Wpis z mikrobloga

tl;dr


Nie spodziewałam się zupełnie takiego zainteresowania, zwłaszcza, że na wykopie plusy zbierają raczej #gorzkiezale o różowych paskach, ale skoro prosicie, to jak najbardziej będzie część druga i może znacznie więcej. Bo tak prawdę mówiąc w porównaniu z innymi egzemplarzami ten był jeszcze w miarę znośny (przynajmniej względnie normalny). Zaznaczam jeszcze, że nie chodzi mi wyłącznie o to, żeby się wyżalić czy poobgadywać eks, ale żeby podsunąć niebieskim coś w rodzaju poradnika, pokazać, jak my (dziewczyny) myślimy i odbieramy różne rzeczy od drugiej strony. Tym razem będzie też trochę o seksie (mam skrupuły czy powinnam opisywać takie szczegóły, ale bez tego obraz byłby niepełny, więc doceńcie moje poświęcenie), dlatego raczej 18+. No i podkreślam, że wszystko co piszę, jest absolutnie zgodne z prawdą, bez żadnego ubarwiania.

Ok, to wracając jeszcze do tematu, przypomniało mi się kilka historii a propos chorobliwej wręcz oszczędności.
Na ten przykład, L. został parę razy zaproszony przez moich rodziców, żeby spędzić wspólnie z nami (tj. moimi rodzicami, moją siostrą i mną) weekend. Nie mówię już nawet o tym, żeby przywiózł ze sobą jakiekolwiek kwiaty czy prezent dla mojej mamy czy coś, tego nawet się po nim nie spodziewałam. Ale to jeszcze nic w skali braku taktu i dobrego wychowania. Zapytałam go po fakcie, czy podobało mu się u mnie w rodzinie, zgadnijcie co odpowiedział? "Najważniejsze, że było darmowe jedzenie". I nie był to bynajmniej żart.
Inna rzecz - kwestia transportu. L. stwierdził, że u niego w domu nikt nie ma prawa jazdy ani samochodu, więc on też nigdy nie zrobi prawa jazdy oraz nigdy nie kupi samochodu. Dobra, spoko, można jeździć autobusem, zresztą kto powiedział, że w związku to zawsze mężczyzna musi być kierowcą (ja wtedy pracowałam i studiowałam, więc nie miałam ani kasy ani czasu na zrobienie prawa jazdy, ale myślałam sobie, że gdyby było mi kiedyś potrzebne, to mogłabym pójść na kurs i kupić jakiegoś grata. Oczywiście w różowym pasku budzi się w takich sytuacjach coś w rodzaju braku poczucia komfortu, bo wyobraziłam sobie, co będzie jeśli zajdę z nim kiedyś w ciążę i zacznę nagle rodzić, a on jest niezmotoryzowany, na taksówkę będzie mu żal pieniędzy, a niczego alternatywnego nie byłby w stanie zorganizować, bo jest gapą. No ale pomińmy to na razie). Wynikały z tego różne, z perspektywy czasu może i zabawne sytuacje. Kiedy L. przeprowadzał się do innego mieszkania, na drugim końcu miasta, musiał jakoś przewieźć rzeczy. Taxi to zbytni luksus, samochodu nie ma, więc wykorzystał do pomocy oczywiście mnie. Średnio było dla mnie przyjemne noszenie kilkudziesięciokilogramowych toreb, części komputerowych, pakunków z książkami, zwłaszcza że do przystanków autobusowych mieliśmy spory kawałek do przejścia (jestem wprawdzie względnie wysoka, ale przy tym bardzo drobna i chuda). Nie przyszło mu nawet do głowy, że to może być dla mnie ciężkie zadanie, ja jako osoba niekonfliktowa i wtedy jeszcze bardzo mało asertywna nie chciałam narzekać. :( Z drugiej strony były sytuacje, kiedy wysługiwał się innymi, np. kiedy musiał coś większego przywieźć z domu rodzinnego, prosił o to kuzyna (mi się jakoś perspektywa proszenia do końca życia o pomoc kuzyna wydawała niezręczna). Do pracy natomiast jeździł codziennie (czy raczej był zawożony i odwożony) przez jednego z kolegów-współlokatorów. Zapytałam kiedyś nieśmiało, czy chociaż zwraca mu za benzynę. Oczywiście nie. Więc ja dalej drążę temat, czy chociaż mu to zaproponował? Oczywiście nie, bo "kolega ma samochód na gaz, więc i tak niewiele płaci". Autentyk.

No dobra, drugi wątek, mam nadzieję, że wyjdzie nieco krótszy. Brak zaradności życiowej. Można by o tym napisać epopeję. Tak się zastanawiam, bo może to ja jestem nienormalna i to co wydaje mi się dziwne jest w gruncie rzeczy zupełnie powszechne, ale czy Wy, jeśli mieszkacie z rodzicami, robicie czasem cokolwiek w domu? Rozumiem, że do pomocy zagania się głównie dziewczyny, a mama zawsze będzie mamą i matkuje, ale też nie jest służącą, i jeśli się jest dorosłym i ma dwie zdrowe ręce, to, jeśli już nie z altruizmu, chociaż z czystego wyrachowania można coś tak od czasu do czasu zrobić (przydałoby się nauczyć podstawowych rzeczy, bo zakładam że każdy kiedyś planuje zamieszkać bez rodziców). A on, będąc po studiach, nie umiał zupełnie nic. Obsłużyć pralki (mieszkał w akademiku i jeździł co tydzień do domu, żeby zrobić pranie, którego nota bene nie było tak dużo - patrz pierwszy post. W akademiku były pralki, gdyby ktoś pytał). Nie potrafił POWIESIĆ prania (rzucał je tylko niechlujnie na sznurek, do momentu, kiedy mu pokazałam, że jak strzepnie koszulę przed powieszeniem i sensownie powiesi, to będzie ona gotowa do założenia po wyschnięciu, nie wyglądając przy tym jak psu z pyska). Z gotowania wyłącznie podgrzanie wody w kubku w mikrofalówce. Nawet jajecznicy. JAJECZNICY. No bo przez całe studia jadł w stołówce. Oczywiście nie próbował wcale nadrobić zaległości, jak się z nim rozstawałam, to (dzięki mnie) potrafił przygotować jakże skomplikowane danie składające się z kaszy kuskus (którą wystarczy zalać wrzątkiem, dodam na wszelki wypadek) i podgrzania w mikrofali kawałka kurczaka kupionego w supermarkecie.
Tu mały hint - każdy niebieski pasek zyskuje co najmniej trzy punkty w skali atrakcyjności, jeśli jest w stanie ugotować 2, 3 w miarę pożywne, smaczne potrawy. Naprawdę, nawet sobie nie wyobrażacie, jak można tym zaimponować dziewczynie.

Ale to wszystko jeszcze byłabym w stanie jakoś przełknąć, zwłaszcza, gdyby nie był tak uparty i nie uważał, że on zawsze wszystko wie lepiej i jego sposób robienia czegokolwiek jest absolutnie poprawny i najlepszy na świecie. Najgorzej było z seksem. Z jednej strony trochę go usprawiedliwiam, bo był moim pierwszym facetem, a ja jego pierwszą dziewczyną, więc wiadomo jak to jest, sztywno, niezręcznie, nie wiadomo do końca co robić i jak się zachować. Dzisiaj wiedziałabym jak z nim rozmawiać i jak rozwiązać nasze problemy. Wtedy bardzo nieśmiało i z zawstydzeniem dociekałam i próbowałam coś przeforsować. Rzecz w tym, że L. (tak podejrzewam) bardzo często rozładowywał napięcie sam, nie wiem, oglądając pornografię czy nie, nieistotne. I jak przyszło co do czego, to seks widać nie dostarczał mu wystarczających bodźców, więc trwał straaaasznie długo. Kilkadziesiąt minut to myślę taka średnia. Wbrew wyobrażeniom niektórych niebieskich, NIE JEST to przyjemne dla dziewczyny. Pół godziny jeszcze ok, ale potem podniecenie i napięcie u dziewczyny opada i trzeba naprawdę niezłego doświadczenia, żeby je podtrzymać, zmiana pozycji to niestety za mało. Inaczej robi się nieprzyjemnie, a potem po prostu zaczyna boleć i przerwanie aktu to było jedyne rozwiązanie jakie wchodziło w grę. Próbowałam z nim rozmawiać, że może jak ma się dziewczynę, to można na nią skierować swoją uwagę seksualną, ale stwierdził tylko, że on od zawsze robi to parę razy dziennie i nie ma siły, żebym go powstrzymała, musiałabym za nim chodzić chyba nawet do toalety (sic).
Problem z nieudanym, nieprzyjemnym seksem jest taki, że ta jedna sfera potrafi wpłynąć na całościową niechęć do drugiej osoby i tak się stało w moim przypadku.

Dobra, znowu będą komenty, że za dużo piszę, więc tyle na dziś.
Zrobię chyba tag, #toksycznieks
Poza tym tradycyjnie #tfwnogf #truestory #przegryw
  • 102
@janeeyrie: Dziękuję, że zawołałaś. Nawet nie wiem, co mam na ten tekst odpisać, naprawdę. Im dalej, tym mój fejspalm i zdziwienie przybierało coraz to większe rozmiary. Wydawałoby się nie do pomyślenia, że tacy ludzie na tym świecie egzystują, a tego typu opowiadania to fikcja wyssana z palca, lecz sam mógłbym pewnie wskazać ze dwie - trzy osoby, które przyszło mi spotkać na swej życiowej ścieżce, które to były totalnie do życia
@mambalaga: Ale czytałeś poprzedni wpis i ten nieco dokładniej?
OPka napisała przecież, że:
a) to był jej pierwszy związek → brak doświadczenia
b) miała bardzo niską samoocenę, którą ten facet jeszcze podkopywał (to chyba jest decydujące)

To nie jest żadna #logikarozowychpaskow tylko zwykły mechanizm psychologiczny, według którego myślą ludzie z niską samooceną, bardzo często kobiety; 'jestem taka beznadziejna, nie zasługuję na nikogo, on jest okropny ale od czasu do czasu spojrzy
@janeeyrie:

Wiesz co sklada sie na dobry odbior tych opowiadan ?
Wykopowicze wcale nie sa jakimis mizoginami. Po prostu zazwyczaj opowiadanie z pierwszej osoby pokazuje wady innej widziane przez nas i jesli nie jest jakos bardzo widoczne, ze to my jestesmy winni, za to b. wyrazna jest wina drugiej osoby, to nikt nie bedzie cie pojezdzal tylko za to ze jestes kobieta.

Zdradzonej osobie (a to jest czesto watek historii) zawsze
@janeeyrie: Dzięki, że zawołałaś:) Nie wiem skąd wzięłaś takich typów. Powinnaś się chyba udać do szamana, żeby zdjął z Ciebie klątwę. ( ͡° ͜ʖ ͡°) A tak poza tym, to może zgłoś się do jakiegoś czasopisma dla kobiet/CKM/Playboy i zgarniaj hajs za takie historie. Myślę, że masz 100% szans na kolumnę w dziale felietony. Obserwuję twój tag więc, tego nie sknoć. ( ͡° ͜ʖ ͡