego momentu to może zrozumie dlaczego się tak rozpisałam. Gdzieś te żale musiałam wyrzucić.
#patologiazewsi
#bekazpodludzi chociaż to wcale nie jest śmieszne
#gorzkiezale
#truestory
#patologia
Trzymaj kontakt z dzieciakami i pokazuj im normalny świat. Potrzebują choć troche zdrowego środowiska. Powodzenia ;))
Taka patola ma już 7 dzieci, a taka wykształcona paniusia jak dobije do 2 to będzie sukces. Pytanie czyje geny przetrwają i czyje dzieci będą potem miały więcej dzieci? :)
Takim ludziom nie należy pomagać, takim ludziom należy przestać dawać jakiekolwiek pieniądze i nie reagować choćby dzieci z głodu miały umierać, chyba że ktoś osobiście za swoje pieniądze będzie je wspierał, ale o
A to o mnie? Jeżeli tak to nic chyba nie zrozumiałeś z mojego wpisu. Nic też nie pisałam o finansowej pomocy dla nich, a wręcz przeciwnie - napisałam, że nie ma sensu nic im dawać.
Najbardziej razi mnie w oczy to, że wszystko się należy. Wbrew pozorom społecznie to im się najmniej należy, bo najmniej do tego społeczeństwa wnoszą. Zawsze wychodzę z założenia, że ludziom należy się tyle