Idąc głównym szlakiem, nie widać życia,
Świat jak martwy posąg, choć widok zapiera.
Przeraża mnie ta zieleń, kres ludzkich budowli,
Nie wiem, co się tam kryje, śladów badam szlak.
Czegoś, co nas pochłonie, przypomni o sobie,
Niewidzialne dłonie, co zostawiły narzędzia.
Czy one są tu jeszcze, czy zostawiły odłogiem?
Kto, jak nie one, wskaże drogę do prawdy objawionej?
Sam w tym się tracę, dotrzeć nie umiem,
Wołam w próżnię,
Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.
Tutejsza idiotko — rzekł kretyn miejscowy —
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?
Miejscowa kretynka odrzekła: — Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.
Więc kretyn miejscowy uśmiechną się słodko
I poszedł do kina z tutejszą idiotką.
Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.
Aż wreszcie szepnęła: