Wpis z mikrobloga

A' propos szczania do zlewu, tak mi się przypomniało (to nie jest śmieszna historyjka), jak parę lat temu zmienialiśmy jakoś zimą z kumplami lokal i szliśmy przez miasto. Godzina była już późna, zimno w #!$%@? (ładnych parę stopni na minusie), praktycznie nikogo po drodze, nagle kumplowi zachciało się szczać. Zaraz obok były takie budki, co zwykle są przy blokach, a obok nich krzaki, więc kumpel na chwilę zniknął nam z oczu. Za moment wraca i mówi, że koło krzaków leży jakaś laska, wyglądała na młodszą od nas (17-18 lat), i nie kontaktuje. Idziemy sprawdzić, faktycznie, leży na boku skulona i się trzęsie. Pytamy, czy wszystko w porządku - zero reakcji. Podchodzimy bliżej, szturchamy delikatnie, cały czas do niej mówimy, nic (a cały trzęsła się i pociągała nosem co chwilę). No #!$%@?, dzwonimy po pogotowie, w międzyczasie nawet próbowaliśmy delikatnie palcem podnieść powieki i zobaczyć źrenice, ale od razu napinała wszystkie mięśnie twarzy, więc odstąpiliśmy od dalszych prób kontaktu. Przykryliśmy ją tylko kurtkami i czekaliśmy na przyjazd karetki (zajęło to jakieś 5-10 minut). Zabrali ją bardzo szybko do szpitala i tyle żeśmy ją widzieli.

Nie wiem, dlaczego była w takim stanie. Cholera wie, czy była pijana, sami byliśmy po paru piwach, więc alkoholu byśmy nie wyczuli. Leżała w takim miejscu, że naprawdę nikłe było prawdopodobieństwo, że ktoś by ją wtedy znalazł. A, jak mówiłem, było wtedy #!$%@? zimno.

I jeżeli ta laska żyje, to swoje życie zawdzięcza temu, że mój kumpel poszedł lać w krzaki.

#truestory
  • 7
@paziu: Podobna historia z imprezy w moje oczko. #!$%@? ze znajomymi wracaliśmy w środku nocy z bunkrów (bo bunkry są zajebiste), a w krzakach niedaleko znaleźliśmy zwijający się z bólu faceta.

Dobrze, że jedna obecna znajoma była dobrze zaznajomiona z udzielaniem pierwszej pomocy, nawet kompletnie nawalona. Gościu pluł krwią i nie potrafił wypowiedzieć nawet pół słowa, dogadaliśmy się w facetem, na znaki głową typu "tak" "nie", że został pobity i okradziony.