Po moim rozstaniu (6,5 roku razem) przeprowadziłem się do rodziców. Mam 27 lat. Będę teraz zmieniać pracę i wiecie co? Mam już w dupie ten wyścig. I mam w dupie tę samodzielność. Mieszkam w dużym domu (2 mieszkania po 100m2, na górze tylko schorowana na alzheimmera babcia) i będę tutaj się kisić kilka lat, nawet jak sobie znajdę nową kobietę i po prostu odkładać hajs. Nie będę już niewolnikiem tego systemu. I tak "dziedziczę". w 3-4 lata lekko będę miesięcznie odkładać po 2k, jeśli zdrowie mi pozwoli.
Zainwestuję po tym czasie w ten dom, lub sobie ogarnę swoje mieszkanie na mały kredyt i je wynajmę. I sram na to co ludzie będą mówić. Wolę być obgadywany niż zasuwać jak chomik w kółku na kredyt pod korek i harować jak wół na podstawowe potrzeby życiowe.
Może przynajmniej dzięki temu "późną młodość", czyli życie po 30 sobie poukładam i będę czuć względnie stabilność i poczucie bezpieczeństwa. Mam kilku kolegów singli, co albo wynajmują tanie kawalerki i praca w nadgodzinach im coś wynagradza (miasto 70-90k, niskie ceny nieruchów) albo nawet mieszkają dalej z rodzicami (24-26 lat) i dzięki temu co miesiąc rośnie im sumka na koncie.
Ostatnie
Zainwestuję po tym czasie w ten dom, lub sobie ogarnę swoje mieszkanie na mały kredyt i je wynajmę. I sram na to co ludzie będą mówić. Wolę być obgadywany niż zasuwać jak chomik w kółku na kredyt pod korek i harować jak wół na podstawowe potrzeby życiowe.
Może przynajmniej dzięki temu "późną młodość", czyli życie po 30 sobie poukładam i będę czuć względnie stabilność i poczucie bezpieczeństwa. Mam kilku kolegów singli, co albo wynajmują tanie kawalerki i praca w nadgodzinach im coś wynagradza (miasto 70-90k, niskie ceny nieruchów) albo nawet mieszkają dalej z rodzicami (24-26 lat) i dzięki temu co miesiąc rośnie im sumka na koncie.
Ostatnie
#mecz