Aktywne Wpisy
![StaryWedrowiec](https://wykop.pl/cdn/c3397992/StaryWedrowiec_IWCPVLe0vG,q60.jpg)
StaryWedrowiec +275
Ehhh... 44 lata na karku i nie jest źle: Niedziela, siódma rano - przeglądam neta, a w tle odpalony Battlefield 2042, na biurku piwko, na balkonie czeka blancik, zero dzieci, zero stałej partnerki, sypiam nawet po 12 godzin i ogólnie nikt mnie nie #!$%@? - żyć, nie umierać. ( ͡º ͜ʖ͡º)
#takaprawda #heheszki #humorobrazkowy #rodzice #rodzina #dzieci
#takaprawda #heheszki #humorobrazkowy #rodzice #rodzina #dzieci
![StaryWedrowiec - Ehhh... 44 lata na karku i nie jest źle: Niedziela, siódma rano - pr...](https://wykop.pl/cdn/c3201142/ac339f58809dca2eb17cd7effac784f7202af75ec62386ba0a6af60f21ef9637,w150.jpg?author=StaryWedrowiec&auth=05b1a9621e8fb386e8c27c5377548e85)
![kantek007](https://wykop.pl/cdn/c3397992/kantek007_8z6nsTx4G3,q60.jpg)
kantek007 +621
UWAGA TO NIE JEST ZWYKŁY KEBAB
![kantek007 - UWAGA TO NIE JEST ZWYKŁY KEBAB](https://wykop.pl/cdn/c3201142/08a3f03bbb2d7cef870fa0a8b3cae14a884293eb01d16a670fb0910f02c9c009,w150.png)
Nie spodziewałam się zupełnie takiego zainteresowania, zwłaszcza, że na wykopie plusy zbierają raczej #gorzkiezale o różowych paskach, ale skoro prosicie, to jak najbardziej będzie część druga i może znacznie więcej. Bo tak prawdę mówiąc w porównaniu z innymi egzemplarzami ten był jeszcze w miarę znośny (przynajmniej względnie normalny). Zaznaczam jeszcze, że nie chodzi mi wyłącznie o to, żeby się wyżalić czy poobgadywać eks, ale żeby podsunąć niebieskim coś w rodzaju poradnika, pokazać, jak my (dziewczyny) myślimy i odbieramy różne rzeczy od drugiej strony. Tym razem będzie też trochę o seksie (mam skrupuły czy powinnam opisywać takie szczegóły, ale bez tego obraz byłby niepełny, więc doceńcie moje poświęcenie), dlatego raczej 18+. No i podkreślam, że wszystko co piszę, jest absolutnie zgodne z prawdą, bez żadnego ubarwiania.
Ok, to wracając jeszcze do tematu, przypomniało mi się kilka historii a propos chorobliwej wręcz oszczędności.
Na ten przykład, L. został parę razy zaproszony przez moich rodziców, żeby spędzić wspólnie z nami (tj. moimi rodzicami, moją siostrą i mną) weekend. Nie mówię już nawet o tym, żeby przywiózł ze sobą jakiekolwiek kwiaty czy prezent dla mojej mamy czy coś, tego nawet się po nim nie spodziewałam. Ale to jeszcze nic w skali braku taktu i dobrego wychowania. Zapytałam go po fakcie, czy podobało mu się u mnie w rodzinie, zgadnijcie co odpowiedział? "Najważniejsze, że było darmowe jedzenie". I nie był to bynajmniej żart.
Inna rzecz - kwestia transportu. L. stwierdził, że u niego w domu nikt nie ma prawa jazdy ani samochodu, więc on też nigdy nie zrobi prawa jazdy oraz nigdy nie kupi samochodu. Dobra, spoko, można jeździć autobusem, zresztą kto powiedział, że w związku to zawsze mężczyzna musi być kierowcą (ja wtedy pracowałam i studiowałam, więc nie miałam ani kasy ani czasu na zrobienie prawa jazdy, ale myślałam sobie, że gdyby było mi kiedyś potrzebne, to mogłabym pójść na kurs i kupić jakiegoś grata. Oczywiście w różowym pasku budzi się w takich sytuacjach coś w rodzaju braku poczucia komfortu, bo wyobraziłam sobie, co będzie jeśli zajdę z nim kiedyś w ciążę i zacznę nagle rodzić, a on jest niezmotoryzowany, na taksówkę będzie mu żal pieniędzy, a niczego alternatywnego nie byłby w stanie zorganizować, bo jest gapą. No ale pomińmy to na razie). Wynikały z tego różne, z perspektywy czasu może i zabawne sytuacje. Kiedy L. przeprowadzał się do innego mieszkania, na drugim końcu miasta, musiał jakoś przewieźć rzeczy. Taxi to zbytni luksus, samochodu nie ma, więc wykorzystał do pomocy oczywiście mnie. Średnio było dla mnie przyjemne noszenie kilkudziesięciokilogramowych toreb, części komputerowych, pakunków z książkami, zwłaszcza że do przystanków autobusowych mieliśmy spory kawałek do przejścia (jestem wprawdzie względnie wysoka, ale przy tym bardzo drobna i chuda). Nie przyszło mu nawet do głowy, że to może być dla mnie ciężkie zadanie, ja jako osoba niekonfliktowa i wtedy jeszcze bardzo mało asertywna nie chciałam narzekać. :( Z drugiej strony były sytuacje, kiedy wysługiwał się innymi, np. kiedy musiał coś większego przywieźć z domu rodzinnego, prosił o to kuzyna (mi się jakoś perspektywa proszenia do końca życia o pomoc kuzyna wydawała niezręczna). Do pracy natomiast jeździł codziennie (czy raczej był zawożony i odwożony) przez jednego z kolegów-współlokatorów. Zapytałam kiedyś nieśmiało, czy chociaż zwraca mu za benzynę. Oczywiście nie. Więc ja dalej drążę temat, czy chociaż mu to zaproponował? Oczywiście nie, bo "kolega ma samochód na gaz, więc i tak niewiele płaci". Autentyk.
No dobra, drugi wątek, mam nadzieję, że wyjdzie nieco krótszy. Brak zaradności życiowej. Można by o tym napisać epopeję. Tak się zastanawiam, bo może to ja jestem nienormalna i to co wydaje mi się dziwne jest w gruncie rzeczy zupełnie powszechne, ale czy Wy, jeśli mieszkacie z rodzicami, robicie czasem cokolwiek w domu? Rozumiem, że do pomocy zagania się głównie dziewczyny, a mama zawsze będzie mamą i matkuje, ale też nie jest służącą, i jeśli się jest dorosłym i ma dwie zdrowe ręce, to, jeśli już nie z altruizmu, chociaż z czystego wyrachowania można coś tak od czasu do czasu zrobić (przydałoby się nauczyć podstawowych rzeczy, bo zakładam że każdy kiedyś planuje zamieszkać bez rodziców). A on, będąc po studiach, nie umiał zupełnie nic. Obsłużyć pralki (mieszkał w akademiku i jeździł co tydzień do domu, żeby zrobić pranie, którego nota bene nie było tak dużo - patrz pierwszy post. W akademiku były pralki, gdyby ktoś pytał). Nie potrafił POWIESIĆ prania (rzucał je tylko niechlujnie na sznurek, do momentu, kiedy mu pokazałam, że jak strzepnie koszulę przed powieszeniem i sensownie powiesi, to będzie ona gotowa do założenia po wyschnięciu, nie wyglądając przy tym jak psu z pyska). Z gotowania wyłącznie podgrzanie wody w kubku w mikrofalówce. Nawet jajecznicy. JAJECZNICY. No bo przez całe studia jadł w stołówce. Oczywiście nie próbował wcale nadrobić zaległości, jak się z nim rozstawałam, to (dzięki mnie) potrafił przygotować jakże skomplikowane danie składające się z kaszy kuskus (którą wystarczy zalać wrzątkiem, dodam na wszelki wypadek) i podgrzania w mikrofali kawałka kurczaka kupionego w supermarkecie.
Tu mały hint - każdy niebieski pasek zyskuje co najmniej trzy punkty w skali atrakcyjności, jeśli jest w stanie ugotować 2, 3 w miarę pożywne, smaczne potrawy. Naprawdę, nawet sobie nie wyobrażacie, jak można tym zaimponować dziewczynie.
Ale to wszystko jeszcze byłabym w stanie jakoś przełknąć, zwłaszcza, gdyby nie był tak uparty i nie uważał, że on zawsze wszystko wie lepiej i jego sposób robienia czegokolwiek jest absolutnie poprawny i najlepszy na świecie. Najgorzej było z seksem. Z jednej strony trochę go usprawiedliwiam, bo był moim pierwszym facetem, a ja jego pierwszą dziewczyną, więc wiadomo jak to jest, sztywno, niezręcznie, nie wiadomo do końca co robić i jak się zachować. Dzisiaj wiedziałabym jak z nim rozmawiać i jak rozwiązać nasze problemy. Wtedy bardzo nieśmiało i z zawstydzeniem dociekałam i próbowałam coś przeforsować. Rzecz w tym, że L. (tak podejrzewam) bardzo często rozładowywał napięcie sam, nie wiem, oglądając pornografię czy nie, nieistotne. I jak przyszło co do czego, to seks widać nie dostarczał mu wystarczających bodźców, więc trwał straaaasznie długo. Kilkadziesiąt minut to myślę taka średnia. Wbrew wyobrażeniom niektórych niebieskich, NIE JEST to przyjemne dla dziewczyny. Pół godziny jeszcze ok, ale potem podniecenie i napięcie u dziewczyny opada i trzeba naprawdę niezłego doświadczenia, żeby je podtrzymać, zmiana pozycji to niestety za mało. Inaczej robi się nieprzyjemnie, a potem po prostu zaczyna boleć i przerwanie aktu to było jedyne rozwiązanie jakie wchodziło w grę. Próbowałam z nim rozmawiać, że może jak ma się dziewczynę, to można na nią skierować swoją uwagę seksualną, ale stwierdził tylko, że on od zawsze robi to parę razy dziennie i nie ma siły, żebym go powstrzymała, musiałabym za nim chodzić chyba nawet do toalety (sic).
Problem z nieudanym, nieprzyjemnym seksem jest taki, że ta jedna sfera potrafi wpłynąć na całościową niechęć do drugiej osoby i tak się stało w moim przypadku.
Dobra, znowu będą komenty, że za dużo piszę, więc tyle na dziś.
Zrobię chyba tag, #toksycznieks
Poza tym tradycyjnie #tfwnogf #truestory #przegryw
Zarzucę cytatem:
"Feminizm zmieszany jest z pogmatwanym pomysłem,
Uważam, że feministki mają wiele racji i z częścią ich haseł się zgadzam. Nie uważam też, że jest to coś, czego miałabym się wstydzić. Wiem, że na wykopie i ogólnie w internecie feministki nie cieszą się dobrą prasą, ale te mniej 'wyszczekane' robią często ważne i przydatne, przynajmniej z mojego punktu widzenia, rzeczy.
Moim zdaniem feministki zrobiły już swoje, kobiety mają równe prawa (a czasem nawet większe) i to co teraz robią to już
@janeeyrie: Przepraszam za szczerość, ale #!$%@? o Szopenie. Wiem dużo o tym, jak Wy myślicie, już wiele razy się starałem jak mogłem, by to taką dziewczynę uszczęśliwić, a nie siebie (nigdy jakoś tego uczucia dla siebie
@janeeyrie: Wyrzuciłabym faceta z łóżka, a potem z mojego życia jakby kończył po 30 minutach :D 30 minut gry wstępnej i cała noc seksów,
@janeeyrie:
Skąpstwie niebieskich? Ja kupiłem samochód za 18 000zł bo słyszałem, że podobał się mojej dziewczynie. Wszystkie pieniądze które zarobię wydaje na nią. W dupie mam swoje przyjemności, myślę tylko o niej. I ty mówisz o skąpstwie chłopaków...
Ja: Moze pojdziemy razem kiedys do kina?
On: Nie, bo w kinie nie leci zaden film, ktory JA chcialbym obejrzec.
Ja: Moze pojdziemy razem do kawiarni na kawe i ciastko ?
On: Nie, bo chce abys
Jaki w ogóle miało sens bycie tyle lat z facetem, który
@Dezzerter: Może po prostu jest uzależniony od fapania i łatwiej mu strzepać niż zająć się kobietą? 3-4x na dzień to jest jakaś patola, nie uważasz? Nawet dziewczyna nie będąc kłodą nic w tym wypadku za wiele nie zrobi skoro on tyle razy dziennie wykorzystuje swoje siły seksualne.
Tylko jeżeli dziewczyna zaspokajała mnie dosadnie, to nie miałem ochoty na fapanie. A tutaj idealnie podkoloryzuje obraz faceta który wychodzi na niewyżytego zboczeńca, prawda zawsze leży pośrodku.